Misja w Afganistanie z mniej medialnej strony – wywiad z żołnierzem

Misja w Afganistanie
źródło: archiwum prywatne Przemka

Misja w Afganistanie to częsty temat w mediach. W niektórych budzi on lęk i strach, a w innych fascynację. Dzisiaj proponujemy Wam rozmowę z Przemkiem, który był jej uczestnikiem. Co powoduje, że młody mężczyzna decyduje się na tak ryzykowny krok? Czy dla Niego również Afganistan oznacza to, co dla nas?

Zapowiedz siebie!

Co ja mogę powiedzieć? No na pewno jestem mężczyzną, który chce spełniać swoje marzenia. Ma ich wiele, ma fajne plany życiowe. Konsekwentnie dąży do ich spełnienia. Żyje sportem przede wszystkim, dużo trenuje, ćwiczy.

Czym dla Ciebie jest strach?

Myślę, że dla mnie strach to są negatywne emocje wygenerowane z sytuacji, która sprawia, że jest mi bardzo trudno wyjść z jakiejś opresji. Na przykład, gdy widzę, że jest zagrożenie takie realne, które może zagrozić mojemu życiu bądź zdrowiu. Wtedy pojawia się strach.

Jak pokonujesz swoje wewnętrzne bariery, będąc pod wpływem takich emocji jak lęk, strach? Co wtedy robisz, jak sobie z nimi radzisz?

Szukam na pewno racjonalnego wyjścia, jakiegoś rozwiązania, staram się uspokoić na pewno, zachować zimną krew, żeby nie panikować. Tak pokrótce, ustalam co muszę zrobić żeby pokonać tą barierę i robię to.

Byłeś na misji w Afganistanie i powiedz, gdy słyszysz słowo Afganistan, to o czym myślisz?

Pierwsze skojarzenia jakie przychodzą mi do głowy to te ich lepianki, te ich budynki z gliny. Takie jakby się człowiek cofnął kilkaset lat. Ludzie poubierani w piżamy jednego wzoru. Na pewno z patrolami żołnierzy chodzącymi po wiosce kojarzy mi się Afganistan. Generalnie z wioską na pustyni, odnoszę takie wrażenie. No i gdybym miał głębiej wchodzić w to wszystko, to przede wszystkim, wojna mi się kojarzy z Afganistanem.

źródło: archiwum prywatne Przemka

Skoro wojna, to co czułeś wybierając się na pierwszą misję i jaka była Twoja motywacja?

Po prostu za małolata, miałem wtedy 24 chyba, 25… coś takiego, to była fascynacja, bo to było coś nowego dla mnie. Nowe przeżycie, doświadczenie, zwiedzenie świata, sprawdzenie też swoich umiejętności. Jako taki małolat, byłem zapalony żeby się sprawdzić, doświadczyć się, faktycznie jak to jest. Taka zwykła ciekawość też po prostu, jak tam jest, jak ci ludzie żyją. No i też kasa, jak wiadomo, to też była motywacja, bo za darmo, by się nie chciało tam jechać. Moja pierwsza misja była w 2010 roku i bardzo chciałem na nią jechać. Dowódca nie chciał mnie wziąć, mówił do mnie „nie, nie jedziesz, ja Cię nie wezmę. Jesteś młody, już miałem takich młodych, co się musiałem za nich tłumaczyć”. To znaczy, że jeden się postrzelił, drugi tam kogoś innego zranił. Chodziłem i szukałem innego sposobu i w końcu mnie wpisali, bo ludzi brakowało. Bywało tak, że żołnierze nie przechodzili badań lekarskich, ktoś się wyłamał, inny coś tam jeszcze, więc można było się wbić.

źródło: archiwum prywatne Przemka

A dlaczego zdecydowałeś się drugi raz pojechać?

Pierwszy raz bardziej z fascynacji. Fascynowało mnie to, taka ciekawość. A drugi raz to już nie była fascynacja, bo ta fascynacja minęła. Bardziej pojechałem dla pieniędzy i dlatego, że moi wspaniali kumple jadą, żeby z nimi też tam spędzić czas.

Nie bałeś się tego, że możesz zginąć lub coś Ci się stanie?

Starałem się o tym nie myśleć. Po prostu traktowałem to jako swoją pracę. Wiedziałem, że tam jadę i miałem na uwadze to, że mogę tam zginąć albo zostać ranny, ale żołnierz ma wpisany w swój zawód misje. Starałem się jednak o tym nie myśleć. Traktowałem to jako wyjazd, jako swoją pracę i nawet rzadko kiedy mi w ogóle takie myśli do głowy przychodziły.

A kiedy byłeś na misjach, jak się czułeś, kiedy Twoi bliscy znajomi zostawali ranni?

Jeśli chodzi o takich bardzo dobrych moich kolegów, którzy z mojego patrolu jeździli w tym samym rosomaku albo w drugim obok, to na przykład były jakieś tam wypadki, że wysadziło ładunek wybuchowy pod rosomakiem. To znaczy wysadziło w taki sposób, że nic im się nie stało. Na takiej zasadzie.

źródło: archiwum prywatne Przemka

Miałem taką sytuację, że szliśmy w patrolu, z Amerykanami i patrolowaliśmy drogę. Jednocześnie przy drogach, były różne zabudowania, różne płoty i czasem przy tych płotach były ładunki wybuchowe podkładane. Kable były odciągane daleko, wzdłuż, jak najdalej od drogi i tam był gościu ukryty, tam sobie baterie podłączał do tych kabli i detonował ładunek. Przed nami szedł też patrol Amerykanów, a my szliśmy za nimi. Były między nami drobne odstępy. No i on, tam właśnie przeszedł obok tego ładunku wybuchowego, koło płotu i wiadomo, ten gościu tam schowany obok płotu czekał, był przygotowany. Wysadził ten ładunek i Amerykanin został poważnie ranny, urwało mu nogę, a drugą poszarpało. Dokładnie tego nie pamiętam. Od razu przyleciał śmigłowiec i zabrali go. Chłopaki tam zbierali jeszcze jego szczątki, porozrywanego ciała. Ja akurat tego nie widziałem, nawet grama krwi, ani kawałka ciała. Po prostu wiedziałem, że jest taka sytuacja, że tak się dzieje i od razu na ubezpieczeniu stałem, żeby oni mogli go tam opatrzyć i wprowadzić do śmigłowca, tyle.

Jak myślisz, o czym ludzie nie mają pojęcia, gdy myślą o misjach w Afganistanie? Jak wróciłeś do Polski i ludzie usłyszeli, że tam byłeś, to jak wyglądało starcie dwóch opinii, Twojej i ludzi?

Myślę, że ludzie, którzy nie interesowali się za bardzo Afganistanem, nie czytali na ten temat, nie oglądali jakichś filmów dokumentalnych, mówię o takich prostych ludziach, których na wsi można spotkać, to myślę, że oni mają tylko w głowie: No jakaś tam pustynia, jakaś trochę wojna jest, Talibowie są. Na tej zasadzie. Nie mają pojęcia o kulturze, jak ci ludzie tam żyją, jakie są niebezpieczeństwa. Na pewno nie mają też pojęcia, co ta ludność tam wyprawia, że to jest po prostu nieraz szok, co tam się dzieje.

Na przykład?

Nie wiem, czy oglądałaś film dokumentalny o Afganistanie? Tam była często pokazywana pedofilia. Jak na przykład, w większych miastach jest tak, że małe dzieci się za pieniądze oddają. To było na porządku dziennym i każdy o tym wiedział z nas, żołnierzy. Normalnie policjanci afgańscy, którzy mieli tam swoje posterunki, brali tam dziecko, jakiegoś chłopaczka, dajmy na to ze 12, czy 14 lat, albo nawet mniej, brali go na posterunek i gwałcili, w kilku. Potem przyjeżdżała tam karetka, czy lekarz i zabierała tego dzieciaka. To było widać na porządku dziennym, jak policja na przykład potrafiła małe dzieci, gdzieś tam na wiosce jakby namawiać na takie dręczenie. To było widoczne.

Myślisz, że większą krzywdę tym ludziom robi wojna, czy te zachowania, o których mówisz?

Tam były takie różne, można by powiedzieć ugrupowania, dajmy na to ci Talibowie. Oni przyjeżdżali do wioski i ludność cywilna pomagała im albo dawała znać wojsku gdzie są jakieś ładunki podkładane, czy jakieś informacje sprzedawała wojskom amerykańskim. Jakaś zwykła ludność cywilna. Gdy talibowie dowiadywali się, że ludzie z wioski sprzedawali informacje o ich działaniu, to przychodzili do wioski, ucinali trzy głowy dla przykład i wiesz, zastraszana ludność była w ten sposób.

Jaka atmosfera panuje między żołnierzami na misji?

To jest na takiej zasadzie jak brat z bratem, jeden za drugiego idzie. Wiesz jak to jest, jak się z kimś dobrze żyje, to na misji też jest łatwo przeżyć. Tak jak my w wojsku, na przykład tu, w kraju, nie spędzamy ze sobą tyle czasu. Jedynie od 7.30 do 15.30 się widzimy, na zajęciach, czy poligonach, a tam na misji widzieliśmy się cały czas praktycznie. Patrol, śniadanie, czy zwykłe siedzenie na takim patio, na którym się słuchało muzyki, grało w karty, albo na siłowni. Wszędzie było wspólne spędzanie czasu i każdy każdego poznawał, można powiedzieć do bólu. Czasami pod koniec misji to już było takie wkurzające, że cały czas się przebywało z jedną osobą. Już miało się go dość, a jeszcze jak był wkurzający to już w ogóle się go starało unikać (śmiech). No ale było naprawdę zajebiście. Było fajnie, atmosfera była super. Można było się uśmiać, nie było miejsca na żaden smutek, no chyba, że ktoś miał jakieś problemy. Zawsze tam jakieś kawały, czy coś, jakieś żarty były śmieszne, mniej śmieszne… różne. No działo się, fajnie! Nawet siedząc w schronie gdy moździerze spadały na bazę żartowaliśmy sobie. Było co wspominać.

I właśnie chciałabym zapytać o jakieś wspomnienie, które najbardziej utkwiło Ci w pamięci, w odniesieniu do misji?

Jest takich kilka. Przytoczę na przykład taką śmieszną, bo później się z tego śmialiśmy. Idziemy po takich wioskach, weszliśmy na jakąś posiadłość, takiego gościa, który hodował marihuanę. Miało to być otoczone oczywiście takim murem z gliny. I chodzimy tam, chodzimy, szukamy czegoś, bo kazali nam to przeszukać. Byliśmy przeczuleni na dźwięk rakiety takiej spadającej i to był taki specyficzny dźwięk, który nam dawał do zrozumienia, że za kilka sekund ona gdzieś przyrąbie tam, koło nas. No i od razu pojawia się taki strach, że trzeba spieprzać gdy to słyszymy. Idziemy i nagle słyszymy ten dźwięk, tej rakiety i tak patrzę, kumpel się rzucił w krzaki jak żaba gdzieś, ja szybko na glebę, za chwilę patrzymy, a to F16 przelatywał tak nisko (śmiech). Wstaliśmy i tak się śmialiśmy sami z siebie.

misja w Afganistanie
źródło: archiwum prywatne Przemka

Powiedz, gdzie jest granica między własnym bezpieczeństwem, a walką o bezpieczeństwo innych? Czy uważasz, że nie ma takiej granicy, że bezpieczeństwo innych i Twoje to jest to samo?

Myślę, że na pewno ta granica jest trochę inna, nie jest taka sama. Tak mi się wydaje. To zależy też od tego, kto w jaki sposób zachowuje się w niebezpiecznych sytuacjach. Ktoś na przykład może mniej przestrzegać zasad bezpieczeństwa, a ktoś bardziej. Ja na przykład wiem jak przestrzegam, na co sobie mogę pozwolić, jakie mam umiejętności. Wiem, że jak do mnie strzelają, no to warto się schować, tak żeby to wyczuć. Wiadomo, jak kule obok Ciebie świstają i czujesz przelatującą i powiew tej kuli jest tak blisko Ciebie, to od razu Ci się włosy na ręku jeżą i sam wiesz, że musisz się schować gdzieś.

źródło: archiwum prywatne Przemka

Byłem w bazie 200 na 100 m, bardzo mała. No i Talibowie do nas często strzelali z moździerza, najczęściej rano. Strzelali na przykład o 5 rano i często to były ze dwa, trzy moździerze, albo ze dwie, trzy rakiety. Ta baza, dlatego, że była mała, to oni strzelali z odległości 3, 2 km od nas i często się nie wstrzeliwali i od razu musieli spieprzać. Dwie, trzy rakiety albo gruchy władowali i musieli uciekać, bo od razu ich tam namierzaliśmy, skąd strzelali i zaraz patrol do nich jechał. No to rano się budziliśmy, od razu nas budził alarm, bo rakieta już leciała w naszym kierunku, a że mieliśmy całe to nasze podwórko wysypane kamieniami takimi ostrymi, żeby się nie kurzyło. Każdy się podrywał z łóżka, a to była 6 rano, czy 5, było zimno jeszcze, no to nieraz człowiek nawet klapek nie zdążył na nogi założyć i się spieprzało do tego schronu, po tych kamieniach ostrych. I tak się rano budziliśmy. To tak było prawie z kilka razy w tygodniu, przez cztery miesiące, ale zdarzało się że czasem ktoś był takim śpiochem, że przespał atak i budził się nieświadomy. Na szczęście cały. Później się przenieśliśmy do większej bazy, tam już nie było takich ostrych ostrzałów, mniejsze, rzadsze.

Misja w Afganistanie zmieniła Twoją definicję szczęścia? Czy zacząłeś doceniać pewne rzeczy bardziej niż kiedyś?

Według mnie szczęście to jest coś, co ja sobie sam potrafię wytworzyć w sobie. Mogę się tym dzielić i cieszyć się tym. Czy definicja szczęścia się zmieniła po Afganistanie? Wtedy była na pewno inna. Była mierzona miarą posiadania czegoś materialnego, tak naprawdę to wtedy jeszcze się nie zastanawiałem czym jest szczęście.

misja w Afganistanie
źródło: archiwum prywatne Przemka

Opowiadasz o tym środowisku i nie da się ukryć, że na przykład u nas, pewne zachowania są piętnowane. Mówiłeś, że to wynika z religii, kultury itd. Mam na myśli to, czy postrzeganie Twojego własnego kraju zmieniło się?

Oczywiście i to bardzo. Jakbym miał sobie pomyśleć, żeby tam się przenieść to… o mój Boże drogi. To jak ci ludzie tam żyją… Oczywiście do wszystkiego się można przyzwyczaić, ale żeby przesiąść się z mercedesa na… nie wiem kurczę, na syrenkę, albo wartburga, to jest wielka różnica w komforcie, żeby tam żyć w tym syfie. No bo tak – mało wody mają, żeby mieć dostęp do wody, to muszą sobie wykopać studnię bardzo głęboką, pompę podłączyć, która będzie nawadniać ich pola i żeby mogli korzystać sobie w domu. No i ten wszechobecny brak higieny. Oni, żeby się umyć to wychodzą z garnkiem wody na ulicę i polewają sobie stopy, dłonie i tak się myją.

misja w Afganistanie
źródło: archiwum prywatne Przemka

Co Ci dał, a co zabrał wyjazd na misję?

Straciłem jedynie czas, który mogłem spędzić tutaj w Polsce, w kraju, z przyjaciółmi, z rodziną, ze znajomymi. Dał mi na pewno dużo doświadczenia, sporo wiedzy na temat tego kraju, no i też wspaniałych różnych przeżyć. Poznania nowych ludzi, nawet też siebie, poznaniu samego siebie, bo tak samo też człowiek poznaje samego siebie w różnych sytuacjach i jakichś trudnych doświadczeniach. Wie jak się zachowuje, wie na ile go stać, na co sobie może pozwolić, gdzie są jego granice.

Zobacz też nasze inne Rozmowy.