Żarty, uśmiech, loki i kabaret – wywiad z Kariną Kąsek

Karina, kabaret
fot. Ola Gajdosz

Karina Kąsek to nasz kolejny gość! Jeżeli macie dziś ochotę na dużą dawkę uśmiechu, to Kąsek Wam go na pewno dostarczy. Ponadto, opowie czym dla niej jest kabaret. Zdradzi dlaczego uwielbia Roberta Górskiego i jak znalazła się w towarzystwie takich mężczyzn jak: Tomasz Olbratowski, Przemysław Skowron, Jacek Tomkowicz i Robert Karpowicz. Ciekawi? To zapraszamy! 😉

Zapowiedz siebie!

Cześć! Jestem Karina. I jestem Kąskiem od urodzenia! Właściwie nie tylko ja. Kąskiem jest m.in. moja mama i tata. Ja po latach dodatkowo stałam się Kąskiem Żartu – czyli osobą, która stara się dbać o dobre imię kabaretu, festiwali kabaretowych i wszystkiego co komediowe w naszym kraju, za pośrednictwem mediów społecznościowych i radia studenckiego. I sobie tak latałam po kabaretonach po całym kraju i o tym mówiłam. Ba! Nawet pracowałam przy kabarecie! Żeby było śmieszniej, po latach okazało się, że właściwie to mój pierwszy człowieczy chód padł na występie kabaretowym 24 lata temu, a żeby było najśmieszniej zrobiłam to w Wałbrzychu, bo właśnie z tego miasta jestem. Właściwie, znaczące kroki życiowe to właśnie są z kabaretem w tle.

Skąd pojawiło się u Ciebie zainteresowanie kabaretem?

Kabaret był w domu zawsze. Rodzice oglądali kabarety w telewizji. Lubiłam te wieczory w Opolu, czy Mrągowie. Ale takie „pełne” zainteresowanie kabaretem wzięło się z wakacyjnej nudy. Wszyscy znajomi wyjechali na obozy, kolonie, a ja zostałam w Wałbrzychu. I pewnego dnia do domu przyszedł tata i powiedział, że znajoma mu powiedziała o stronie, gdzie można oglądać takie właśnie stare kabaretony. Okazało się, że była to strona Telewizji Polskiej. Nie wiem dlaczego, ale non stop oglądałam wizytę księdza Kabaretu Moralnego Niepokoju. Dla mnie wtedy było tylko to. Młodzi nie kojarzą, ale ja miałam internet na pakiet 10h i wtedy tata musiał regularnie ten pakiet doładowywać. I po tej wizycie księdza w telewizji  była Mazurska Noc Kabaretowa poprowadzona przez Roberta Górskiego – lidera KMN i poooszło! Zaczęłam wchodzić w ten świat!

Jak wyglądała Twoja droga od czasu, kiedy zainteresowałaś się kabaretem, do momentu, w którym znajdujesz się obecnie?

Była czasem zabawna, czasem mniej, jak to bywa zwykle. Od momentu takiego zachłyśnięcia się kabaretem do teraz minęło, olaboga, 14 lat! Jak już zaczęłam od Kabaretu Moralnego Niepokoju to z ręką na sercu obejrzałam chyba wszystko! Cokolwiek było w internecie. A Robert Górski momentalnie stał się moim idolem, jak się tylko dowiedziałam, że on jest autorem większości skeczy – zresztą do tej pory jest! Nadrabiałam zaległości DVD (do tej pory je mam – uwielbiam je!) i wypatrywałam występu blisko mnie. Wiecie jak mi było przykro, gdy kabaret przyjechał, a Roberta Górskiego nie było, bo stracił głos? Strasznie! Ale potem przyszły inne występy. Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to jakbym była taką (z całym szacunkiem do artysty) biberówą – nie piszczałam na widok artysty, ani nie pchałam się z całej siły, żeby tylko mieć zdjęcie, czy coś takiego. Nie, nie, nie. Tylko wiecie jak to jest, jak się kogoś bardzo lubiło i podziwiało. To był lekki zawód, że na pierwszym występie TEGO artysty nie ma. Potem zaczęłam, wiadomo, poznawać i lubić inne kabarety. Regularnie chodziłam na występy, uprawiałam tzw. turystykę kabaretową, czyli jeździłam do różnych miejscowości, zwiedzałam miasto, a potem szłam na występ. Dopóki byłam w Wałbrzychu to te miejscowości nie było oddalone o więcej niż 100 km. Potem już bez różnicy. Na wszystkich szkolnych przedstawieniach odpowiadałam za scenariusze, więc siłą rzeczy zawsze coś kabaretowego tam przemycałam.

fot. Ola Gajdosz

I tak sobie trwałam w tym kabaretowym zajęciu fanowskim, nazwijmy to. Potem przyszedł czas na podjęcie decyzji co do studiów i chciałam być niejako związana ze sceną, ale nigdy nie miałam chyba aż takiej odwagi, żeby na niej występować. Bardziej podobały mi się kulisy, organizacja takich kabaretowych wydarzeń, pisanie scenariuszy festiwalowych, stąd przyszedł pomysł na zarządzanie kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tam otworzyła mi się kolejna furtka, bo na I roku studiów otwierało się studenckie radio UJOT FM, a że ja uwielbiałam piosenki kabaretowe, to pomyślałam, żeby mieć z nimi kącik w radiu. Miało to być krótkie, przeważnie tematyczne. Na początku 30 minut audycji. Szukałam nazwy, którą przy obiedzie wymyśliła moja koleżanka tłumacząc, że „kąsek” czyli krótko, łączy się to z moim nazwiskiem, a żartu, no to wiadomo, że wskazuje na komediowość. No i tak właśnie powstał Kąsek Żartu, który potem rozrósł się do 90 minutowego programu – dodałam skecze, relacje z festiwali, wywiady z artystami kabaretowymi, media społecznościowe i grało.

fot. Paulina Kozieł

UJ spowodował że trafiłam do Stowarzyszenia Promocji Sztuki Kabaretowej PAKA organizującej PAKĘ – największy festiwal kabaretowym w tym kraju. Trafiłam tam, żeby zaliczyć przedmiot z metodologii badań. Trzeba było wybrać organizację, więc jaką ja, miłośniczka kabaretu miałam wybrać? Pamiętam to pierwsze wejście do słynnej Rotundy, emocje jakie temu towarzyszyły. Łoo! No i w Pace zostałam jako wolontariuszka. Potem zostałam rzecznikiem prasowym edycji festiwalu, jeździłam do Mrągowa pomagać przy realizacji Mazurskiej Nocy Kabaretowej, którą przypomnę oglądałam jeszcze nie tak dawno z telewizji. Kończąc studia, siłą rzeczy musiałam rzucić audycję w studenckim radiu, Kąsek Żartu pozostał w mediach społecznościowych. Jednak nie tak intensywnie jak bym chciała. Troszkę to przygasło, ale może jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa? Obecnie zajmuje się komedią także, ale nie już tak ściśle kabaretem.

Co stanowi siłę kabaretu?

Siłę kabaretu stanowi silna grupa, zgranych osób, którzy mają plan tworzyć skecze na tematy, które im się podobają, a są dobrze znane publice. Myślę, że publika musi czuć, że artysta jest blisko tego tematu. Wie co czuje w momencie przeżywanej sytuacji widz kabaretowy. Istotnym elementem oczywiście jest publika, która się śmieje i chce te kabarety oglądać. Bez widza, który „daje temat” i silnej grupy, która ten temat dobrze rozgryzie i zaprezentuje kabaretu nie ma moim zdaniem.

W jaki sposób wpływa na Twoje życie to, że otaczasz się ludźmi związanymi z kabaretem? Czy w ogóle ma to jakiś wpływ?

Na początku czułam lekką tremę, szczególnie kiedy rozmawiałam Z TYMI LUDŹMI, których podziwiałam. Z czasem troszkę łagodniało, ale czuję wciąż, gdy spotykam artystę kabaretowego lekki ścisk w gardle. Może wynika on z takiej dumy, że mam szansę obcować z takimi ludźmi i chwile z nimi porozmawiać.

Poznając kabaret od kuchni inaczej patrzysz na skecze, które widzisz już na scenie?

Chyba nie. W sensie rozmowy z artystami nigdy nie dotyczyły skeczu, którego jeszcze nie widziałam, więc nie znałam tego skeczu od podszewki.

Dobre poczucie humoru to pojęcie względne?

Hmm… Myślę, że można je sobie wyrobić, bo poczucie humoru każdy ma różne i nie warto podejmować dyskusji na jego temat. Każdy ma jakie ma, jak to mówi Robert Górski i uważam, że świetnie oddaje to poczucie komediowości „jedni lubią jak mu cyganie grają, drugi jak mu buty śmierdzą”. I nie powiem nikomu co masz lubić, jaki kabaret itd. Oglądaj to co Cię śmieszy i bawi, bo o to w tym chodzi!

źródło: archiwum prywatne Kariny Kąsek

Czy od czasu Twojej kabaretowej przygody zauważyłaś, że coś zmieniło się w Twoim życiu? Może coś w samej Tobie się odmieniło, coś w sobie odkryłaś?

Bardzo trudne jest to pytanie, bo wiadomo, że w przeciągu kilkudziesięciu lat siłą rzeczy człowiek się zmienia, i nie wiem na ile miał wpływ na to kabaret, działalność na rzecz niego. Na pewno nauczył mnie lekkiego obśmiewania rzeczywistości, która jest. Wytrwałości też w takim dążeniu do realizacji swoich pomysłów i marzeń, otwartości na różne formy i pomysły. Myślę, że jakby nad tym usiąść to by troszkę tego było.

Najlepsze wspomnienie związane z kabaretem, na myśl, o którym zawsze się uśmiechasz?

O matko troszkę tego jest! Na pewno wszystkie rozmowy z Arturem Andrusem i ofiarowanie wiersza, który został stworzony przez fanów Kąsek Żartu dla artysty. Nagrywanie filmiku wspierającego studentów podczas sesji z Arturem Andrusem. Wszystkie rozmowy z Kabaretem Ani Mru- Mru i wierszyki na temat Kąska Żartu wymyślone przez Marcina Wójcika – to była jakby taka tradycja wywiadowa. No i oczywiście wszystkie spotkania z Robertem Górskim, szczególnie te podczas pisania pracy magisterskiej i po jej obronie. Robert Górski nawet wspomniał o mojej pracy magisterskiej w swojej książce, więc wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, że czytam sobie książkę, a tu nagle o mojej pracy. 🙂 Więc dużo miłych rzeczy się wydarzyło przez ten kabaretowy czas.

fot. Paka, Mariusz Grabowski

Jaką najbardziej szaloną rzecz zrobiłaś w swoim życiu?

Dostałam 2 akredytacje na 2 wydarzenia dzień po dniu. Najpierw w Kielcach, potem w Poznaniu. Było ponad 30 stopni, a ja z całym ekwipunkiem radiowym w sobotę byłam w Krakowie i Kielcach, a w niedzielę w Poznaniu. 🙂 Nie jest to taki szał jak nie wiem co, ale o tych akredytacjach dowiedziałam się w piątek.

Jak rozpoczęła się Twoja współpraca z Radiowcami Bez Cenzury?

Z Radiowcami Bez Cenzury poznałam się w trakcie Ogólnopolskiej Giełdy Kabaretowej w Wałbrzychu, podczas której debiutowałam w roli jurora. Panowie zgłosili się do przeglądu jako Kabaret „I tyle” i po prostu oceniałam wtedy ich występ. Obcując z młodymi kabaretami, co tu dużo kryć, znałam ich programy, ponieważ nie był to pierwszy konkurs, że tak powiem w sezonie konkursów kabaretowych. Jednak kabaretu „I tyle” nie widziałam nigdzie wcześniej. Okazało się w trakcie przeglądania uczestników, że są to Panowie, którzy na co dzień pracują w ogólnopolskiej stacji radiowej. Byłam nieco zaskoczona, że chcą jeszcze „bawić się w kabaret”. W trakcie rozmowy okazało się, że są w Krakowie. Tam starają się działać i od słowa do słowa, od rozmowy do rozmowy wyszło, że możemy coś fajnego razem porobić.

źródło: archiwum prywatne Kariny Kąsek

Po kolejnym graniu uznaliśmy, że kabaret to chyba jednak nie ta forma, w której Panowie czują się dobrze i namówiłam ich do solowych tekstów. Na początku troszkę się baliśmy, ale uznaliśmy, że kto jak nie oni? Mężczyźni, którzy samym głosem rozbawiają miliony słuchaczy? Musi się udać! Zorganizowaliśmy próbne granie, przyszło sporo osób, a ze względu na treść tekstów, które udało się napisać nazwaliśmy się Radiowcy Bez Cenzury. Po tym pamiętnym występie, już wieczorem na fejsie pracowaliśmy nad plakatem, więc chyba dla chłopaków to było to. I 21 maja strzeliło nam 2 lata współpracy. Tomasz Olbratowski, Przemysław Skowron, Jacek Tomkowicz, Robert Karpowicz i Kąsek – 4 chłopa i ja 🙂

fot. Paulina Kozieł

Gramy po całej Polsce, w mniejszych większych klubach, na zewnątrz i w środku. Kombinujemy, szukamy miejsca dla siebie na tej trudnej stand- upowej scenie i sprawia nam to dużo radości. Szczególnie jak rozmawiamy o tekstach w samochodzie. Zazwyczaj w trakcie drogi na występ, wtedy w całej tej radości, że jedziemy, że jesteśmy razem przychodzi nam jakiś fajny greps do głowy mówimy do siebie „to powiedz to dzisiaj” i za parędziesiąt minut słyszymy i patrzymy między sobą, że to działa, bo publika reaguje śmiechem i gromkimi brawami. Obcowanie z 4 dorosłymi mężczyznami nie zawsze jest łatwe. Ale staramy się dogadywać i całkiem dobrze nam to wychodzi.

fot. Przemysław Skowron

Wiecie jak mi trudno było przejść na „ty” z Tomaszem Olbratowskim? Jemu było łatwo, ale ja za każdym razem kiedy miałam powiedzieć do niego „Olo” to robiłam wszystko, żeby jakoś to ominąć 😉 Nie mogło mi przejść przez gardło, Olo do dziś się ze mnie śmieje!

fot. Przemysław Skowron

Co motywuje Cię do podejmowania nowych wyzwań?

Chyba chęć sprawdzenia się. Ja mam dużo rzeczy w głowie i pomysły na szczęście mnie nie opuszczają. Bywa raczej gorzej z ich realizacją, ale jak coś robię to czuję, że żyje, że to moje. Mam na to plan i chcę to robić tak, jak sobie wymyśliłam, choćbym miała siedzieć nad tym całą noc! Podwójnie się cieszę jeśli widzę, że to jeszcze innym się podoba! To jest ekstra! Ale duże rzeczy też sprawdzam i nie boję się tego. Dzięki temu uczę się co mogę zrobić lepiej, inaczej. Nie chcę stać w miejscu, czuję na przykład teraz, że chce coś zrobić. Jeszcze nie wiem konkretnie co, ale może coś wpadnie do głowy. Napędzają mnie też kreatywni ludzie, z którymi mam obecnie do czynienia w pracy. Człowiek też się dużo od nich uczy- jak można spojrzeć na pewne sprawy, jak ugryźć dany temat. I się napędzamy nawzajem. Mam nadzieję, że w końcu ruszę z kopyta! Ale muszę to czuć!

A co Cię najbardziej inspiruje?

Ludzie – obserwowanie ich, dowiadywanie się, poznawanie ich drogi. Uwielbiam biografie, wywiady, zawsze można coś dla siebie z nich wziąć, spojrzeć na swoje życie przez pryzmat życia kogoś innego. To też uczy momentami.

Dlaczego warto spełniać marzenia?

Żeby na koniec nie żałować, że w całym życiu nie było na nie czasu. Do dziś pamiętam taką rozmowę dotyczącą ich. Wiecie jak to jest. Siłą rzeczy jak się podchodziło już po raz 30 do artystów kabaretowych, to oni mniej więcej już mnie kojarzyli. Ja miałam zawsze odwagę na poziomie -100 (tak, minus sto) i zawsze podchodziłam z takim notatnikiem, w którym zbierałam  autografy. Była to dla mnie okazja do jakiegoś już powiedzmy zagadania i artyści też mi już różne te autografy dawali, z jakimś wierszykiem czy coś. W każdym razie zapamiętam taką jedną rozmowę z Robertem Motyką z Kabaretu Paranienormalni. Po występie na festiwalu kabaretowym w moim mieście (właśnie na tym, na którym później była jurorem, patrzcie jakie koło) podeszłam tradycyjnie do chłopaków i wtedy właśnie Robert zapytał „a co u mnie ciekawego się dzieje”, no a ja wtedy byłam chyba w ostatniej klasie gimnazjum i się zdziwiłam pozytywnie, że nie jest to taka „sztywna” gadka, schematyczna – „autograf i do widzenia”, tylko faktycznie zaczęliśmy rozmawiać, co planuje dalej. I generalnie rozmowa trwała 40 minut! I Robert powiedział mi wtedy właśnie rzecz, którą staram się cały czas robić, realizować, w różnym stopniu bo wiadomo, życie jest jakie jest, ale gdzieś to we mnie głęboko zostało. Nie będę zdradzać co konkretnie padło, bo to między Nami. Ale tak się też złożyło, że nie widzieliśmy się z Robertem chyba z 3 czy 5 lat, z różnych powodów, ale mieliśmy okazję spotkać się na jednym z festiwali, gdzie byłam w ramach akredytacji otrzymanej dla Kąska Żartu i powiedział, że pamięta tę rozmowę i znowu gadaliśmy i gadaliśmy i końca nie było. Zdałam relację z tego co robię i że realizuje to co obiecałam. Śmieję się teraz, że Robert jest moim KOŁCZEM, właśnie takim spolszczonym. Tylko nie napiszcie kołaczem, bo Robert bardzo mocno trzyma dietę 😉 ale jeśli to przeczyta to dziękuję mu jeszcze raz za tamtą rozmowę i trzymam kciuki za jego projekty, nie tylko kabaretowe.

Miałam też 2 pamiętniki. Jeden na autografy, a drugi obejmował szeroką relację z każdego występu wraz z pamiątkami. Wklejałam bilety, jakieś materiały promocyjne, które rozdawał organizator… wszystko! Jak to teraz czytam to normalnie jakby to było wczoraj 🙂 WSZYSTKO tam jest, jaki skecz, ile ludzi było, co się działo, jaka wpadka była na scenie WSZYSTKO!

fot. Przemysław Skowron

Skąd w Tobie są tak wielkie pokłady pozytywnej energii?

Czy ja wiem czy teraz? 🙂 Bywa różnie. Myślę, że to też wynika z ludzi, środowiska, terenu, którym się otaczamy. Ja bardzo przenikam w ludzi, wyczuwam atmosferę towarzystwa i kiedy słucham o czym mówią, co myślą, siłą rzeczy patrzę na niektóre sprawy inaczej. A jak się przebywa nieustannie w gronie pesymistów, ludzi zmęczonych wszystkim i wszystkimi to człowiek tym przesiąka. A wystarczy iskra – krótka rozmowa, rzecz i można się wyrwać z tego o ile się chce.

źródło: UJOT FM

Zobacz także inne rozmowy.