Leluja to firma założona przez Asię Kowal. To właśnie ona tworzy ubrania góralskie będące połączeniem mody i tradycji. Nam opowiedziała nie tylko o tym, dlaczego postanowiła rozpocząć własną działalność, ale również o sytuacji rękodzielników, czy błędach jakie popełniają turyści odwiedzający Zakopane. Co więcej, niekiedy wręcz ludzie odwiedzający to miasto nieświadomie ignorują czy obrażają uczucia górali. Jeżeli chcecie się dowiedzieć więcej na ten temat – zapraszamy do lektury.
Zapowiedz siebie!
Nazywam się Asia Kowal i jestem twórcą firmy Leluja, która tworzy wyjątkowe stroje góralskie, łączące tradycję i modę. Prywatnie jestem Góralką z Zakopanego, po studiach z zarządzania kulturą i mediami oraz animacji społeczno – kulturowej. Jestem też zespolanką, czyli uczęszczam do zespołu regionalnego, więc staram się mieć cały czas kontakt z żywą kulturą, jeżeli chodzi o góralszczyznę. Jestem po prostu Asią.
Czy według Ciebie, także jako twórczyni, folklor w Polsce ma się dobrze?
To zależy co myślimy mówiąc folklor. Wydaje mi się, że w tym momencie folklor polski to jest przede wszystkim Łowicz, wzory łowickie – jasnoniebieskie, żółte, kwiatki, czy inne charakterystyczne elementy. W góralszczyźnie to są na przykład parzenice albo róże. I to jest na dobrą sprawę tyle. To jest według bardzo dużej części Polaków folklor. A tak naprawdę mamy przecież tyle kultur ludowych, wspaniałych tradycji, pięknych wzorów. I to wszystko zostało tak troszeczkę skomercjonalizowane. Tak mi się wydaje. Nikt teraz nie wie, że np. fartuszek ze wzorem parzenic na tle kwiatków łowickich, to ani Podhale ani Łowicz. Przecież to jest jakieś kompletne pomieszanie. No a to się sprzedaje. Ja jestem zawsze przeciwna takim rzeczom.
Tak samo w kwestii muzyki. Idealnym przykładem są zespoły a’la góralskie, które pewnie wszyscy znają i kojarzą. Wychodzi jakiś zespół, nie będę już mówić nazwami, mówią, że są z Podhala, są góralami i śpiewają sobie „Miłość w Zakopanem”. I dla ludzi to jest góralskie, bo ktoś wyszedł, gra na skrzypcach na scenie, jest ubrany po góralsku albo udaje, że jest tak ubrany. Nawet nie wiem czy jest taki zespół, który jest w 100% prawidłowo ubrany po góralsku. Zazwyczaj to są jakieś elementy, jak góralskie portki plus kościółkowe buty świecące. To jest bardzo smutne. Ja bardzo tego nie lubię. Chciałabym jakoś z tym walczyć i jak rozmawiam z góralami to oni też by tego chcieli, ale z tym wszystkim chodzi o pieniądze. Na przykład na Krupówkach spódniczki dla dziewczynek z koronkami albo korale, które są pokryte materiałem, i tyle, że jest on w kwiatki. Niektórzy mówią, że to jest góralskie, a to wcale tak nie jest. Tak samo chodzący po Krupówkach ludzie, noszący kapelusze z piórkiem, niby góralskie. U nas się nosi piórko orła, a tutaj są jakieś piórka kaczki po prostu i każdy w tym chodzi. Kobieta, mężczyzna – nieważne. A dla górali to jest ważna symbolika, bo piórko oznacza, że ktoś jest kawalerem. Nikt o tym nie wie i ludzie chodzą w tych kapeluszach. Wiemy, że to się ludziom podoba, ale my jako górale odbieramy to czasem jako lekceważenie tej kultury. Ktoś bardzo chce pokazać, że lubi, ale na dobrą sprawę przez nieznajomość tych wszystkich zasad pokazuje też trochę swoją ignorancję.
To tak samo jak oscypki, które można teraz kupić w markecie. Napisane jest „serek góralski”, ale ludzie nawet nie wiedzą, że to nie jest prawdziwy oscypek. Nie mogę też oceniać, bo wiem, że ci ludzie nie mają złych zamiarów. Cieszą się, że coś jest ładne, kolorowe, itd. Myślę, że ma na to też wpływ fakt ginących już teraz zawodów. Na przykład osoby, które robią rękodzieło – im się to nie opłaca w tym momencie, więc dają to do jakichś fabryk i przechodzi to z jednych rąk do drugich i zanika po kolei piękno tego wszystkiego, niestety.
Dlatego wracając do pytania myślę, że kiepsko jest z kulturą ludową w tym momencie w Polsce. Była kiedyś taka moda, ale teraz powoli przechodzi i szkoda, że ludzie nie próbują się dowiedzieć, nie są ciekawi skąd to się wzięło, jaki to jest region. Tylko po prostu kupią, bo coś jest ładne.
Odbiorcami Twoich prac są tylko osoby z gór, czy także z innych regionów Polski?
Oprócz Górali Podhalańskich zdarza mi się także szyć dla Górali Żywieckich. Ogólnie kultura karpacka łączy się ze sobą. Każdy coś od każdego bierze. Tak powstawały te kultury. Nawet te spódnice góralskie w kwiaty były zaczerpnięte od krakowianek na początku XX wieku. Zdarza mi się, że szyję coś dla górali z Beskidu Żywieckiego, dla Lachów Sądeckich, bo też te wzory są czasami takie same albo bardzo podobne. Jednak mam też klientów, którzy są z innych części Polski. To są zazwyczaj kobiety, które chcą jakieś spódnice a’la folkowe. Tylko zazwyczaj podczas takiego zamówienia staram się pokazać, że to jest góralskie, albo zaznaczyć, że to jest taki i taki wzór i na przykład dany materiał to nie jest prawdziwy materiał góralski. Bo zazwyczaj u nas spódnice są z wełnianych tybetów i to są materiały bardzo delikatne i drogie. Albo są też spódnice, powiedzmy bardziej popularne, z poliestru, mówi się, że to tybet polski. Zazwyczaj właśnie takie spódnice sprzedaje klientom z Polski, bo te prawdziwe spódnice są bardzo ciężkie w utrzymaniu.
Mówiłaś też o tym, że chcesz łączyć w strojach góralskich tradycję i modę. Według Ciebie strój ludowy musi się kojarzyć tylko z historią, czy może być również postrzegany jako element współczesnej garderoby?
Ogólnie strój ludowy oraz cała kultura, tradycja powstaje tak, że cały czas, na bieżąco coś jest dodawane do tych elementów stroju. Kiedy tworzę tradycyjny strój, to dla mnie tradycją jest na przykład fason albo materiał, z którego to się robi. Powiedzmy, że mam gorset i jest on uszyty w tradycyjnych kształtach, bo jest to przyjęte od iluś dziesiątek lat, ale do tego dodaję coś nowego, na przykład kryształki Swarovskiego, których się nigdy nie używało, bo zawsze było szycie koralikami, cekinami. Więc te kryształki są w tym momencie takim elementem modnym. W tym roku też głównym kolorem wg. Pantone jest kolor niebieski, więc zaznaczam, że to jest kolor roku i szyję w takim kolorze.
Ogólnie jeśli chodzi o góralki, to każda góralka ma przynajmniej kilka strojów. I tak jak normalnie idzie się na wesele, to nie pójdziemy dwa razy w tej samej sukience. Tak samo góralki, nie pójdą dwa razy w tym samym komplecie – ten sam gorset i ta sama spódnica. Wtedy też kupują coś nowego i albo coś zmieniamy, szukam nowych rozwiązań, materiałów, ale zawsze staram się, aby to pozostawało w takim dobrym smaku. Aby nie był to nagle gorset z lateksowego materiału, tylko, żeby to jednak zostało przynajmniej z naturalnych materiałów, czy spódnice, które też nawiązują do innych regionów, bo tak też się zdarza. Na przykład u nas w tym momencie bardzo modne są spódnice z rosyjskich szali, ale te wzory rosyjskie są bardzo podobne do naszych i też przeplatają się. Mamy wspólne motywy na chustach, więc to jest tak, powiedzmy troszeczkę nowsze rozwiązanie, ale też nawiązuje cały czas do przeszłości.
Wspomniałaś o ubiorach na wesele. Miałaś okazję tworzyć strój góralski dla panny młodej?
No pewnie, że tak. Przede wszystkim wystrzegam się używania słowa „strój góralski” albo „kostium góralski”, bo to brzmi tak, jakbyśmy się mieli przebrać. A to jest naturalne, to jest tradycja, dlatego mówimy „ubranie góralskie”. Ubranie góralskie dla panny młodej, takie najbardziej tradycyjne, to jest spódnica, gorset, biały oczywiście, pod spódnica jest halka haftowana haftem angielskim, takim dziurkowanym białym, tak samo haftowana koszula i wstążka do włosów, grubości około 20 cm, także haftowana po bokach, do tego przyczepia się mirt. I na przykład gorset może być wyhaftowany cekinami i koralikami albo wyszywany nićmi. A spódnica jest albo delikatnie obszyta na dole też cekinami bądź delikatnym wzorkiem lub tasiemką złotą, srebrną. Jeśli chodzi o kolorystykę to ważne, aby całość była biała, a kolor wyszycia jest zależny od chęci panny młodej. Może to być złoty, srebrny, kolorowe kwiaty, jest duży wzór.
Do tej pory miałam kilka zamówień, ale jednym już się mogę chwalić, bo był ślub, są zdjęcia itd. Kilka strojów jest w realizacji, ale ja firmę prowadzę dopiero od roku, więc uważam, że to jest mój wielki sukces, że w ogóle ktoś zaufał mi na tyle, że miałam okazję szyć strój ślubny. Dla mnie to było duże wyróżnienie.
Cały czas rozmawiamy o ubraniach dla kobiet, a czy planujesz rozszerzyć swoją działalność także o ubrania dla mężczyzn, a może już to robisz?
Nie, nie robię ubrań dla mężczyzn, ale to też wynika z tego, że jestem „Zosią samosią” i całą firmę prowadzę sama. Zajmuję się tworzeniem projektów, szyciem, wyszukiwaniem materiałów oraz robieniem wszystkiego dookoła, czyli prowadzeniem mediów społecznościowych, tworzeniem strony internetowej itd. Ja bym bardzo chciała, żeby moja doba miała z 50 godzin przynajmniej. Próbuję i udaje mi się nadążyć z zamówieniami dla kobiet, na szczęście. Ale szycie strojów męskich to jest zupełnie inna technika. O ile jeszcze koszule są w miarę podobne, materiał taki sam, inny wykrój wiadomo, ale nie potrzeba jakichś innych umiejętności, to na przykład szycie portek góralskich z grubego, wełnianego sukna to jest już kompletnie inna magia. Do tego trzeba mieć zupełnie inne umiejętności, to też jest inna technika szycia. Dlatego po pierwsze z braku czasu, a po drugie z braku umiejętności się za to nie zabieram. Czasami pojawiają się pytania o koszule męskie i w tym momencie realizuję jedno zamówienie, ale nie chcę fokusować się na mężczyznach. Chcę robić jedno, a porządnie.
Czy jest jakaś część garderoby, którą lubisz robić najbardziej?
Tak! Gorsety, ale bogato wyszywane. Dlatego też, że to jest największe wyzwanie zawsze. Ja jestem samoukiem. Ogólnie w naszej kulturze jest tak, że przekazuje się wiedzę z pokolenia na pokolenie. Jeżeli nie masz w rodzinie babki, ciotki albo mamy, która ci pokaże jak coś się robi, to nie ma szans, żebyś zdobyła tę wiedzę. Nikt ci tego nie pokaże. Ja do wszystkiego dochodziłam sama i uczyłam się sama. Poświęciłam bardzo dużo czasu, nerwów i wysiłku i nad gorsetami faktycznie pracowałam najdłużej, żeby stworzyć wykrój tego gorsetu, żeby dojść do tego jak to się szyje, jak to powinno wyglądać.
Ja szyję przede wszystkim na wymiar, więc trzeba mieć umiejętności, żeby tą klientkę przyjąć i dobrze obsłużyć, żeby się nie okazało na przymiarce, że gorset jest kompletnie do wyrzucenia, bo jest źle skrojony. I największą satysfakcje sprawiają mi bogato wyszywane gorsety, ale czas jego wyszycia to jest mniej więcej miesiąc do nawet trzech miesięcy, siedzenia osiem godzin, sześć, siedem dni w tygodniu. To jest bardzo czasochłonne, potem wysiadają plecy, kark, ręce, ale satysfakcja jest wspaniała!
Spotykasz się z sytuacjami, że Twoje wzory są kopiowane?
Tutaj na Podhalu jest to po prostu plaga. Trochę też innymi prawami rządzą się wzory ludowe, bo to jest jednak tradycja, więc o ile np. wzór z kwiatem nazywanym u nas dziewięciornikiem – to jest taki gorset bardzo bogato wyszywany, czerwony z wielkim kwiatem na tyle, to jest coś, co jest już w tradycji i ten wzór się przyjął. Ale inne wzory, jakieś esy floresy, kwiatuszki itd. to jest już wzór autorski.
Bardzo mało osób zdaje sobie z tego sprawę. Bardzo często zdarza się tak, że ktoś kradnie te wzory bezczelnie. Albo to są osoby, które same dla siebie coś tworzą, ale też firmy, które zajmują się sprzedażą strojów góralskich. Ja jestem wielką przeciwniczką tego. Zawsze z tym walczę, ale tyle co straciłam na tym nerwów, to już moje. Ciężko jest to komuś wytłumaczyć. Poza tym co? Pójdziesz do sądu z takim człowiekiem? Nie będziemy się sądzić przecież. Chociaż czasami jak ktoś przegnie to… oj, gotuje się w człowieku. To jest do tego stopnia, że kilka razy ktoś wysłał mi mój wzór, który sam sobie wyhaftował na gorsecie, chwaląc się tym „zobacz, jak super zrobiłam”. A ja po prostu zbierałam zęby z podłogi i mówię „halo, ale to jest mój wzór” i dostaję odpowiedź „oj, nie wiedziałam”. No okej, to dobra, następnym razem już będziesz wiedziała. Nie mogę też powiedzieć, że wszyscy mają złe intencje, bo niektórzy po prostu nie wiedzą, że tak nie można, że to jest niezgodne z prawem i karalne.
Zdarza się, że ludzie nie szanują Twojej pracy?
Zaczynałam robić rzeczy tworząc naprawdę za grosze. Już się tego oduczyłam. Jak sobie teraz pomyślę, że robiłam gorset, który zajmował mi ileś tam dni, sprzedawałam go po takiej cenie, że jak sobie obliczyłam to na godzinę wychodziło mi 50 groszy. A zapłać z tego jeszcze ZUS, podatek, materiały, prąd itd. I w pewnym momencie zmieniłam grupę docelową. Moimi klientami są osoby, które cenią rękodzieło przede wszystkim. Do takich klientów celuję, bo spotykam się na grupach różnych, że ktoś sprzedaje ręcznie wyszywany gorset za 200 zł. Ale to zazwyczaj są pewnie osoby, które siedzą sobie na jakichś zasiłkach i dorabiają w domu, bo im się nudzi. Ja prowadzę firmę i się z tego utrzymuję. Muszę zapłacić ZUS, księgową, porobić opłaty. Materiały tak samo kosztują, a szyję z materiałów najwyższej jakości, więc one same w sobie kosztują bardzo dużo. Więc jeżeli dla kogoś to jest za drogie, no to trudno. Nikogo nie zmuszę, żeby kupował u mnie i nie będę nawracać ludzi. Ja uważam, że rękodzieło trzeba cenić, bo to jest jednak praca ludzka i w przypadku tego najbogatszego gorsetu, ja naprawdę pracowałam nad nim bite trzy miesiące. Jak ja bym go sprzedała za tyle, co wystawiają inne kobiety na grupach sprzedażowych, to ja bym musiała do niego jeszcze dołożyć. Dlatego stwierdziłam, że nie będę się bawiła w takie rzeczy.
Widzę czasami takie wzloty nowych osób, czy marek, które chcą szyć, haftować i sprzedają te rzeczy za grosze i potem dość szybko kończą swoją działalność. I chyba dlatego są te ginące zawody, bo ludzie nauczyli się, że to można kupić za grosze. Starsi ludzie na przykład szyją coś za 50 zł i szyją tak przez 50 lat, pomimo inflacji, zmiany warunków. I potem dorównaj im… nikt nie chce kupić tego drożej. Ale mam nadzieję, że ludzie kiedyś się nauczą, że to tyle kosztuje. Widzę po grupach powoli, że te rzeczy z kategorii, z których też ja sprzedaję, zaczynają być coraz droższe. I myślę, że to jest dobra droga, bo czas trzeba cenić. Jak jesteś rękodzielnikiem i pracujesz na swoim to nie po to, żeby zarabiać tyle, co zarabiałabyś pracując na barze.
Teraz w ogóle jest chyba ciężki czas dla rękodzielników…
Pandemia też dużo zrobiła, bo zaobserwowałam, że w tym czasie na grupach sprzedażowych jest masa, na przykład gorsetów haftowanych ręcznie. Ale to jest przede wszystkim z tego względu, że ludzie siedzieli w domu, nie mieli co robić i haftowali, szyli, a teraz próbują to sprzedać. Jednak rzadko widzę, żeby coś zostało sprzedane po jednym dniu. Często się zdarza, że ktoś próbuje coś sprzedać przez miesiąc i podbija, podbija, dodaje cały czas te same zdjęcia, schodzi z ceny i ciężko jest to sprzedać. Ja nie lubię takich zachowań w ogóle. Nie lubię, gdy ktoś coś próbuje sprzedać i robi to notorycznie – na przykład kobieta szyje gorsety, wrzuca je na grupę albo tworzy stronę internetową i próbuje je sprzedać przez dwa lata, dodaje nowe itd., a potem się okazuje, że ona to robi całkiem nielegalnie. I mnie szlag trafia, bo płacę podatki itd., a ona siedzi w domu, wystawia i obniża rynek, bo na przykład sprzedaje połowę taniej niż ja. Przez to kompletnie niszczy rynek, ale to są chyba problemy każdego przedsiębiorcy, że tak się zdarza. Na Podhalu jest duży problem z tym, że sporo ludzi robi takie rzeczy nieleganie i nawet o tym nie wiedzą, bo chyba nie chcą wiedzieć, że muszą zrobić taki i taki krok. Nawet na działalność nierejestrowaną, gdzie nie trzeba w sumie dużo, aby być okej z państwem.
Mało kto mnie rozumie w tym względzie. Mam też dużo znajomych, którzy zajmują się rękodziełem i jak ja próbuję im powiedzieć, że to co robią nie jest do końca legalne, to zazwyczaj jest odpowiedź „zajmij się swoimi sprawami”. Jest to trochę przykre. Zresztą każdy rękodzielnik to powie, że robi sobie jakaś dziewczyna obrazy i sprzedaje je za 200 zł, a przyjdzie ktoś i powie „czemu za tyle, jak ja ci to namaluję za 10 zł albo za 20?”. I sprzedadzą. Dlatego celuję do innych klientów, którzy wiedzą, że jak coś jest drogie, w tym przypadku, jest to porządne. Stroje góralskie to są rzeczy, które powinny być na lata. Na przykład gorset powinien być przekazywany z pokolenia na pokolenie. Nie wierzę w to, że jak ktoś kupi gorset za 100, czy 150 zł to ten gorset wytrzyma trzy imprezy. A gdzie do prawnuków ma dotrzymać.
W dość młodym wieku założyłaś firmę. Jakie miałabyś rady dla młodych osób, chcących założyć własną działalność?
Ja otworzyłam swoją firmę, kiedy byłam pół roku po studiach, czyli mając jakieś niecałe 25 lat. Moja rada, to po pierwsze – nie bać. Ja stwierdziłam, że jestem młoda, jeśli mi coś nie wyjdzie, coś się nie uda, to trudno, jeszcze przecież mogę tyle rzeczy zrobić w życiu, że cały świat stoi przede mną otworem. I to jest też bardzo ważne, żeby nie dać zniszczyć w sobie takiego postrzegania świata. Ja bardzo dużo słyszałam od ludzi, że mi się nie uda, że jestem głupia, że to robię, po co to robię, że się na tym nie znam itd. Ale człowiek wszystkiego się potrafi nauczyć, nawet menedżera reklam na Facebooku. Po drugie, radziłabym szukać pomocy finansowej wśród państwa, ja tak robiłam. Ja zaczynałam firmę biorąc dofinansowanie z Urzędu Pracy i gdyby nie to, to nie wiem jakbym zaczęła. Pewnie bym nie zaczęła, bo bym nie dostała takiego bodźca, że na już coś muszę zrobić, wypełnić papiery, zacząć. To była super motywacja, bo jak się dostaje dofinansowanie, to trzeba prowadzić firmę przez określony czas, więc nie można się wtedy poddać. Albo jakieś fundusze unijne, czy coś innego, bardzo dobre są takie pomoce na start i jak dają, to czemu nie brać.
Kolejna rzecz to żeby się nie zniechęcać, bo wiadomo, że spotkamy na swojej drodze i konkurencje i ludzi, którzy będą udawali, że chcą być naszymi klientami, a będą chcieli wyłudzić jakieś sekrety, np. jak coś tam jest zrobione albo skąd bierzemy materiały, pomysły itd. Ważne jest też, żeby wyznaczyć sobie cel, taki konkretny. Nie taki, że „będę najlepszą hafciarką na świecie”, tylko taki konkretny, na przykład: za dwa lata chcę mieć na fanpejdżu tyle i tyle polubień, chcę mieć miesięcznie taki i taki przychód, albo taką i taką sprzedaż i do tego dążyć. Wydaje mi się, że jak ktoś ma takie konkretne cele postawione to na pewno jest łatwiej funkcjonować.
Ale wracając jeszcze do tego, żeby nie słuchać innych osób, to nawet tutaj rodzina często daje taki stryczek w nos i chociaż najbliżsi powinni wspierać, to ja też zauważyłam, że dużo rzeczy na przykład nie mówię najbliższym, bo wiem, że oni zareagują „a po co to, to ci się nie uda” albo „robisz sobie tylko problemy”. I ja dopiero mówię o pewnych rzeczach po czasie, jak już podjęłam jakąś decyzję czy jakieś kroki. Na przykład przeniosłam pracownię do innego miejsca. Dopiero wtedy o tym mówię, bo nie mają jak na mnie zadziałać, a jakbym powiedziała wcześniej, to niestety byłoby mówione, abym tego nie robiła. Niefajne to jest, ale często się spotykam, także jak rozmawiam z innymi rękodzielnikami, czy osobami, które prowadzą własne firmy, że nawet najbliżsi i przede wszystkim najbliżsi to są osoby, które często próbują cię ściągnąć na dno, chociaż czasami nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Może chcą twojego dobra, ale niestety tak nie wychodzi.
Chciałabyś na koniec przekazać coś naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Chciałabym powiedzieć, coś takiego, żeby było radosne, bo ludzie przeczytają i pomyślą: jakaś problematyczna baba, same problemy (śmiech). Ale powiem, że było by mi bardzo miło, gdyby ludzie zmienili zdanie o góralach, bo jest mi bardzo czasami przykro, jak słyszę, że górale to tylko tacy i owacy, że tylko na dudki, na pieniądze, że wszystko na pokaz. Ja jestem osobą, która utrzymuje się nie z turystyki i mi na przykład nie zależy, żeby było dużo ludzi w Zakopanem, ale staram się jakoś przyjaźnie podchodzić do turystów. Choć uwierzcie mi, że mieszkanie w Zakopanem to nie jest wcale nic przyjemnego, przede wszystkim w sezonie. Jak idziesz do Biedronki i kolejkę do kasy masz do lodówek z samego tyłu i stoisz 40 minut. Ale fajnie by było, żeby ludzie jak tutaj przyjeżdżają, to szanowali mieszkańców, górali. Na przykład muzykanci, którzy grają w karczmach to nie są ludzie jak małpki w cyrku, które mają grać i tyle. Wiadomo, że to jest ich praca, ale też ich życie, więc miło jak ludzie to doceniają, a nie podchodzą i mówią: zagraj „Miłość w Zakopanem” albo „Karczmareczko”, tylko doceniają, że grają faktycznie góralskie melodie.
Tak samo byłoby super, gdyby ludzie pomyśleli, że kapelusz, piórko, może to coś znaczy, a ta spódniczka to może wcale nie jest najlepszy pomysł do tego stroju, bo to też może kogoś urazić. Dużo osób przyjeżdża i mówi, że Zakopane to sam kicz, ale prawda jest taka, że gdyby ludzie tego nie kupowali, to by tego nie było. Gdyby ludzie zaczęli cenić rękodzieło, to by było rękodzieło na Krupówkach, a nie jakieś made In China pamiątki z Zakopanego. Naprawdę my nie chcemy dla nikogo źle, nie chcemy nikogo oskubać na pieniądze. Fajnie by było, gdyby ludzie przyjeżdżali z nastawieniem, żeby poznać inne kultury, kulturę ludową, a nie, że chcą przyjechać, napić się, potańczyć, powyzywać wszystkich naokoło, szukać problemu, że ktoś chce ich okraść.
A miało być na wesoło…
No to na wesoło „hej!” (śmiech). Właśnie, górale nie mówią „hej”, tak o i zawsze. My się już z tego śmiejemy jak ktoś próbuje naśladować górala i co chwile krzyczy „hej”. To znaczy – w gwarze „hej” jest jako takie przytaknięcie, ale to nie jest takie nagminne jak pokazują w telewizji. 😀 Także… ostońciy z Panem Bogiem!
Sesja:
Pomysł i stroje – Leluja
Modelka – Natalia Guziak oraz Joanna Kowal
Fotograf – Kraza PhotoArt
Fryzjer – Salon Fryzjerski Bogusław Salawa
Wizaż – Agnieszka Bukowska
Miejsce: Muzeum Tatrzańskie – Willa Koliba
Zapraszamy Was także do odwiedzenia strony internetowej Pracownia Leluja.
Zobacz także inne Rozmowy.
Jakie cudowne zdjęcie i mnóstwo wiedzy na temat Zakopanego i kultury góralskiej. Moja była była z Górskich terenów, ale niestety nie kultuwowała tradycji, bo podobno ją ona ograniczała. To piękne kiedy dba się o kulturę, ale przede wszystkim o jej przetrwanie. Brawo Pani Asiu, bo pokazuje Pani właśnie to, że kultywowanie tradycji nie zawsze musi być nudne, a może być dopasowane do współczesności. Brawo brawo. I dziewczyny – kolejny sztosik wywiad ?
Też jesteśmy tego samego zdania, że warto kultywować tradycje, ale przede wszystkim pielęgnować to, skąd się pochodzi. I Asia jest takim wręcz modelowym przykładem na to, że, jak wspominasz, tradycja nie musi być nudna. Wystarczy ją tylko odpowiednio przekazać. 😉
Podobają mi się bardzo ubrania wykonane przez Asię. Jednak nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem, że ubrania inspirowane wzorami z Podhala (np. jeansy z parzenicą) są obrazą uczuć. Mi się takie nawiązania do tradycji bardzo podobają. I nie mówię tu o spódniczkach, koralikach czy ciupagach, które można kupić nie tylko w Zakopanem, ale też w każdym turystycznym mieście na Podhalu i okolicy.
Bardzo fajny wywiad. A jak jesteśmy już w temacie folku, to może zrobiłybyście wywiad z Anetą Larysą Knap?
No jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. 😉 Co do wywiadu, nie wykluczamy, jednak póki co chcemy również różnicować tu tematykę. Kiedy temat Asi ucichnie – wszystko będzie możliwe. 😉 Na pewno folklor jeszcze wiele razy się u nas pojawi. 😉
Warto o tym mówić i pokazywać. Warto pielęgnować tradycje. świetny wywiad.
Znowu się zachwyciłam! Kilka lat temu organizowałam imprezę w Wiśle i miały być folkowe dekoracje – spędziłam wtedy tydzień na szukaniu góralskich wzorów, a póżniej i tak usłyszałam, że róże są mało folkowe, więc może jednak jakieś koguciki…
Za spódniczki możemy obwiniać Cleo.
Mam dwa pytania!
1) zawsze mnie fascynowało, skąd w góralskich ubraniach wzięły się muszelki kauri? (Tak wiem, mogę wygooglować, ale skoro mam okazję, to ją wykorzystam i spytam u źródła!)
2) kiedy najlepiej przyjechać do Zakopanego? (najlepiej=najmniej ludzi i najkrótsze kolejki do kasy w Biedronce 😉 )
Staramy się jak możemy! 😉 I cieszymy się, że odpowiedź przyszła niżej. 😉 Mamy nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowana. 😉
1) Muszelki wzięły się stąd, że przez Podhale wiódł szlak handlowy znad Morza Czarnego do Krakowa i dalej na Niemcy. Handlarze zabierali ze sobą te muszelki i sprzedawali góralom, którzy na kapeluszach pierwotnie zamiast muszelek mieli kawałki kości zwierząt (dlatego też do dzisiaj mówimy na muszelki na kapeluszu kostki). Muszelki u początków ich noszenia, mniej więcej na początku XIX wieku, były objawem bogactwa danego górala. Za czasów późnego PRL i w latach 90tych, kostki, czyli muszelki, były wytwarzane z plastiku, ze względu na taniość. Póżniej jednak powrócono do muszelek. Jednak dalej mówimy na nie kostki.
2) Najlepiej jechać na jesień, czyli teraz.
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję! Teraz już wszystko wiem. No dobra. Nie wszystko, ale więcej niż wiedziałam wcześniej 😀
Do zobaczenia kiedyś, jesienią, w Zakopanem. Obiecuję, że będziemy zachowywać się przyzwoicie!
Trzymamy Cię za słowo! 😀
Interesująca rozmowa, dziękuję! Bardzo lubię stroje folklorystyczne, jedyne, czego nie lubię, to gorsety. Zachwycił mnie strój na ślub, nie wiedziałam, ze takie istnieją. Pozdrawiam serdecznie!
Dziękujemy również za miłe słowa. Nam osobiście gorsety bardzo się podobają i, co również wspomina Asia, są takim ukoronowaniem ciężkiej pracy twórcy. 😉
Ja mam slabosc do folkloru, szczegolnie goralskiego. Super artykul!
Dziękujemy! 😉 I cieszymy się, że trafiłyśmy w gusta w takim razie. 😉
Fajnie poznać prawdziwą opinię Góralki o jej tradycji i kulturze! Cenne informacje! 🙂
Nas również ciekawość niezwykle rozbudzała. Stąd w efekcie pojawił się wywiad. 😉 No i te ubrania… są tak piękne, że zdecydowanie zasługują na odpowiednią uwagę. 😉
Bardzo ciekawy i wyczerpujący wywiad. Piękne stroje. Nie miałem pojęcia, że tak wspaniale to wygląda. 🙂
Ubraniami już zachwycałyśmy się od dłuższego czasu, a konkretniej odkąd obserwujemy Luluję na Instagramie. 🙂 Ale też dopiero podczas wywiadu miałyśmy okazję poznać historię Asi 😉
Mam rodzinę w górach stąd przeczytałam z ciekawością. Dużo interesujących rzeczy i świetne zdjęcia/stroje.
To prawda! Asia tworzy przepiękne ubrania, jesteśmy pod ogromnym wrażeniem i podziwiamy, że tak wspaniale ogarnia całą Leluję. 🙂 I cieszymy się, że opowiedziała także nieco więcej o folklorze i kulturze góralskiej, bo mogłyśmy się też dowiedzieć jak to wygląda ze strony Górali. 🙂