Set jetting, czyli przenikanie się świata realnego z filmowym – wywiad z Krzysztofem Przybylskim

Co można robić w wolnym czasie? To pytanie najpewniej zadał sobie chociaż raz każdy z nas. Natomiast Krzysztof Przybylski znalazł na to rozwiązanie – set jetting. Na czym dokładnie to polega? I w jaki sposób nasz Rozmówca wybiera miejsca, w które chce się udać, aby znaleźć idealny kadr filmowy? Zapraszamy do rozmowy. Tam znajdziecie odpowiedź na te i inne pytania.

Zapowiedz siebie!

Pochodzę z małego miasteczka Rogoźno, na trasie Piła – Poznań, choć obecnie mieszkamy z rodziną w Obornikach, kilka kilometrów od Rogoźna. Filmy to moja pasja odkąd pamiętam, czyli od kiedy zacząłem chodzić do kina. Jak nie chciano mnie do niego puścić, to bez pozwolenia tam uciekałem. Kino stało się dla mnie miejscem, gdzie dzieją się cuda. Trafiłem na fajne lata. Byłem wówczas wczesnym nastolatkiem, kiedy to do kin wchodziły: E.T., Indiana Jones i Świątynia Zagłady, Imperium kontratakuje, Greystoke, więc najlepsze czasy dla kina. Plus oczywiście lata ’90, gdzie zaczął się Jurasic Park. Wówczas królowały kasety video i Jurassic Park znów zachęcił ludzi do chodzenia do kina.

Mimo że kilka lat później, po studiach, podjąłem pracę, ta pasja ciągle była ze mną. Z chwilą, gdy pojawił się internet, miałem ponad dwadzieścia lat – świat się otworzył. Odkryłem sklep Amazon, a tam muzykę filmową, o której marzyłem od wielu lat. Zbierałem pieniądze, żeby te wymarzone płyty kupić. Uzbierała się do dziś spora kolekcja, która nadal się powiększa. No i przede wszystkim zaczął pojawiać się dostęp do tych filmów niskobudżetowych, do kina niezależnego. Tych filmów w kinach nie mogło się uświadczyć. W szkole, gdzie pracuję, również przez 20 lat prowadziłem teatr. Korzystałem z muzyki filmowej i starałem się, aby to był bardziej film na scenie. Nadeszły czasy smartfonów, władzy niesprzyjającej kulturze, więc teatr został uśpiony, chyba młodzież musi się trochę nasycić technologią, żeby i tak wrócić do czegoś bardziej ludzkiego… jak teatr.

Z Twojego zamiłowania do filmów zrodził się pomysł na odtwarzanie kadrów z różnych filmów poprzez wykonywanie własnych zdjęć w miejscach, gdzie te sceny zostały nakręcone. Jak to się zaczęło?

Cztery lata temu udaliśmy się na zupełnie spontaniczną podróż do Słowenii. Odkryłem w sobie duszę podróżnika. Następny wyjazd był już świadomym połączeniem filmowej lokalizacji i odkrywania pięknych miejsc w Europie.  

Pamiętasz film, który sprawił, że zdecydowałeś się odtwarzać te kadry filmowe?

Tak! To był dla mnie niesamowity moment. Można to zobaczyć na moim koncie na Instagramie. Pierwszy post jest z listopada 2019 roku, po tym jak padło hasło: Włochy. A Włochy to bardzo szerokie pojęcie. Zwłaszcza dla początkujących podróżników. Przypomniałem sobie, że to właśnie w tym kraju kręcono mój ulubiony film – Gladiator. Nasz nocleg znajdował się w północnych Włoszech, więc mieliśmy trochę kilometrów do Toskanii. Mówię do żony: Jedziemy! Muszę być na tym polu, gdzie kręcili Gladiatora. To była spontaniczna myśl. W końcu przyszedł ten dzień i jechaliśmy 5 godzin, żeby dotrzeć na miejsce w okolicach południa. Ten moment kiedy dojechaliśmy i wyszliśmy z auta… był magiczny.

Co wtedy czułeś?

Chodziłem po kamienistej drodze i szukałem dokładnie miejsca, gdzie to było kręcone… Byłem w jakimś amoku. Powietrze było duszne, taki moment przed burzą, wszystko dookoła było skoszone, ale nadal miało barwy jak w filmie. Znalazłem ścieżkę i wszedłem na górkę. Zobaczyłem charakterystyczne cyprysy… To jest taki moment, kiedy wszystko nabrało znacznie innego wymiaru. Wcześniej tylko myślałem, że pojadę, zobaczę co się zmieniło. Z ciekawości. A kiedy już tam stanąłem, zobaczyłem, że tam świat się zatrzymał. Ponadto była masa turystów, którzy to miejsce fotografowali. Powiedziałem do żony: zobacz, mimo tego że minęło 18 lat, to miejsce wciąż jest żywe. Zacząłem się wtedy zastanawiać co by było, gdyby porównać te dwa kadry. Kiedyś zobaczyłem taki pomysł w sieci. Nazywa się to set jetting. Jest to dosyć popularne za granicami naszego kraju. Niektórzy robiąc zdjęcia tylko stoją w tych miejscach gdzie coś się wydarzyło. Ja natomiast chcę uchwycić takie ujęcie, które również mnie samemu się podoba i zestawić ze sobą te dwa światy.

Co do odczuć podczas wizyty w miejscu kręcenia ulubionego filmu – wytłumaczę to na przykładzie. Wyobraźcie sobie, że macie kadr z filmu i zdjęcie ze mną. Jak położycie te zdjęcia na siebie i korzystając z możliwości programów, możecie sprawić że obydwa zdjęcia się przenikają. To właśnie coś takiego ja czuję podczas filmowych podróży. Nie czuję się ani bohaterem filmu, ani sobą. Czymś pomiędzy – kiedyś spróbuję opisać te uczucia. Wtedy na polu Gladiatora żona mi powiedziała: Ja ciebie tu samego zostawię… i odeszła na jakiś czas na bok.

Podczas oglądania filmów myślisz sobie, że chciałbyś pojechać w miejsca, gdzie zostały kręcone dane sceny?

Ja nie jadę specjalnie odwiedzić jakiegoś miejsca, bo tam był kręcony film. Musi on być dla mnie ważny, istotny, bliski. Z reguły, taki film mam gdzieś na półce, na płycie (dvd lub blu-ray – jestem staroświecki i nie lubię przechowywania „w chmurze”), bo kryje się głęboko w sercu i do niego wracam. Więc to nie są przypadkowe filmy, bo tych są tysiące. Dużo filmów było też kręconych w mojej okolicy, czy w Europie. I to jest fajne, bo dzięki temu inaczej myślimy o podróżach. W wyjazdach ograniczają nas jedynie praca, finanse i zdrowie. Każda wolna chwila to podróż, mała czy duża.

A kiedy już znajdziesz się w tym danym miejscu, gdzie był kręcony film i odegrana konkretna scena, co dzieje się dalej, ile czasu spędzasz w takim miejscu?

Nie spędzamy zbyt dużo czasu w filmowym miejscu. Wystarczy, że włączy mi się to moje odczucie przenikania pomiędzy dwoma światami, zarejestruję to, najczęściej telefonem i wracamy. To wszystko u mnie wygląda trochę, jak taka mapa z filmów sensacyjnych, gdy detektyw całe śledztwo ma na ścianie. Mapa, nazwy miejsc, karteczki ze wskazówkami. Najpierw pojawia się pomysł. Potem robię notatki i tworzy się taki ciąg przyczynowo skutkowy. Właśnie sprawiłem sobie notatnik, jaki posiadał ojciec Indiany Jonesa, w którym wszystkie te wskazówki i zapiski będę wpisywał. W przyszłości będzie wymięty i zniszczony i  przemierzę z nim tysiące kilometrów!

set jetting

Na jakie filmy szczególnie zwracasz uwagę?

Po czterdziestce nie czekam aż tak bardzo na nowe filmy. Od wielu lat czuję komercję i zysk w kinie. Prawdziwe kino często mogę oglądać już tylko w starszych filmach. Dlatego żyję klasyką, która ukształtowała mój kręgosłup filmowy, ale i moralny. Dla młodszych jest to również przypomnienie, bo niestety zbyt często o tych filmach się już nie mówi. Tym bardziej, że głównie rządzą teraz platformy streamingowe. Rzadko kto chodzi do kina.

set jetting

A co sprawiło, że postanowiłeś podzielić się swoimi zdjęciami ze światem?

Mam konto na Facebooku, gdzie umieściłem kilka zdjęć porównawczych. Myślałem, że może ktoś się odezwie, skomentuje, uśmiechnie… Jednak na Facebooku, jak się okazało, działa to zupełnie inaczej. Przeniosłem się więc na Instagrama, gdzie sprawy potoczyły i toczą się dużo lepiej. Pokażę to na przykładzie jednego z pierwszych postów. Było to zdjęcie z muzeum w Thal, w domu rodzinnym Arnolda Schwarzeneggera. Nie ukrywam, że w młodości byłem jego wielkim fanem. Stąd wizyta w jego rodzinnym domu. Jak wszedłem do tego wnętrza byłem zachwycony. Czułem, że oddycham tym samym powietrzem, którym oddychał Schwarzenegger. Tam było łóżko, na którym oczywiście nie było można siadać. Ale poprosiłem ochroniarza. Pomyślałem, że jestem tam zapewne pierwszy i ostatni raz i muszę usiąść na tym łóżku. I usiadłem! Zrobiłem również o tym post. Znowu poczułem to piękne przenikanie się dwóch światów. W muzeum leży miecz z Conana Barbarzyńcy. Zapytałem, czy mogę zrobić sobie chociaż jedno zdjęcie, z mieczem w dłoniach, bo on był oryginalny! A ten ochroniarz tak patrzy i mówi: „No dobra! Tylko szybko”. Dodałem zdjęcie z mieczem na Instagramie. Umieściłem parę hashtagów i odezwała się do mnie jakaś pani… Napisała po angielsku, że ona grała w tym filmie. Zobaczyłem, że to jest aktorka, która teraz ma powyżej 60 lat. Jest aktywna na Instagramie, co też jest super! Napisała, że grała w filmie czarodziejkę. Byłem w szoku! To był ważny moment. W końcu, napisała do mnie osoba, która grała w znanym i kultowym dla mnie filmie, z moim idolem. Do teraz śledzimy swoje konta. Wypowiedziała się też, m.in. pod moim postem o Katyniu, bo z Andrzejem Wajdą siedziała na jednej z premier.

Miałem również inną sytuację z pewnym niemieckim dziennikarzem. Generalnie Covid pomieszał nam plany, bo w tym roku mieliśmy z rodziną odwiedzić ponownie Włochy. Dokładnie Campo Imperatore, gdzie kręcono Imię Róży. Znalazłem wzgórze, o którym dowiedziałem się w rozmowie z dziennikarzem z Niemiec. Zaprosił mnie do siebie, żeby udostępnić mi zdjęcia, które ma w szufladzie. Nie może mi ich wysłać, bo ograniczają go prawa autorskie. A te zdjęcia są cudowne, bo jedno z nich mi wysłał. Codziennie jeździł na plan i mam jego fotografię z Seanem Connery, a z drugiej strony Umberto Eco. Rozumiecie? Ja z tym gościem piszę. I znowu to jest dla mnie niesamowite, bo piszę z człowiekiem, który z tymi ludźmi obcował. A to wszystko dzięki Instagramowi.

Jeśli sytuacja na świecie się ustabilizuje, to macie jakieś plany co do miejsc, w które chcielibyście jeszcze pojechać?

W planach mamy odwiedzić miejsce, gdzie był kręcony Znachor. Niestety na Podlasie nie mamy zbyt blisko. Natomiast można to spokojnie dograć z jednym, dwoma noclegami. Mamy też po drodze rozpisanych kilka takich miejsc. Niestety wiele z nich zostało już mocno pozmienianych. Bez sensu jest wówczas robić zdjęcia. Tak jak ostatnio, byliśmy w miejscowości, gdzie kręcono Jak rozpętałem II wojnę światową. Tam wciąż jest pięknie. Wszystko wygląda tak, jakby zatrzymał się świat. Natomiast jest też taka charakterystyczna, finałowa scena na moście. Teraz już go nie ma. Przebiega tamtędy nowoczesna, betonowa droga. I na pewno mieszkańcy są dumni, że mają trasę szybkiego ruchu, ale dla mnie to wielka szkoda, że drewniany most się nie zachował.

set jetting
set jetting

Dlatego szukając miejsc,wybieramy takie, gdzie wiemy, że jest szansa, że coś zostało zachowane. Bo jechać gdzieś tylko dlatego, że był tam kręcony dany film, ale wszystko zostało przebudowane, a budynków już nie ma… nie wiem czy jest sens. Tam już nie widać śladów po nim. Imię Róży jest tu wyjątkiem, bo wiem na jakim wzgórzu było kręcone i choć dekoracji już nie ma, chcę tam być. Niewielu to pamięta. Powiem Wam, że nawet z dwoma aktorami włoskimi pisałem i też nie pamiętali dokładnej lokalizacji. Wiedzieli tylko tyle, że było to jakieś 30 km od Rzymu. Jednak dzięki Google Maps i starym zdjęciom doszedłem do tego. Zrobiłem małe śledztwo i już wiem gdzie to jest. A oczyma wyobraźni już czuję to powietrze i nie mogę się tego doczekać.

set jetting

W samej Polsce jest tyle wyjątkowych i pięknych miejsc. Niestety w wielu przypadkach nie da się ich zwiedzić, bo są obiektami prywatnymi. Próbowałem się nawet wielokrotnie dogadać z tymi ludźmi, jednak bezskutecznie. Zagranicą jest inaczej. Ludzie chętnie udostępniają takie miejsca. A u nas sobie to wszyscy zawłaszczają, pomimo tego że jest to zabytek. Przykładem jest tu Pałacyk w Łącku, gdzie był kręcony Szatan z siódmej klasy.

Jak set jetting wygląda w Twoim przypadku w praktyce?

To jest naprawdę dużo pracy. Najpierw trzeba mieć jakąś ładną kopię filmu, a potem poklatkowo szukać fajnego ujęcia. Wybieram jak najciekawsze ujęcia, żeby dla mnie też to było interesujące. No i przede wszystkim szukam i czytam, czy ten krajobraz będzie się zgadzał. Sprawdzam, czy będzie podobna pogoda jak w filmie, bo to też jest dla mnie bardzo ważne. Nie każdy może to wytrzymać. Cierpliwość mojej żony wystawiana jest na próbę. Ja bym najchętniej każde ujęcie robił i kadr po kadrze odtwarzał! I jasne, wiele z nich nie interesuje wszystkich. Zrezygnować z tych zdjęć nie potrafię, nawet w postach. Zresztą dla mnie już teraz Instagram staje się niejako pamiętnikiem.

Zanim wrzucę to na Instagrama, robię zrzut ekranu kadru i wycinam. Potem zestawiam ze swoim zdjęciem. Obrabiam to w Photoshopie. Staram się żeby zdjęcia były do siebie maksymalnie podobne. Oczywiście kosztuje mnie to masę wolnego czasu. Żona się ze mnie śmieje gdy siadam przy komputerze, że za dwa tygodnie będzie w końcu nowy post.

set jetting

W jaki sposób wybierasz kadry do zdjęć?

Te kadry to są moje ulubione sceny. I jeżeli jest ona wizualnie ładna, wyjątkowa, ważna dla mnie i w dodatku połączona z krajobrazem lub miejscem, to staje się dla mnie punktem do odwiedzenia i jednocześnie celem rodzinnej wycieczki. W Lalce jest taka piękna scena, gdzie widać cudowny zamek, który chciałbym odwiedzić. Czytałem, że go remontują. I z jednej strony fajnie, ale z drugiej – on już nie będzie tak wyglądał, jak na filmie, bo dobudowali ściany. W Lawie było takie ujęcie, jak Holoubek wychodzi ze starego dworku. Od trzech miesięcy go szukam i nie poddam się, dopóki nie znajdę. Spodziewam się, że tego dworku  pokrytego strzechą, może już nie być, bo został zapewne pokryty eternitem lub dachówką. O ile w ogóle jest i nie został wyburzony.

Wszystko ma wyglądać dokładnie tak, jak miało to miejsce w filmie. Tak czy inaczej, ja jak oglądam lub myślę o filmach to pamiętam sceny i chcę potem do tych miejsc dotrzeć. A naprawdę, to co wybierają operatorzy do filmowania to jest majstersztyk. To naprawdę w większości nie jest zasługa filtrów tylko są to rzeczywiste, piękne miejsca.

Kultowym dla mnie filmem są Wichry namiętności z Bradem Pittem. Rewelacyjny film. Chciałbym być w Kanadzie, właśnie dla miejsc z tego filmu. Akcja dzieje się bowiem w kanadyjskich górach. Tam była postawiona chata. Żeby się tam móc pojawić trzeba mieć zgodę, bo jest to teren rezerwatu Indian.

Czy marzysz jeszcze o zwiedzeniu jakiegoś miejsca? Może któreś z miejsc wydaje Ci się nieosiągalne?

Nie ma takich miejsc. Wszystko jest dostępne. Przestanie takie dla mnie być, gdy mnie już nie będzie na tym świecie! Wystarczy przetrzeć szlak, my zrobiliśmy to Gladiatorem. Jest jeszcze mnóstwo miejsc, gdzie powstawały genialne filmy. Nawet byście się nie spodziewały, np. w Rumunii czy na Ukrainie. To może nie jest aż tak blisko, ale jest to osiągalne samochodem, a my właśnie tak podróżujemy. Zdecydowanie wolimy sami decydować o postojach i wyznaczać sobie plan podróży.

set jetting

Zapraszam na nasz profil, na którym możecie zobaczyć i poczytać o naszych podróżach. Z miejsc, gdzie będzie trzeba lecieć samolotem to chcemy odwiedzić Finse w Norwegii. Dokładniej hotel Finse. To nie jest daleko, ale jedyny dojazd do niego jest koleją. Co roku właśnie tam odbywają się zjazdy fanów Gwiezdnej Sagi, ponieważ kręcono tam moją ulubioną część Imperium kontratakuje. Tak przy okazji będąc jeszcze w podstawówce, byłem na tym w kinie 14 razy! To jest takie kultowe miejsce filmowe, w którym chciałbym być. Chciałbym też odwiedzić Tunezję. Tam gdzie stoi domek w kształcie igloo. Z IV części serii. Tam również chciałbym zrobić sobie zdjęcie. Najmniej interesuje mnie Anglia, o dziwo. Harry Potter mnie średnio zainteresował, bo to saga według mnie dla młodszych widzów. Ja zakochałem się w Władcy Pierścieni. Do Nowej Zelandii też bym chciał pojechać, ale widziałem zdjęcia stamtąd i dużo już się pozmieniało (Hobbiton), poza widokiem samych gór. A póki co, chcemy zwiedzić Europę, bo chociażby ostatni Netflixowy Gambit Królowej nas do tego zachęcił.

Czy chciałbyś coś przekazać naszym Czytelnikom?

Jeżeli macie pasje, rozwijajcie je. One nie tylko rozwijają i sprawiają, że nasze życie staje się znacznie ciekawe. Naprawdę pomagają nam w życiu. Widzę to po sobie, gdy dzieje się coś złego, to moja pasja pomaga mi stanąć na nogi. Sprawia, że świat jest zawsze kolorowy i ciekawy! Dodaje nam skrzydeł. My więc latamy, tyle że samochodem!

Zobacz także inne rozmowy.