Bardzo wielu osobom słowo „dieta” kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. Na myśl przychodzą wyrzeczenia, całkowite wyeliminowanie wszelkiego rodzaju produktów, czy potraw, które powszechnie uznane są za niezdrowe, porzucenie uwielbianych słodkości i słonych przekąsek na rzecz owoców i warzyw. Tyle, że kto z nas wytrzyma na takiej diecie dłuższy czas? O ile oczywiście wizja diametralnej zmiany nawyków żywieniowych nie sprawi, że poddamy się jeszcze przed wprowadzeniem zmian w życie. Czy zatem tak powinna wyglądać zrównoważona dieta? Magdalena Błaszczyk, która prowadzi sieć gabinetów psychodietetycznych Prodietik przekonuje, że w zdrowej diecie jest także miejsce chociażby na pizzę. Zapraszamy na rozmowę, która mamy nadzieję, pozwoli Wam w zupełnie inny sposób spojrzeć na zdrowy tryb życia i przede wszystkim pokaże zdrowe podejście do diet.
Proszę zapowiedzieć siebie!
Nazywam się Magdalena Błaszczyk. Jestem dietetykiem i psychodietetykiem. Prowadzę swoją sieć gabinetów oraz współpracuję z Fundacją Drzewo Życia, która zajmuje się leczeniem zaburzeń odżywiania.
Kto najczęściej do Pani trafia?
W związku z tym, że moją profesją jest głównie leczenie zaburzeń odżywiania, są to osoby, które się z tym zmagają. Głównie więc jest to młodzież w wieku 12-18 lat, która choruje na anoreksję, bulimię, kompulsywne objadanie się czy anoreksję bulimiczną. Oprócz tego pracuję również z pacjentami zmagającymi się z otyłością, nadwagą, chorobami serca, czyli wszelkimi chorobami dietozależnymi.
Wspomniała Pani o zaburzeniach odżywiania u młodych osób, bo przecież 12 lat, to jest bardzo mało. Co jest przyczyną powstawania zaburzeń w tak młodym wieku?
To jest bardzo złożone. Zachorować np. na anoreksję może każdy, kto posiada odpowiednie podłoże cech charakteru, np. perfekcjonizm. Bez perfekcjonizmu, który rodzice u nas pielęgnowali od najmłodszych lat, właściwie nie da się zachorować na anoreksję. Nikt nie byłby w stanie trzymać tak ścisłego postu, jaki stosują osoby z anoreksją. Natomiast oprócz cech charakteru jest to również środowisko. I to zarówno nasze domowe, czyli najbliższe otoczenie, rodzina, przyjaciele, jak również rówieśnicze, czyli szkoła, osoby, z którymi tam spędzamy czas. Moglibyśmy też wejść oczywiście głębiej. Zapewne statystycznie, jeżeli chodzi o środowisko domowe, są to osoby, które mieszkają w domach, nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale patologicznych. Gdzieś, gdzie system rodzinny nie jest prawidłowy. Nie jest to jednak regułą. W domach, w których wszystko jest w jak najlepszym porządku, również zaburzenia odżywiania występują.
A czy social media wpływają na te zaburzenia?
Oczywiście, jak najbardziej. Pandemia pogłębiła nam poprzez social media jeszcze bardziej ten problem.
Bez względu na to czy mamy zaburzenia odżywiania czy nie, to kiedy powinniśmy zasięgnąć porady dietetyka?
Jeżeli jedzenie staje się z jakiegoś powodu kręgiem za dużego zainteresowania w naszym życiu, to na pewno jest to jakiś znak, że warto byłoby się zgłosić do dietetyka. Jedzenie oprócz przyjemności i funkcji kulturowej, powinno nam dodawać energii do życia. Jeśli staje się czymś więcej, to na pewno jest to pierwszy sygnał do tego, aby na taką wizytę się umówić. Tak samo, gdy mamy nadwagę, otyłość, masa ciała jest za niska, nie miesiączkujemy prawidłowo, jeżeli chorujemy na miażdżycę, choroby serca, dnę moczanową, czyli wszelkiego rodzaju choroby dietozależne. Ale także jeśli chcemy zmienić nawyki żywieniowe. Ponieważ nie zawsze jest tak, że ktoś zgłasza się z problemem. Są także osoby, które po prostu chcą polepszyć swój styl życia, swoje odżywianie, chcą się odżywiać i czuć lepiej. Wtedy warto się skontaktować z dietetykiem.
A co jest najtrudniejsze w zmianie swoich nawyków żywieniowych?
Myślę, że sama zmiana. My z natury nie lubimy zmian. One są dla nas niewygodne, mało komfortowe. Nie czujemy się z nimi dobrze, ponieważ jest to dla nas coś nowego. Więc tak naprawdę najtrudniejsza jest sama zmiana, czyli nauka nowych nawyków i zastąpienie nimi tych starych. I tego pacjentów trzeba uczyć, samego schematu zmiany nawyków. Oprócz tego, chyba takie pogodzenie się ze „stratą”. Jeżeli osoba, która ma nadwagę, nie odżywia się zdrowo, nadużywa słodkości, fast foodów itd., to dla niej słowo dieta kojarzy się z jakąś stratą. Pacjent z góry zakłada, że nie będzie czegoś mógł, więc jest ograniczony i będzie się czuł z tym źle. Zatem ważna jest sama praca nad tym, że to nie jest nic złego, a zmiana może przyczynić się do poprawienia jakości życia. Będziemy się lepiej czuć. Najważniejsze jednak jest to, aby pacjent tego chciał, a nie musiał.
Od czego można zacząć zmieniać nawyki?
Od najmniejszych rzeczy i kroków. Jednym z nich jest wypijanie większej ilości płynów w ciągu dnia. To problem większości z nas. Na początku można także zrezygnować z jednej albo dwóch przekąsek słodkich, czy niezdrowych w ciągu tygodnia, których było do tej pory za dużo. Taka globalna zmiana jest zazwyczaj nieudana, więc nigdy nie przekonuje się pacjenta, że nagle z dnia na dzień powinien stać się fit. Nie jeść żadnych słodyczy, niezdrowych rzeczy i najlepiej aby był jak Ewa Chodakowska albo Ania Lewandowska. Tego się nie da zrobić, także staramy się jednak, żeby zaczynać od małych kroków.
Tak jak Pani wspomniała, myśląc o diecie, często identyfikujemy to jako stratę i generalnie słowo „dieta” nie wywołuje w nas najlepszych emocji i skojarzeń. Jak podczas procesu zmiany tych nawyków żywieniowych nie stracić motywacji i uniknąć sytuacji, w której chociażby nasze postanowienia noworoczne o zdrowym trybie życia skończą się w trzecim tygodniu stycznia?
Ja moim pacjentom zawsze mówię, że żeby motywację utrzymać jak najdłużej, trzeba znaleźć inny cel poza tym, który zazwyczaj jest najbardziej oczywisty, czyli utrata masy ciała. Jeżeli znajdziemy motywację w swoim zdrowiu, ale też rodzinie, będzie nam łatwiej. Gdy ktoś ma nadwagę, otyłość, to przecież skraca swoje życie. W przypadku kiedy ma dzieci to będzie miało wpływ także na nie. Zawsze mówię, żeby właśnie tutaj poszukać motywacji. W tych których kochamy, w samopoczuciu, zdrowiu, a nie w samej wadze. Ubytek masy ciała, w przypadku osób z nadwagą, powinien być tak naprawdę efektem ubocznym takiej zmiany. I najlepiej by było gdyby cel nadrzędny był inny niż utrata masy ciała. Z doświadczenia wiem, że wtedy pacjenci utrzymują motywację znacznie dłużej.
Chyba zazwyczaj jest też tak, że jak myślimy o diecie, utracie masy ciała, to wyznaczamy sobie np. konkretną ilość kilogramów, jakie chcemy zrzucić i do tego dążymy. Czyli to jest dobre podejście?
Myślę, że założenie sobie jakiegoś planu, celu takiego dalekosiężnego jest jak najbardziej fajne. Dobrze jest mieć cel, do którego dążymy. Oprócz masy ciała, u kobiet jest to często wesele, komunia dziecka, czyli jakieś wydarzenie, gdzie widzimy się z rodziną i ktoś nas może ocenić. Natomiast poza ustaleniem tego celu dalekiego – bo jeżeli ktoś ma do zrzucenia 50 kg, to jednak końca tego planu trochę nie widać – ważne jest to co się dzieje po drodze, jakie inne korzyści pacjent będzie z tego miał. Oczywiście, my zawsze na wizycie ustalamy cel, aby poznać oczekiwania pacjenta. W końcu po to przychodzi do gabinetu. Natomiast tym nadrzędnym celem pomimo wszystko powinno być to, dlaczego my to chcemy zrobić, oprócz utraty masy ciała. Pacjenci często też wyobrażają sobie, że jak np. stracą masę ciała i będą mieć tą świetną sylwetkę, to nagle zmieni się komfort ich życia. Ale nie taki fizyczny, czyli, że będzie im łatwiej zawiązać buta, chociaż to też, ale taki, że np. nagle znajdzie się miłość życia, zmieni się pracę, a jakość życia będzie inna. I niestety okazuje się, że można stracić kilogramy, ale te rzeczy wcale się nie wydarzają. Bo przecież, naszą wartością nie jest to ile ważymy. Więc nie od tego zależy czy jesteśmy lubiani, nielubiani, akceptowani, czy znajdujemy miłość swojego życia, czy też nie.
Zatem w samym podejściu do diety, czy zmiany nawyków żywieniowych, nasza głowa odgrywa bardzo ważną rolę.
Myślę, że główną rolę odgrywa głowa. Kiedy u pacjentów, na pierwszej, czy drugiej wizycie możemy wyczuć, że coś jest nie tak, osoba ta nie radzi sobie ze swoimi emocjami, problemami, z akceptacją samego siebie, zawsze proszę wtedy o konsultację z psychologiem, terapeutą, czy psychoterapeutą.
A jak wygląda proces Pani pracy z pacjentami?
On jest bardzo różny w zależności od tego z kim pracuję. Zupełnie inaczej pracuje się z osobami z zaburzeniami odżywiania, a inaczej z kimś, kto chce zrzucić wagę, czy pracuje nad nawykami. Jeżeli pacjent zgłasza się na pierwszą wizytę, przed nią proszę o wykonanie badań kontrolnych. Nigdy nie wiemy czy za masą ciała nie stoją konkretne problemy zdrowotne, ponieważ są choroby takie jak: Hashimoto, nadczynność, niedoczynność tarczycy, insulinooporość, cukrzyca. One bezpośrednio mogą wpływać na masę ciała. Natomiast u osób z niedowagą, czyli pacjentów anorektycznych, prosi się o wykonanie badań ze względu na to, że nie wiemy jakie spustoszenie już choroba wyrządziła w organizmie. W takim przypadku zawsze proszę o badania kontrolne oraz rozpisywanie dzienniczka żywieniowego przez minimum 3 dni przed wizytą. To pokazuje nam co pacjent od A do Z zjadł i wypił. Jest to potrzebne po to, żeby mieć jakieś odniesienie, zobaczyć jak to faktycznie, w rzeczywistości wygląda. Dzięki takiemu dzienniczkowi, również na wizycie, już możemy wskazać jakieś pierwsze zalecenia i zmiany, które pacjent może wprowadzić w życie.
Na wizycie pierwszej analizujemy wyniki badań, wspominany dzienniczek, robimy analizę składu ciała, czyli patrzymy ile pacjent ma tkanki tłuszczowej, jaką ma zawartość wody w organizmie, jaka jest masa mięśniowa. Sprawdzamy w jakiej kondycji jest ciało. Oprócz tego wyznaczamy sobie cele, patrzymy co się dzieje, czy jest to problem bardziej złożony, a może bardziej zależny od głowy. Ustalamy czy będziemy pracować z planem żywieniowym, rozpisywać jadłospis, wyznaczać sobie reguły, których będziemy się trzymać i na podstawie których pacjent będzie się starał dokonywać zmian. Na wizytach kontrolnych oczywiście badamy postępy. Sprawdzamy jak pacjent sobie z tym radzi, podtrzymujemy motywację, zmieniamy zalecenia do aktualnej sytuacji, plany żywieniowe, jeśli jest to potrzebne. Analizujemy się też za każdym razem. Sprawdzamy czy są wagowe postępy, jeżeli nie wagowe to czy w obwodach są zmiany. Czyli standardowo, tak jak na każdej wizycie dietetycznej.
Obecnie panuje moda na różne diety. Nie wszystkie mają pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Czy mogłaby Pani wskazać dietę, która jest dla nas najgorsza?
Uważam, że najbardziej szkodliwe są diety bardzo nisko kaloryczne, czyli poniżej naszego podstawowego zapotrzebowania energetycznego, które pokrywa nasze zapotrzebowanie na chociażby działanie funkcji życiowych. Więc na pewno szkodliwa jest bardzo niska kaloryka i diety, które wykluczają jakąś grupę produktową z naszego życia. Czyli np. dieta Pani Doktor Dąbrowskiej, która jest owocowo-warzywna, nie zawiera w sobie białek i tłuszczy praktycznie w ogóle. Dieta ketogeniczna jest wysokotłuszczowa, więc zawiera bardzo mało węglowodanów. Wysokobiałkowa z kolei zawiera mało węglowodanów i tłuszczy. Uważam, że są szkodliwe, ponieważ przede wszystkim nie mogą być stosowane przed ludzi przez całe życie. I to już jest zawsze znak do tego, czy dieta jest dobra czy nie. Jeżeli nie możemy stosować diety przez całe swoje życie, to właściwie nie jest ona dobra. Dodatkowo będzie powodowała braki w organizmie. Więc tak jak mówię niebezpieczna jest bardzo niska kaloryka i dieta, która wyklucza dane wartości odżywcze poprzez wyeliminowanie jakichś produktów.
A w takim razie jakie są fakty i mity na temat diet? Często słyszy się chociażby o tym, żeby nie jeść kolacji po godzinie 18…
Wszystkie te rzeczy, które możemy przeczytać w Internecie, czy gdzieś usłyszeć, generalnie zawsze mają jeden cel – obniżenie kaloryki w ciągu dnia. I jakby z założenia, każda z tych zasad miałaby jakąś swoją słuszność. Bo faktycznie, jeśli nie będziemy jeść po godzinie 18 to prawdopodobnie rezygnując z jednego posiłku, obniżymy kalorykę. Gdy będziemy pić tylko soki to również obniżymy kalorykę, bo nie będziemy zjadać normalnych posiłków, a płyny nie mają takiej kaloryki jak obiad, śniadanie, czy kolacja. Więc z założenia, zawsze coś tam się prawdy w tym znajdzie. Natomiast nie ma to nic wspólnego ze zdrowym, prawidłowym odżywianiem. Według mnie jest to szukanie sposobu na szybkie i sprytne posiadanie superefektów w bardzo szybkim tempie. A proces zmiany nawyków żywieniowych, czy to w jedną czy drugą stronę, czyli czy przybierania na wadze, czy utraty masy ciała, to jest proces i tak naprawdę im krócej on trwa, tym mniej trwałe będą efekty. Więc czas na zmianę nawyków jest nam potrzebny, a te wszystkie sprytne rzeczy, które możemy przeczytać w Internecie, niestety poprzez to, że mają zagwarantować nam coś szybkiego, nie będą ani dobre, ani trwałe.
Teraz mówi się dużo o tym, że w diecie ważne jest dostarczanie wszystkich składników odżywczych, ale mimo wszystko nadal pojawiają się w Internecie informacje, czy reklamy, typu: schudnij 10 kg w miesiąc. Niestety chyba nadal jest dużo osób, które w to wierzy i łapie się na to?
Oczywiście, że tak, bo z założenia każdy chce szybko! Każdy chciałby szybko i najlepiej jeszcze bez wysiłku. Bardzo często słyszę, jak wchodzi pacjent do gabinetu i mówi, że ma za miesiąc komunię i musi schudnąć 5 kg. Ale zaznacza, że nie będzie się ruszał i ćwiczył, bo nie ma na to czasu. I nie chce też długo gotować. Na to też nie ma czasu, bo ma dzieci, pracę. Zatem z założenia dietetyk powinien dokonać cudu. No a niestety nie zajmujemy się takimi rzeczami. Nie da się jednocześnie szybko, zdrowo i skutecznie. Po prostu jest to niemożliwe. Może szybko tak, ale wtedy ucierpi zdrowie. Może skutecznie tak, ale ucierpi coś innego. Potrzebny jest czas.
A propos cudów, chciałybyśmy jeszcze zapytać, jak z Pani punktu widzenia wygląda sprawa wszelkiego rodzaju spalaczy tłuszczu, np. suplementów, dzięki którym faktycznie może chudniemy, ale kosztem zdrowia.
Ja moim pacjentom mówię, że oczywiście mogą brać jakiś suplement diety. Jednak jeżeli ma on wpłynąć na wagę, to będzie to w głównej mierze utrata wody w organizmie. Te suplementy zazwyczaj działają właśnie w taki sposób. Ale bez względu na to jak działa ten suplement, to moje pytanie brzmi: czy będzie pani/pan brała/brał to przez całe życie. Bo suplement działa w momencie, kiedy my go bierzemy, a jeżeli nie będzie się to łączyło ze zmianą nawyków żywieniowych, to po cóż to brać? Bez sensu.
Spalacze tłuszczu, tabletki wspomagające metabolizm i magiczne tabletki cud. Czy psują one nasze relacje z jedzeniem?
Tak, pewnie, że psują! Bo my wtedy oczekujemy od jedzenia, że wydarzy się ten mały cud. On zazwyczaj się nie wydarza. A jeżeli się wydarza, to tylko na chwilę. Wtedy podejmujemy często próbę kolejnej diety, kolejnego działania, które będzie szybkie. I wykorzystując kolejne diety – białkową, tłuszczową itd. wszystko zaczyna wydawać nam się niebezpieczne, bo każda dieta eliminuje coś innego. Pacjent próbując tych wszystkich nowych rzeczy, psuje tę relację, poprzez to, że każda dieta pokazuje mu, że jakiś produkt jest zły. A tak naprawdę my powinniśmy jeść wszystko. Chodzi o ilość i zdrowy rozsądek.
Czyli to nie znaczy, że jeśli zależy nam na pielęgnowaniu zdrowych nawyków żywieniowych, to nie możemy tknąć pizzy?
Absolutnie! Pizza jest bardzo ważna! My bardzo często szufladkujemy rzeczy jako zdrowe i niezdrowe. Niezdrowe są chipsy, pizza, hamburger, a zdrowy jest pomidor i sałata. Tylko, że tak jak ktoś ładnie powiedział, to co może być trucizną, może być też lekarstwem, w zależności od ilości. To jest święta prawda. Jeżeli chcemy być zdrowi to, według mnie, taka dieta 80 do 20 jest jedną, która sprawdza się najlepiej. Czyli 80% staramy się jeść zdrowo, a 20% to co wpadnie, to wpadnie. Dlatego, że te 20% to jest nasze zdrowie psychiczne. Bo my możemy próbować odżywiać się mega zdrowo, tylko co jeśli mamy ograniczenia w głowie.
A jakie najgłupsze porady żywieniowe Pani słyszała?
(śmiech) Kurczę, trudne pytanie tak na szybko! Na pewno takich historii przypomniałoby mi się miliony. Natomiast to są chyba te najbardziej popularne, jak np. że nie można jeść po 18. Wtedy zawsze pytam pacjentów o osoby, które idą do pracy na noc. I wtedy pojawia się zdziwienie – co ten człowiek ma zrobić. Na pewno jedną z większych głupot jest dla mnie oczyszczanie organizmu. Jak słyszę, że ktoś będzie stosował dietę sokową w celu oczyszczania organizmu, to nie wiem dlaczego nikt nie zwraca uwagi na to, że do oczyszczania organizmu mamy narządy. Takie jak chociażby wątroba, nerki, czy skóra. To one mają za zadanie oczyszczać nasz organizm, a nie picie soków. Dziwnymi zaleceniami też są czasem różne podziały posiłków, czyli, że np. trzeba jeść pięć posiłków dziennie albo dwa posiłki, czy tzw. okienka żywieniowe, gdzie jemy tylko np. między godziną 8 a 15. Myślę, że tego byłoby mnóstwo.
Mamy wrażenie, że teraz dietetyków pojawia się coraz więcej, ale jednak nie wszyscy są dobrze wykwalifikowani. Jak znaleźć dobrego dietetyka, który będzie w stanie nam faktycznie pomóc, a nie zaszkodzi?
To jest bardzo trudne. Myślę, że prawdopodobnie najlepiej byłoby wybrać dietetyka poprzez polecenie kogoś, kto już z takiej pomocy korzystał i czuje, że osoba, z którą pracował była rzetelna. I nie mówię o tym, czy była usatysfakcjonowana na 100%, bo nie zawsze tak jest. Ja mam również pacjentów, którzy byli u mnie, na jednej, dwóch wizytach i nie kontynuowaliśmy współpracy. Natomiast nie zmienia to faktu, że oni później jednak czuli, że moja wiedza była adekwatna i przysyłali do mnie pacjentów. Więc myślę, że polecenie i zaufanie naszym bliskim, którzy korzystali z porad dietetyka jest pomocne. Oczywiście, sprawdzenie kwalifikacji jest istotne, ale nie powinno być jedynym kryterium. Dlatego, że to jest jak z każdym innym zawodem. Można być wykwalifikowanym, ale to nie znaczy, że jest się dobrym, wkłada się w to serce i pracuje z pasją. To oczywiście moja opinia. Wiedza jest ważna, kwalifikacje też, ale najważniejsze w tym jest pasja i serce do tego co robimy. Jeśli mamy pasję i serce, to się uczymy, pogłębiamy wiedzę, interesujemy się, jesteśmy na bieżąco. Nie każdy, kto skończył studia, będzie dobrym dietetykiem.
A nie ma Pani poczucia, że chociażby na Instagramie zrobił się trochę wysyp „dietetyków”, którzy o zdrowym odżywianiu nie wiedzą nic, ale wypowiadają się, ponieważ obecnie panuje taka moda? Przyciągają do siebie odbiorców wymyślnymi składnikami, niekoniecznie potrzebnymi. A tym samym wiele osób do diety zniechęcają?
Niestety taka sytuacja jest i ona nie będzie lepsza. Myślę, że raczej będzie coraz gorsza. To będzie postępować. Ale to chyba wynika też z takich światowych trendów. To że np. siemię lniane dietetycy często zastępują nasionami chia albo używają kombuchy, matchy itd. Natomiast to jest marketing, który jak się okazuje, dobrze działa. Bo restauracje, kawiarnie korzystają z takich rzeczy, chcą je mieć w ofercie. Tak samo dietetycy idą z czasem i może mają wrażenie, że to jest bardziej prestiżowe, lepsze, wyjątkowe. Natomiast faktycznie zdarzają się pacjenci, którzy oczekują takich rzeczy. Ale jest też druga grupa, zdecydowanie większa, kiedy to dzwoni pacjent, żeby się umówić na wizytę i pyta, czy jak będę układać jadłospis to czy on będzie normalny, czy będzie miał takie dziwne rzeczy. Pyta, ponieważ on nie wie nawet co to jest i gdzie ma ich szukać. Ja zawsze mówię, żeby się nie martwił, bo jadłospis będzie jak najbardziej normalny.
Jaką rolę odgrywa w zdrowym trybie życia aktywność fizyczna?
Bardzo dużą. Samo działanie naszej pompy mięśniowej, czyli wszystkich mięśni, powoduje, że oczywiście wydzielają się endorfiny, czyli hormony szczęścia, więc po aktywności fizycznej czujemy się lepiej psychicznie. Oprócz tego nasze ciało jest w lepszej kondycji. Jeżeli nasze ciało jest w dobrej kondycji, to my czujemy się dobrze. I tak naprawdę bez względu na to czy walczymy z anoreksją, otyłością, nadwagą, czy z innymi chorobami serca, według mnie, aktywność fizyczna to jest podstawowa sprawa.
Chciałaby Pani na koniec przekazać coś jeszcze naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Chciałabym przekazać, że jeżeli czujemy w jakikolwiek sposób, że nasza relacja z jedzeniem nie jest okej – jeżeli w ogóle się nad tym zastanawiamy – to już jest sygnał, żeby zgłosić się do dietetyka. Nie liczmy na to, że diety krótkotrwałe, z superszybkimi efektami przyniosą faktyczny rezultat. To jest proces, czas, zmiana, która musi zajść i u dietetyka tak być powinno, a nie inaczej. Warto z tego skorzystać, ponieważ my z założenia tym się zajmujemy. Tak samo jak lekarz zajmuje się sercem, złamaną nogą, czy czymkolwiek innym. Dlatego uważam, że zdecydowanie lepiej zgłosić się do specjalisty niż próbować na własną rękę.
Zachęcamy Was także do zaobserwowania profilu Prodietik na Instagramie oraz Facebooku.
Zobacz także inne rozmowy.
A propos wysypu dietetyków – jakie kwalifikacje ma Pani Magdalena? Bo zarówno na Facebooku, jak i na Instagramie nie ma sekcji „o mnie”, a jestem w trakcie szukania kogoś kompetentnego. Z góry dziękuję.
Podrzucamy link do strony, gdzie można więcej poczytać o Pani Magdalenie 🙂
http://drzewozycia.com.pl/magdalena-blaszczyk/