Wpis, który właśnie czytacie, zainspirowany jest tym, co niegdyś wstawiła na swojego Instagrama Maja Klemp. Dokładniej rzecz ujmując, chodzi nam o ten post, kiedy to Maja postanowiła podzielić się swoją opowieścią o niespodziankach, jakie znajduje w książkach zakupionych w antykwariatach. Wówczas, wspomniałyśmy o tym, że Babcia jednej z nas, wciąż ma pamiętnik swojego taty, a jedna z obserwatorek autorki bloga Miłość w czasach strefowych, zapytała o możliwość publikacji zdjęć tej pamiątki.
Czy właśnie na to się zdecydowałyśmy? Poniekąd tak! Jednak jak wszystko na naszym blogu, tak i ten wpis, zostanie napisany totalnie po naszemu. Opowiemy Wam w nim bowiem historię kilku, wyjątkowych osób. Każda z nich to inna treść, inna historia. Dla pełniejszego komfortu tych osób, pomimo tego że nie mają dostępu do internetu (przekonacie się dlaczego) i nie mają nam również tego za złe, postanowiłyśmy pozmieniać imiona. AHA! I tak! Pamiętnik również się tu ukaże.
Historia Jadwigi
Jadwiga to obecnie kobieta mająca ponad 90 lat. W zasadzie, bliżej jej już do 100 lat niż do 90. Jak to mówią, pokolenia wojenne żyją dłużej i wszyscy liczymy na to, że humor Jadwigi pozwoli Jej jeszcze długo opowiadać nam ciekawe historie ze swojego życia, jak również żarty, także te z młodości. Dla przykładu, w wieku 90 lat, gdy Jadwiga została zapytana o dowód w banku, zapytała owego mężczyznę, czy nie wierzy, że ma 18 lat. Gdy ten był nieco skonsternowany, Jadwiga oznajmiła, że w zasadzie to nie ma nic do stracenia. Mężczyzna wszak pozna tylko Jej imię i nazwisko. Ten odpowiedział, że po prostu chciał zobaczyć, czy jest ona równie piękna na zdjęciu, co w rzeczywistości. Widząc, że mężczyzna posiada poczucie humoru, Jadwiga na odchodne rzuciła: Jak coś, to jestem wdową. Mogę dać panu swój numer telefonu, ale ostrzegam. Nie mam mediów społecznościowych, a na SMS-y odpisywać nie umiem. Przypominamy. W tamtej chwili wiek kobiety wynosił 90 lat. I teraz zagadka. Jak myślicie? Kiedy postanowiła opowiedzieć tę przygodę, jako jedną z wielu całej swojej rodzinie? Otóż na stypie. Uznawszy, że zmarły również nie miał wyczucia, postanowiła wykorzystać swoje 5 minut, wygłosić swój mini stand-up, rozbawiając całą rodzinę.
Czy zawsze tak było? O ile poczucie humoru prawdopodobnie od dziecka trzymało się Jadwigi, o tyle… No właśnie! Nie zawsze było dobrze. I jasne, u każdego z nas bywa trudniej. Natomiast zwróćmy uwagę, że wiek powinien wskazywać nam to, iż urodziła się Ona w czasach wojennych. O trudnościach tych czasów nie trzeba nikomu opowiadać. Nasze pokolenie bowiem totalnie nie jest na takie momenty przygotowane. Doskonale pokazuje to obecna pandemia. W przypadku Jadwigi, zaloty absztyfikantów nie zawsze były tak urocze, jak przedstawiają to wojenne filmy. Czasami mierzyć się Ona musiała z zalotami wrogów. Na szczęście, w końcu udało Jej się znaleźć ukojenie w ramionach tego jedynego, co mogłoby wydawać się już jednak wstępem do uroczego romansidła z lat 30. Natomiast i w tym przypadku tak nie było. W międzyczasie została ona matką i zachorowała na depresję. Oczywiście, choroba nie została oficjalnie zdiagnozowana, ale jak mawia sama Jadwiga, po latach wie się takie rzeczy. Nic Jej wówczas nie cieszyło, nawet możliwość kupna mieszkania, które w tamtych czasach było wręcz czymś niemożliwym.
Ostatecznie, Jadwiga wygrała z depresją. Zaczęła o siebie walczyć. Ale walczyły o Nią również bliskie Jej osoby. Później, niestety musiała pożegnać się z mężem i dwójką dzieci. Z tego również udało Jej się wyjść. A dziś może cieszyć się obecnością bliskich, opowiadając im historie o ulubionej palarni kawy, wpadek z młodości i sposobów na zdobycie Jej serca, późniejszego małżonka. A jak te opowieści dobiegają końca, żartuje z siebie i często z tych, którzy nadmiernie chcą się Nią opiekować. Zdarza się Jej bowiem udawać, że właśnie traci równowagę. Co owszem, w Jej mniemaniu jest śmieszne, natomiast w oczach odbiorcy powoduje niemały strach, gdyż Jadwiga jest już po kilku operacjach i choruje obecnie na osteoporozę.
Po prostu Babcia
Aby nie zakręcić się w opisach, Babcia pozostanie Babcią. Bez imienia. Nie napiszemy nawet, która z nas jest Jej wnuczką. Ale pisząc o ludziach z pokolenia wojennego, nie sposób Jej tu nie opisać. Babcia urodziła się roku 1935. Dziś, każdy zapewne myśli o Niej, jak o tej w czepku urodzonej. Dlaczego? Nie wiadomo, ponieważ tak naprawdę na wszystko sobie zapracowała sama. W tym przypadku również możemy dowiedzieć się ile złych rzeczy widziała w dzieciństwie i tylko domyślać, jaki realny wpływ miał na Nią, np. widok żołnierza, który rzuca małym dzieckiem o beton. Te niekończące się lęki o życie swoje i rodziców. Choroby, na które być może i wówczas były leki, ale nie było do nich dostępu. A w całej tej historii, mała, bezbronna lecz ambitna dziewczynka, której marzeniem było się odpowiednio wykształcić. Babcia była jedną z tych szczęściar, które rzeczywiście ukończyły podstawówkę, a nawet zdały maturę. Jednak tej szczęściarze, o której właśnie piszemy, marzyło się zrobienie doktoratu. Dlatego też udała się na studia, które dość szybko, bo po miesiącu, musiała porzucić. I nie, tu powodem nie było lenistwo, a list od Pradziadka, który prosił o pomoc finansową w wykształceniu rodzeństwa babci. Nie mogła się nie zgodzić.
Jako osoba, jak na tamte czasy, porządnie wykształcona, Babcia została przyjęta do szkoły, na stanowisko nauczyciela. Popchnęła Ją tam Prababcia, która uważała ten zawód za szlachetny, a osobę, która go wykonuje, za szanowaną i nigdy nie skazaną na brak pieniędzy. Na szczęście charakterku Babci odmówić nie można. Dlatego też postanowiła iść za swoimi marzeniami i ku braku uciechy prababci, zostać księgową. Prababcia non stop wówczas mówiła o czekającym na Babcię więzieniu i pieniądzach, które przez jeden błąd może oddawać całe życie. Nie stało się tak! A gdy spory ucichły, prawdopodobnie Prababcia również dała się przekonać do takiego pomysłu na życie. Podobnie zresztą jak do obecności gramofonu. Natomiast tu już ukłony należą się Pradziadkowi, który z kolei cieszył się nim jak małe dziecko.
Wracając do Babci, na dalszych etapach życia, również na Jej drodze pojawiały się różne przeciwności losu, jak chociażby poronienie dziecka. I o ile w pierwszym przypadku denerwuje nas, gdy ktoś mówi, że depresja to nowa choroba, o tyle w tym wkurza nas stwierdzenie: „Kiedyś to kobiety zapieprzały w polu i prawie nic nie jadły i żadna nie poroniła dziecka. Żadna. A dzieci jedno po drugim rodziły i każde zdrowe”. Otóż nie. Kobietom w tamtych czasach zdarzały się poronienia, chorowały na depresję. I niestety dzieci nie zawsze rodziły się zdrowe, natomiast w wielu przypadkach nie było to widoczne, bo te dzieci po prostu szybko umierały.
Babcia. Pokolenie wojenne. Poza zdobyciem studiów wyższych – osiągnęła swoje cele. Ale nie szukała wymówek.
Pradziadek
Tu również bez imienia. Będzie sam Pradziadek. I tak, to tata Babci, który totalnie kochał gramofon. Zapewne, gdyby było mu dane podżyć dłużej, pokochałby również inne nowinki technologiczne. O Pradziadku natomiast wspominamy z innej przyczyny. To właśnie on niejako przyczynił się do powstania tego wpisu. On, a w zasadzie Jego dusza romantyka. Ale powoli.
Pradziadek, niczym amant ze starych fotografii, każdy dzień wypełniał po brzegi dymem tytoniowym. W dodatku, ponieważ mówimy o czasach, gdy dostępność papierosów nie była zbyt duża, Pradziadek na wszelki wypadek dmuchał na zimne i robił sobie zapasy. I w zasadzie, gdyby żył i gromadził te wszystkie fajeczki tak, jak kiedyś, z pewnością zaprosiłybyśmy Go na rozmowę do naszego najnowszego cyklu Kolekcjonerzy. Okazuje się bowiem, że gdy odchodził, zostawił po sobie wypchaną po brzegi szufladę, wersalkę i kilka szafeczek. Oprócz fajek, zostawił jednak również to:
My miałyśmy takie pamiętniki w dzieciństwie, Pradziadek już jako mężczyzna. Wpisy pochodzą z końca lat 20, najczęściej jest to rok 1927. Wierszyki, a jakże, w większości mówią o miłości. Najbardziej jednak ujmujący był ten od Prababci, którego nie ujawnimy. 😉
Jak widać na załączonych fotografiach, pradziadek również oceniał owe wpisy. Chociaż prawdę mówiąc, musiał być bardzo wyrozumiały, bo większości wystawiał najwyższą jak na tamte czasy ocenę, czyli 5. 😉
Mimo trudnych czasów, Pradziadek wykazywał się również totalną wiarą w lepsze jutro i… nieraz być może wręcz obojętnością. Ale jak było… kto wie?
Nie są jedyni!
Gdyby chcieć opisać wszystkich wspaniałych ludzi z tamtego pokolenia, zapewne mogłybyśmy stworzyć z tego osobny cykl. Jeżeli macie jakąś historię ludzi, którą bardzo chcecie opowiedzieć – dajcie znać. Być może zrobimy część drugą. Na tę chwilę, celem tego wpisu było pokazanie tego, że bez względu na czasy i okoliczności w jakich żyjemy, nasze problemy są niezmienne. Nie ma znaczenia, czy mowa o kobiecie urodzonej w 1924 roku, czy o tej, która urodziła się w 2000 lub jak my, w 1995.
Dbajmy o siebie, jeżeli możemy. Tamto pokolenie tym się od nas różniło, że nie zawsze mogło zawalczyć o siebie i swoje zdrowie. My możemy!
Zobacz także inne Zapowiadanki.
Chyba mój ulubiony z Waszych wpisów do tej pory! Uwielbiam takie opowieści! I jest mi super miło, że w jakiś sposób przyczyniłam się do powstania tej perełki.
Moja Prababcia mieszkała w bloku w centrum Gdyni, pomijając już to, że sama była niesamowitą kobietą, to miała SĄSIADKI! Pod nią np. mieszkała Pani Tula, która dożyła setki. Pani Tula leciała jak szatan na mojego tatę i zawsze powtarzała mojej mamie, że gdyby miała dychę mniej to by mamie tatę odbiła. Mama wtedy pytała, czy Pani Tula nie bierze pod uwagę, że może mój tata by się nie dał odbić. PT odpowiadała wtedy: kochana, jak się żyje tyle lat, co ja, ma się swoje sztuczki.
Uwielbialiśmy ją wszyscy bezgranicznie, najlepszym dowodem jest to, że to była jedyna kobieta, której pozwalałam tarmosić mój policzek ?
Uwielbiamy ludzi z tego pokolenia. To nie jest taka zwykła lekcja historii, ale taka, za którą w jakiś sposób się tęskni. Te historie przekazywane przez te osoby, często nam bliskie, odnoszą się niekiedy do nas. Ci ludzie są zupełnie inni, barwniejsi i… nie zawsze do odgadnienia. ?
PS Nigdy nie wytarmosimy Ci policzka. Lubimy swoje życie. ???
Ależ to jest interesujący wpis! Moja babcia też nie cieszyła się zbytnim szczęściem i też pochodziła z pokolenia wojennego. Doskonale pamięta wszystkie dobre j złe chwile z tamtego okresu i trzeba przyznać, że gdy to czytałem miałem dokładnie takie samo poczucie jak wtedy, gdy mi o tamtych czasach opowiadała. To niesamowite, że takie ręczy jak ten pamiętnik się zachowują i pozwalają nam zupełnie inaczej spojrzeć na nasze życie.
Też się cieszymy, że mogłyśmy taki wpis napisać. ? To są tego rodzaju pamiątki rodzinne, które trzymają za serduszko. W tym przypadku, to początki znajomości pradziadków jednej z nas. ?? Całe szczęście, nikt nie uznał tego za starego śmiecia i nie wyrzucił go. Poza tym, widzimy ile radość ten wpis sprawił ludziom, a kilka osób zaczęło pisać historie swoich dziadków. ? Fantastyczne!
Ależ miło się takie rzeczy czyta i ogląda 😉 Piękny stary pamiętnik, istna perełka!
I tu się nieskromnie zgodzimy, że taki pamiętnik to perełka. Cieszymy się, że mogłyśmy się nią z Wami podzielić. ?
Uwielbiam takie opowieści, podobnie jak pamiątki po Babciach i Dziadkach. Czujemy w nich historie, kiedy tylko bierzemy je do reki. To tym cenniejsze, ze pokolenie, które znało wojnę, już odchodzi. Potem już tylko my będziemy mogli te wspomnienia dalej przekazać. Pozdrawiam serdecznie!
Chyba w tym całym przekazie najważniejsza jest też rola rodziców. 😉 Jeżeli oni zaniedbają taki przekaz, to już niestety kolejne pokolenia też mogą być w tym temacie do tyłu. Nasi na szczęście zawsze wracali opowieściami do kilku pokoleń wcześniej i dzięki temu, możemy również my mówić o takich rzeczach.