Odważnie wyraża swoje poglądy i tupie nogą tam, gdzie inni boją postawić się swoją stopę. Możemy się od niej nauczyć wiele, a już na pewno tego, jak od długiego, zbędnego gadania, przejść do realizacji celu. Czym jest dla niej wewnętrzna emigracja i jak znalazła się w organizacji Impres-Art?
Zapowiedz siebie!
Czarne włosy, czarny humor i czarny tusz pod bladą skórą. Nie czuję, jak rymuję. Niezmiennie enneagramowa 7w8, dusza niespokojna. O mnie kiedyś i o mnie teraz, czyli o zmianach na przestrzeni niemal dziesięciu lat oraz nieustających pasjach. Egoistyczny przewodnik po moim hedonistycznym świecie. Ale nie tylko!
Jak to się stało, że zaczęłaś tłumaczyć teksty na język hiszpański?
Na niedługo przed wyborem pierwszego kierunku studiów, jakim była filologia hiszpańska, zaczęłam słuchać dużo ambitnej (i, o dziwo, polskiej!) muzyki, zwracając szczególną uwagę na tekst, który towarzyszył tym wyjątkowym dźwiękom. Moimi ulubionymi autorkami były wówczas Anna Saraniecka oraz Agnieszka Osiecka. Zaintrygowana niebanalnym splotem słów, postanowiłam zmierzyć się z wybranymi utworami i stworzyć ich hiszpańską wersję, ponieważ zawsze uważałam, że zasługiwały one na większy rozgłos. Tak też uczyniłam – niektóre z nich schowałam do szuflady, część pomogła mi w zaliczeniu przedmiotów, a jeszcze inne rozdałam artystom po koncertach, w których miałam okazję uczestniczyć. Potraktowałam to jako miły gest z mojej strony, dar, odmienne spojrzenie na dotychczasową działalność artystyczną, a także własną autodydaktykę. W końcu zawsze jest lepiej robić to, co się lubi i sprawia przyjemność, a przy okazji rozwija – tutaj były to języki oraz kreatywność. Do dzisiaj jestem zadowolona z wykonanej pracy i poświęconego na nią czasu. Moje tłumaczenia nadal oddają właściwy, pierwotny sens tekstów, a ponadto zgadza się ilość sylab, rodzaje układów rymów, całość ładnie wpasowuje się do linii melodycznej. Kiedy coś robię, staram się wykonać to jak najlepiej potrafię. Myślę, że i w tym przypadku udało mi się to osiągnąć.
To pomogło mi także wybrać dalszą drogę w mojej karierze naukowej. Przy okazji późniejszych koncertów poznałam panią manager Karinę Zawadę, która po niemalże pięciu latach wiernego kibicowania zespołowym poczynaniom oraz chęci do pomocy przy wszelkich eventach, zaproponowała mi współpracę i tak rozpoczęłam praktyki zawodowe w agencji artystycznej Impres-Art, co znakomicie pokrywało się z celem mojego drugiego kierunku studiów – Zarządzania kulturą i mediami, czyli przekazaniem wiedzy i praktycznych umiejętności niezbędnych współczesnym managerom, nie tylko muzycznym.
Kim interesuje się Impres-Art i na jakiej zasadzie dokonywana jest selekcja talentów w tej organizacji?
Karina Zawada, jedyna właściwa kierowniczka, założycielka i, tak na marginesie, fanka Małego Księcia, uważa, że „dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Liczy się przyjemna atmosfera, szacunek, uczciwość i bezgraniczne zaufanie. Te czynniki pozwalają zbudować nienaganne relacje, nie tylko zawodowe. Praca dla niej to przyjemność. Wszystko, co robi, stara się wykonywać z pełnym zaangażowaniem, rzetelnością oraz pasją, dlatego faktor ludzki jest dla niej bardzo ważny. Nie jest to typowa agencja artystyczna, która przygarnia wszystkich mogących przynieść pokaźny zarobek i inne zyski. Ponieważ ma bardzo dobrą opinię na rynku, to większość ludzi zgłasza się do niej samych. Są to artyści, muzycy, realizatorzy, czy też organizatorzy koncertów. Niejednokrotnie, choć rzadziej, ktoś trafia w jej gust muzyczny oraz poczucie estetyki, chwyta za serce. Wtedy dostaje propozycję współpracy. Jeżeli Karina uzna, że dana osoba nie wpasowuje się charakterologicznie w przedstawione wyżej ramy, zwyczajnie nie podejmuje z nią współpracy bądź ją kończy. Mówi, że ona sama musi stać się fanką takiej osoby oraz być przekonana o wysokiej jakości twórczości, którą reprezentuje. Wówczas może szczerze przedstawić ją innym i być dumna z tego, co robi.
Jak wygląda współpraca z artystami?
Dla mnie to kierat, ból i zgrzytanie zębów. Droga krzyżowa usłana cierniem, po której przejściu znajduje się epizodyczny raj w postaci sceny, blasku reflektorów, wiecznej zabawy oraz aplauzu. A tak na poważnie, bez owijania w bawełnę, to po prostu ciężka i męcząca praca. Nie można do końca wyjść z roli managera, wziąć urlopu od siebie samej i innych, myśleć o niebieskich migdałach (a ja lubię!). Zawsze się znajdzie ktoś, kto potrzebuje czegoś natychmiast. To praca z ludźmi, a ludzie, jak wiadomo, są różni. Nie zważają na dzień, godzinę czy okoliczności. Trzeba mieć cierpliwość i być w pełni profesjonalnym na każdym kroku. Od początku do końca. Ja taka nie jestem. Muszę mieć czas wyłącznie dla siebie oraz miejsce, gdzie liczą się moje potrzeby, ja i tylko ja. Uważam, że jest to zdrowe podejście. Z kolei dla Kariny współpraca z artystami to całe życie. Jest urodzoną działaczką, aktywistką i dobroczyńcą. Na pierwszym miejscu stawia swoją działalność oraz, ex aequo, współpracowników i ich wymagania. Sama także jest bardzo skrupulatna. Podziela moje zdanie o wadze swoich obowiązków, ale sprawia jej to radość. Oczywiście, zgadzam się, że wśród tych cieni można znaleźć również wiązkę światła, natomiast bycie pozakulisowym, często niedocenianym bohaterem tej opowieści nie leży w kręgu moich zainteresowań. Wolę oglądać gotowy spektakl z perspektywy oczarowanego widza niż brać udział w jego stresującym przygotowaniu.
Jak jeden krok może wpłynąć na całe Twoje życie?
Każdy krok wpływa na nasze życie. W zależności od tego czy wybierzesz opcję A, czy opcję B, możesz znaleźć się w zupełnie różnych sytuacjach lub miejscach. Szkoda, że nie możemy wypróbować obu możliwości i zdecydować, która alternatywa jest dla nas najlepsza. Ubolewam nad tym, ponieważ jestem ciekawa świata, niecierpliwa i zachłanna – równocześnie chciałabym mieć ciastko oraz je zjeść. 🙂 Nie lubię dokonywać selekcji, powinna mieć ona charakter naturalny.
Czy gdybyś się wtedy nie odważyła, byłabyś dziś tu gdzie jesteś?
Z pewnością nie. Może nadal zastanawiałabym się jak to jest pracować z artystami, jeżdżąc nieustannie na koncerty, załatwiając formalności. Czułabym się niespełniona i nie wiedziałabym, że nie jest to środowisko ani zawód dla mnie. Dzięki temu mogę docenić moją dzisiejszą pracę oraz celebrować dni wolne od wszelkich obowiązków czy zmartwień.
Twoje miejsce na ziemi to…?
Zapewne wszyscy oczekują w tej odpowiedzi jednego – stolicy Portugalii. I jeśli mam traktować moje miejsce na ziemi jako enklawę, do której będę wracać bez końca oraz przestrzeń, która samoistnie sprawia, że czuję się w niej korzystnie, to bezapelacyjnie – niech to będzie Lizbona, ponieważ właśnie tam mam się najlepiej.
Co według Ciebie czyni Portugalię wyjątkowym miejscem?
Czy „wszystko” będzie niewłaściwą odpowiedzią? Wobec tego rozwinę nieco to stwierdzenie. Portugalia dostarcza nadzwyczajnych wrażeń: dźwiękowych, kiedy żółty tramwaj przejeżdża Ci przed nosem przy wąskiej uliczce lub, gdy tuż za rogiem rdzenny mieszkaniec z gitarą przygrywa przejmujące melodie fado; smakowych oraz węchowych – należy spróbować różnorakich słodyczy (pasteis de nata, obowiązkowo) i przejść się głównymi ulicami, gdzie tubylcy oferują rozmaite przekąski oraz używki, następnie trzeba zadać sobie pytanie, czym pachnie Portugalia (zapewniam, że dla każdej jednostki będzie to co innego); no i oczywiście wizualnych – wystarczy spojrzeć na Lizbonę, jej architekturę oraz inne miejscowości okraszone pięknymi płytkami azulejos. Ponadto Portugalia oferuje szereg atrakcji. Uważam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Urzekające stare miasta (a także intrygujące i dobrze rozwinięte części nowoczesne), wioski, liczne i zadbane tereny zielone, a dla fanów tzw. „descanso, sol y playa” – zdumiewające plaże, dostęp do oceanu, a przez znaczną część roku upragnione przez wszystkich urlopowiczów, słońce. Wiem, że zawiało turystyczną broszurą, ale dodam tylko, że fani Portugalii, a nawet jej mieszkańcy, często dzielą się na dwa obozy: team Lizbona i team Porto. Ja zdecydowanie należę do tego pierwszego.
Na początku była miłość do kraju, czy do języka?
Ciężko stwierdzić, co było pierwsze. Być może język, ale przeanalizujmy to. Jak już wspomniałam, wybrałam się na studia filologiczne, a dwa lata po ich rozpoczęciu dostałam piękny prezent od losu – możliwość kilkumiesięcznego wyjazdu do Hiszpanii, z której to oczywiście skorzystałam. Osiadłam niedaleko granicy portugalskiej, z czego ucieszyłam się niezmiernie, ponieważ dotychczas to Portugalia przyjeżdżała do mnie – muzyka (Mariza z koncertem fado we Wrocławiu czy Krakowie), portugalskie słodycze od znajomych, słowniki i książkowe kursy dla obcokrajowców. Postanowiłam wreszcie spełnić swoje marzenie i odwiedzić upragniony kraj. Tak zostałam prawdziwą luzomaniaczką – entuzjastką Portugalii i wszystkiego co z nią związane. Więcej możecie przeczytać w moim eseju, który opublikowałam na blogu WewnętrznaEmigracja.pl, pt. „Tenho saudades”. Wracając do punktu wyjścia – ustalmy zatem, że najpierw było zauroczenie językiem, które później przerodziło się w miłość do Lizbony, a reszta kraju załapała się mimochodem.
Jakie różnice kulturowe zauważasz między Polską a Portugalią? Czy różni nas mentalność – coś co dla nas jest dziwne, a dla nich jest normą?
O Portugalczykach zwykłam mówić w samych superlatywach. Po pierwsze, są bardzo przyjaznym, bezkonfliktowym narodem, ale zdecydowanie bardziej zdystansowanym niż, np. Hiszpanie. I w moich wypowiedziach, proszę mi wierzyć, jest to komplement. Nie są tak nachalni w kontaktach międzyludzkich. Są natomiast pomocni oraz otwarci na wszystko, co nowe, ale swoją swobodą raczej nie przerażają ogromu turystów z różnych kultur coraz liczniej odwiedzających ich piękny kraj. Znają pojęcie komfortu przestrzennego i strefy osobistej, co bardzo w nich cenię. Pokazują, że można być w równej mierze mocno zaangażowanym religijnie i duchowo człowiekiem oraz bardzo tolerancyjnym wobec tego, co inne. Nie są porywczy, a co najważniejsze i jest to, według mnie, największa różnica między nami – lubią siebie samych i siebie nawzajem. Czy ktokolwiek słyszał, żeby Portugalczycy bezmyślnie krytykowali osoby publiczne, które jednocześnie są ich krajanami? Prosty przykład to Cristiano Ronaldo wyśmiewany bez powodu i zalewany falą hejtu przez zawistnych Europejczyków, ale nigdy przez swoich rodaków. Wielu z nich zresztą nie śledzi jego kariery zawodowej, ale zawsze chwali jego prywatne poczynania i trzyma kciuki za dalsze sukcesy, a w trudnych chwilach wspiera go modlitwą oraz dobrym słowem. To rzadko spotykany gest nawet wśród wielce świątobliwych Polaków. Idąc dalej, czy Portugalczycy wywlekają swoje problemy i potęgują je, by te urosły do rangi międzynarodowej? Czy w związku z tym jest głośno o ich wpadkach i kompromitacjach na całym świecie? Nie, ponieważ zły to ptak, co własne gniazdo kala. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. A teraz zastanówmy się nad sobą. Wnioski nasuwają się same, nieprawdaż?
W poprzednim życiu byłaś portugalskim żeglarzem, który zwiedzał świat, a teraz jesteś polską żeglarką pragnącą wrócić do poprzedniego wcielenia. Dlaczego?
Moja dusza musiała nieco pomylić kierunki, wędrując do kolejnej z inkarnacji. Teraz staram się nam pomóc i spełniać każdą zachciankę podróżniczą. Nie wyobrażam sobie być więźniem w swoim aktualnym wcieleniu i zaprzestać poznawania świata czy zdobywania kolejnych uskrzydlających mnie doświadczeń.
Czy życie na wodzie jest Twoja inspiracją? Może dzięki niemu możesz być z tą Magdą, która jest znana jedynie Tobie samej?
Nie nadużywałabym tak wielkiego słowa, jakim jest inspiracja, ale chciałabym kiedyś spróbować prawdziwego życia na wodzie. Statek, ja i czas. Sobą staram się być na co dzień także na lądzie. Magdalena, która jest znana tylko mnie, prędzej czy później wychodzi na światło dzienne, choć zdecydowanie bardziej preferuje porę po zmroku.
Najpiękniejszy widok, jaki miałaś okazję do tej pory zobaczyć bądź taki, który wywarł na Tobie największe wrażenie?
Było ich wiele. Ciężko zdecydować się na jeden, ale taki, który mam ze sobą wszędzie (na każdym urządzeniu w pracy, w domu, w drodze), to ten obrazek:
I jeszcze tysiące innych prezentujących Terreiro do Paço oraz żółte tramwaje albo zwykły zachód słońca w mojej miejscowości, który jest prawdziwym cudem natury. Oprócz architektury doceniam również piękno przyrody, być może dlatego Lizbona i jej okolice wydają mi się tak bardzo czarujące.
Co stanowi dla Ciebie największą inspirację?
Marzenia, miejsca, dźwięki, obrazy, zapachy, smaki. A czasem nawet i ludzie. Nie ma konkretnego bodźca, który sprawia, że jestem w stanie w jednej sekundzie zmienić swoje nastawienie i dokonać na pozór wielkich rzeczy. Jest to zwykle kompilacja impulsów. Najczęściej bywa to jednak muzyka. Znacie to uczucie, kiedy w słuchawkach płynie melodia z tekstem idealnie oddającym Wasz bieżący nastrój, a Wy jedziecie bądź idziecie gdzieś i myślicie sobie „wow, czuję się, jakbym występował/a w teledysku”? No właśnie, ja też je znam. Być może dlatego nigdy nie oglądam oryginalnych klipów. Wolę własne wizualizacje, które później mogę przenieść do realnego świata.
Muszę przyznać, że dość często wyrażasz swoje poglądy. Nie zawsze podejmowane tematy są łatwe. W jaki sposób każdy z nas może walczyć o lepsze jutro?
Cóż, nie potrafię ugryźć się w język, kiedy ktoś lub coś mnie denerwuje. Dla niektórych jest to poważna wada charakteru, a dla mnie cecha, którą powinien posiadać każdy człowiek. Nie można tłumić w sobie złych emocji, bo wtedy rzeczywiście będzie trzeba walczyć o nasze prywatne lepsze jutro. Najlepiej być na bieżąco ze swoimi pragnieniami i uczuciami.
Dla każdego „lepsze jutro” może oznaczać co innego, nie zawsze to, co jest dobre dla ogółu czy też mniejszości, dlatego powstrzymałabym się od wszelakich walk na rzecz skupienia się na sobie, poszerzenia własnych granic umysłowych i samorozwoju. Nie jestem typem wojującej aktywistki. Jestem obserwatorem, realistą, komentatorem rzeczywistości – bo chcę i mogę.
Dlaczego warto spełniać marzenia?
Aby być spełnionym, po prostu. To dla mnie jedno z najważniejszych poczuć. Jest ono następstwem zrealizowanych marzeń różnej wagi. To, że jedną nogą jestem już w poprzednim wcieleniu, bo zdałam państwowy egzamin na żeglarza jachtowego czy to, że nie muszę codziennie słuchać dźwięku budzika, czy też mogę dokupić kolejną roślinę owadożerną do mojego minitorfowiska i obejrzeć nowy film klasy XYZ w jakimś niszowym kinie. To jest dla mnie prawdziwe szczęście. Niestety ciągle mi mało, a lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią ciągle się wydłuża, zamiast kurczyć. Ale chyba właśnie o to chodzi.
Dlaczego ludzie powinni przenieść swoje piękne życie z Instagrama do realiów?
Wiem, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale kto by chciał mieć idealne życie tylko na obrazkach w Internecie? Nuda. W mediach społecznościowych zaobserwowałam dziwny (a może nawet niebezpieczny) trend naśladowania życia wybranych osób, co oczywiście nie przekłada się na rzeczywistość. Jest to przerażające i smutne zarazem. Co z tego, że ktoś wrzuci na Instagram idealnie wykadrowane zdjęcie z wymyślnymi hasztagami i podpisem, jeśli tak naprawdę zalega na kanapie w pustym domu i nie może uporać się z samym sobą? Po co?
Co powiedziałabyś wszystkim tym, którzy boją się zrobić krok ku swoim marzeniom?
Jest to trudne pytanie, w dodatku wymagające prostej odpowiedzi. Nie wiem, czy jestem w stanie takowej udzielić, żeby nie była ona na poziomie mądrości Paulo Coelho. Zdelegalizować coaching! Każdy jest inny, marzenia są różne, dlatego posłużę się cytatem z bardzo ważnego dla mnie utworu Meli Koteluk: „nie wolno Ci się bać, wszystko ma swój czas. Ty jesteś początkiem do każdego celu”. Powodzenia!
Czym jest dla Ciebie Wewnętrzna Emigracja?
Porzuconą na pastwę losu stroną WWW, na której można było zapoznać się z moimi bieżącymi refleksjami, licznymi doświadczeniami a także fotografiami. Taki był jej pierwotny zamysł. Nazwa bloga ma swoje korzenie również w zakresie psychologii, w którym to termin „emigracji wewnętrznej” oznacza „dobrowolne wycofanie się jednostki z udziału w życiu publicznym”, a jako koncepcja intelektualna przybiera postać milczącą, unikając tematyki współczesnej, w moim wypadku – politycznej. Osoba na emigracji wewnętrznej koncentruje się na sobie i własnych przemyśleniach, stąd właśnie potrzeba stworzenia takiego miejsca.
Co prawda, Magda zaprzestała czynnego prowadzenia bloga wewnetrznaemigracja.pl/ Jednak mimo wszystko, my Was serdecznie zachęcamy do zapoznania się z tekstami, które wciąż na nim są.
Zobacz także inne rozmowy.
Dziewczyny, jesteście super, dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za rozwój bloga. Będę śledzić na bieżąco!
?
Kocham Portugalię całym sercem i wcale się nie dziwię, ze to właśnie ją wybrałaś ? a marzenia są po to, by je spełniać! Powodzenia!
Dziękuję i cieszę się, że ktoś podziela moją miłość! Pozdrawiam! 🙂
Super wywiad! Jak zawsze! Jestem fanami i naprawdę dobra robota. To jest blog, a nie jakieś pisanie dziwne rzeczy ? Magda też super dziewczyna XD
Ciekawy artykuł
Magdalenko! Przeczytałam z zainteresowaniem i uwagą. Spostrzeżenia i refleksje: Bardzo dojrzałe, głębokie i ciekawe postrzeganie świata, ludzi oraz samej siebie. Przy okazji – a może przede wszystkim – Twoja niezwykle wysoka ocena „wystawiona” Karinie, a gdzieś tam „między wierszami” wyjaśnienie zmian, jakie nastąpiły z nadejściem nowego roku. Zrozumiałam. 🙂 Mam nadzieję, że nie wyprowadzicie się z urokliwej wioski pod Wieliczką, a Lizbona zawsze będzie dla Ciebie i Twoich najbliższych miejscem wyjątkowym, pełnym przyjemnych doznań i spokoju w sercu. 🙂 Ciesze się, że miałam okazję Cię poznać i polubić. Dziękuję za miłe gesty i życzę wszystkiego, co najlepsze. A Małego Księcia czytałam w oryginale. 🙂
Niezmiernie mi miło! Bardzo doceniam każde słowo i dziękuję. Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia! 🙂
Bardzo ciekawa rozmowa, inspirująca i da się wyczuć, że taka prawdziwa 🙂
Chętnie posłuchałbym porównania polskiej i hiszpańskiej piosenki. Widziałem masę tekstów jedynie przetłumaczonych, ale zawsze leżała w nich rytmika
Może kiedyś ktoś zechce się tym zająć wokalnie. 🙂
Czytałam jakbym słuchała opowieści dobrej koleżanki. Cieszę się, że odnalazłaś Siebie i życzę Ci powodzenia w spełnianiu się 🙂
Dziękuję i wzajemnie! 🙂
Bardzo ciekawa rozmowa i niezwykle inspirująca bohaterka 🙂
Marzyła mi się kiedyś filologia hiszpańska. Życie jednak potoczyło się inaczej i zostałam psychologiem 😉
Mnie marzyła się psychologia, a filologa hiszpańska to kompletny przypadek, chciałam „czegoś nowego” w życiu. 😉
Bardzo ciekawa relacja Dziewczyny ” która szuka”. Widac, że lubisz pisać i bardzo dobrze Ci to wychodzi. Piekne zdjęcia,
pozdrawiam
Dziękuję! Pozdrawiam. 🙂
Ale bym chciała usłyszeć piosenki Osieckiej po hiszpańsku! Nie wiecie, czy są gdzieś dostępne w internecie?
Niezwykle inspirujący wywiad!
Nie udostępniałam swoich tłumaczeń w Internecie, ale niewykluczone, że pojawiły się inne, może nawet doczekały się nagrań wokalnych. Z ciekawości sprawdzę w wolnej chwili. Dziękuję i pozdrawiam! 🙂
Inspirująco i ciekawie! Podoba mi się tu, myślę, że jeszcze wpadnę!
? Zapraszamy! Wpadaj i rozgość się! 🙂
Wyjątkowa!
Zawsze to ciekawsza droga niż nauczyciel czy tłumacz przysięgły, co wybiera spora część studentów filologii. Powodzenia w przyszłych działaniach
Zdecydowanie, te wyżej wymienione zawody nie są dla mnie. 🙂 Dziękuję i pozdrawiam!
Gratuluję wywiadu i oczywiście Magdzie wspaniałych podróży i fascynacji życiem