Romantyk utkany z dźwięków – wywiad z Mikołajem Macioszczykiem

Mikołaj Macioszczyk
IG: Fot. Sraloalo

Nic nie jest niemożliwe – najwyraźniej to motto towarzyszy naszemu Rozmówcy – Mikołajowi Macioszczykowi. Potrafił wziąć sprawy w swoje ręce i mamy nadzieję, że już niebawem będziemy cieszyć się wydaną przez niego płytą. Sam artysta, to człowiek, który został ukształtowany przez wartości rodzinne, naturę i podróże. Nam opowiedział o swojej dotychczasowej pracy z muzyką, planach na przyszłość i wielkim marzeniu, do którego aktualnie dąży. A patrząc na to, jak postanowił zawalczyć o wydanie swojej płyty, nie sposób nie uwierzyć mu w to, że również po te marzenia będzie szedł odważnym krokiem. Zresztą, zobaczcie sami! 😉

Zapowiedz siebie!

Cześć, mam na imię Mikołaj i jestem muzykiem.

Muzyka była w Twoim życiu od zawsze?

Ciężko powiedzieć, muzyka była dla mnie ważna od dawna. Towarzyszyła mi już w przedszkolu, czy podstawówce. To jest też kwestia tego w jakim domu się wychowasz. Muzyka towarzyszy chyba każdemu w życiu, tylko zależy w jakim stopniu. U mnie było dosyć muzycznie. Rodzina lubiła sobie podśpiewywać, grać na instrumentach, dlatego we mnie zakiełkowało to dosyć wcześnie i rozwijało się.

A czy już wtedy wiedziałeś, że chcesz zostać artystą? Czy był jakiś konkretny moment, w którym to poczułeś?

Chyba wyjazd na stopa, o czym już wielokrotnie wspominałem. To mnie utwierdziło w tym przekonaniu. W sumie to zawsze sobie śpiewałem. Jakoś 4 lata temu stwierdziłem, że spróbuję zrobić karierę muzyczną, ale niczego nie zakładałem. Teraz okazuje się, że być może uda się powoli, sukcesywnie, małymi krokami dojść do czegoś. Mam taką nadzieję… Nie ma tak łatwo, ale z pomocą przyjaciół, udaje mi się rozwijać swój talent.

Być może nie wszyscy nasi Czytelnicy wiedzą o tym w jaki sposób postanowiłeś zawalczyć o swoje marzenia związane z wydaniem płyty. Mógłbyś o tym opowiedzieć?

Akcja nazywała się „Miki na fali” i na stronie mikinafali.pl założyłem zbiórkę pieniędzy na mój debiutancki album. Przy pomocy przyjaciół oczywiście, no bo wiadomo jak mówią, „przyjaciół poznaje się w biedzie”. Dzięki temu, że ludzie wpłacali pieniądze, będę mógł zrealizować swoje marzenie, czyli wydać autorski krążek- nareszcie!!! Przy okazji wpłat dla każdego była przewidziana jakaś nagroda. Na przykład: Za 5 złotych były podziękowania, za inne kwoty płyty, koszulki itd., ale także koncerty w domu. Niektórym osobom przywiozę śniadanie albo serniczek mojej mamy. No może nie sernik, ale placek holenderski, więc nawet lepiej. I nie ma rodzynek. Podsiadło oferował możliwość rodzynek. Ja mogę dać rodzynki i jeszcze mus malinowy, czyli przewaga po mojej stronie (śmiech).

fot. Dagmara Lewicka

Uważasz, że polski rynek muzyczny jest przyjazny dla młodych artystów, takich jak Ty?

Nie jest łatwo, ale zależy kto co nazywa sukcesem. Jeżeli znałbym inne rynki muzyczne, miałbym jakieś porównanie, natomiast zasmakowałem tylko występów na polskiej scenie. Grałem poza Polską, ale nie były to sceny, bardziej ulice. Jednak na pewno nie jest łatwo, bo jest wielu zdolnych ludzi, artystów, którzy próbują swoich sił i piszą piosenki, tak jak ja. Mieszka w Polsce wielu dobrych wokalistów, którzy potrafią bardzo dobrze śpiewać, natomiast myślę, że gdyby się postarać to jest miejsce dla każdego. Zależy ile pracy i energii w to włożysz, aby osiągnąć swój cel. Moim zdaniem przy odpowiednim nakładzie pracy każdy jest w stanie osiągnąć swoje upragnione marzenie. Niezależnie od tego czy to będzie po prostu występ przed publicznością, napisanie piosenki, czy występ na stadionie. To ostatnie, na przykład jest moim marzeniem (śmiech).

fot. Szczepionka kulturalna

Powiedziałeś, że sukces dla każdego oznacza coś innego, a co oznacza dla Ciebie?

Sukcesem byłoby dla mnie na pewno utrzymywanie się z tego co lubię, czyli z muzyki, pisania tekstów. Również dla innych artystów. Chciałbym nagrać płytę, wygrać kiedyś jakąś nagrodę, bo w sumie nigdy nic nie wygrałem. Nawet dwa razy poszedłem do tego samego programu i też mi się nie udało. Jeszcze przegrałem z Krystianem (śmiech). Aczkolwiek uważam, że jego wygrana była zasłużona. Natomiast fajnie by było coś wygrać. To jest takie miłe uczucie w brzuszku i w polikach. Czujesz ciepełko przy uśmiechaniu. Chciałbym też zagrać na stadionie. Marzy mi się, aby ludzie na koncercie kiedyś zaśpiewali moje piosenki. Taki moment, kiedy dajesz ludziom wykazać się wokalnie, a oni kończą słowa twojego utworu… Jak Agnieszka Chylińska na Woodstocku. Praktycznie w ogóle nie wykonała „kiedy powiem sobie dość”, bo tłum ludzi zrobił to za nią. Wyobrażam sobie, że gdybym przeżył coś podobnego, to moja ewentualna, nagła śmierć na scenie nie byłaby dla mnie zaskakująca (śmiech). Umarłbym jako najszczęśliwszy człowiek na świecie.

Wspominałeś, że chciałbyś pisać teksty dla innych artystów, a bierzesz także pod uwagę sytuację, że ktoś mógłby napisać tekst lub skomponować utwór dla Ciebie? Bo utwór „Fala”, który wykonywałeś w The Voice of Poland był Twoim autorskim utworem.

Zgadza się. Muzyka i słowa są moje, otrzymałem jedynie wsparcie produkcyjnie od Maćka Wasio, wspaniałego producenta z Wrocławia. Co do śpiewania utworów szytych pode mnie. Przyznaję się – jestem troszkę bezkompromisowy, jeśli o to chodzi. Nie umiem oddać komuś swoich emocji i jest to dla mnie ciężkie. Kilka osób próbowało dla mnie napisać utwór. Muzyka jeszcze okej, ale ze słowami byłoby dosyć ciężko. Chociaż nie ukrywam, zdarzyło się, że pisałem piosenki z różnymi osobami, ale to nie było tak, że ktoś dla mnie napisał utwór, bardziej polegało to na symbiozie twórczej. Jeśli natomiast coś takiego kiedyś się wydarzy i ktoś skomponuje dla mnie numer, i będzie mi się to podobało, to nie widzę przeszkód.

A jak u Ciebie wygląda proces komponowania? Widziałyśmy, że zdarza Ci się tworzyć utwory w pociągu…

To zależy. Zdarza mi się na przykład pisać, czy komponować w pociągu. Nie jest to dla mnie nic nadzwyczajnego. Artysta, który występuje na scenie, nie może się krępować. Pewnie dla ludzi to jest niecodzienne, ale w Polsce ludzie, kiedy widzą coś, co wychodzi poza ramy ich strefy komfortu, to już czują się nieswojo. Dlatego zazwyczaj jest tak- albo mnie lubią albo nie. Po prostu trzeba robić swoje. Ja przy komponowaniu często kieruję się jakąś emocją. Melodia powstaje najczęściej kiedy sobie dżemuję. Bywa też tak, że piszę tekst i do tego układam później linie melodyczną. Przeważnie takie piosenki powstają nagle. Na przykład ostatnio wrzuciłem post z piosenką, którą napisałem w 5 minut. Jakbym odłożył to na drugi dzień, to prawdopodobnie bym tego nie skończył, a na przykład ten konkretny numer bardzo mi się to podoba. Słucham tego na okrągło i wydaje mi się, że jeśli zmienię słowa to powstanie hit (śmiech).

fot. Anna Nowocińska

Często to wygląda w ten sposób: siadam sobie na przykład do komputera i tworzę melodię w programie, na mini keyboardzie albo na gitarce. Do tego dochodzi mikrofon, wiadomo. Wtedy tworzę linię melodyczną wokalu, a później skupiam się na tekście. Do tego dogrywam chórki. I ostatecznie oczywiście muszę to oddać komuś, kto lepiej się zna na produkcji i zrobi miks i mastering. Zazwyczaj kiedy chcę promować swoje dzieła gdzieś dalej, to wymagają jakiejś obróbki. Nie jestem jeszcze tak doświadczonym muzykiem, żeby sobie samemu wyprodukować utwór – przypominam, że zacząłem myśleć na poważnie o muzie 4 lata temu, (śmiech). Natomiast zdarzyło się, że wypuściłem numer zrobiony u siebie w kuchni. Jednak sam proces zależy od wielu czynników, od emocji, od pory dnia i od tego jak się czuję.

Powiedziałeś też o tym, że nie lubimy wychodzić ze swojej strefy komfortu. Ty wielokrotnie to robisz, nawet ostatnio podczas promocji akcji, o której wcześniej wspominałeś. Jeździłeś do różnych miejsc w Polsce i grałeś na przykład na dworcach. Co według Ciebie daje muzykowi granie na streecie?

IG: Fot. Sraloalo

Pokrótce – daje mi to dużo większy luz na scenie i dodaje pewności siebie. Granie na ulicy, czyli busking, nauczył mnie sztuki improwizacji, którą posługuję się bardzo często. Takie osoby jak artyści uliczni to nierzadko atrakcja dla danego miasta, a oni przełamują tylko swoją strefę komfortu. Mnie na przykład występy na scenie już tak nie stresują. Fajne na ulicy jest również to, że jeśli ludziom się coś nie podoba, to po prostu idą dalej. Nie zawiedziesz ich w takim stopniu jak na koncercie. Nie będą prosili Cię o zwrot pieniędzy. To jest budujące, bo okazuje się, że dla ludzi to może być jakiś impuls wprowadzający odrobinę spontaniczności w ich życiu.

archiwum prywatne

Zanim jednak ten element spontaniczności „załączy się” u przechodniów musi być ta pierwsza osoba, która zatrzyma się posłuchać albo wrzuci przysłowiowego grosza do futerału. Automatycznie płaszcz presji społecznej opada. Wiadomo, nie zawsze to wsparcie finansowe jest ważne. Jednak niektórzy artyści, tak jak niekiedy ja czy, z tego co wiem Adam Kalinowski, właśnie w ten sposób mogą się utrzymać. Jednak to właśnie ta pierwsza osoba, która da impuls, chociażby w postaci zatrzymania się przy artyście daje przykład innym. I wtedy ludzie zaczynają śpiewać. O tak, to moja ulubiona część. Super jest to, że można, a w zasadzie nawet trzeba, wyjść do tych ludzi jeżeli chcesz zainteresować publikę. Kiedy przyciągniesz już ludzi do siebie, wtedy jest największy fun- przynajmniej dla mnie. Właśnie to wszystko nauczyło mnie tego, że teraz mogę swobodnie mówić do ludzi, nie stresuje mnie to.

archiwum prywatne

A chciałbyś przejść do mainstreamu?

Wydaje mi się, że prędzej czy później każdy kto traktuję muzykę jako zawód celuje w mainstream. Czasami o tym myślę, analizuję poszczególne ścieżki rozwoju artystów. Takim prostym przykładem jest płyta Curly Heads. Jest zupełnie inna niż ta ostatnia Dawida Podsiadło. Widać różnicę i kierunek, w którym poszedł. Krzysztof Zalewski tak samo. A to są właśnie jedni z moich ulubionych w Polsce artystów. Rodzina mówi mi, że potrzebuję takiego jednego lub kilku kawałków, które trafią do stacji radiowych. A potem mogę przemycać takie utwory, które pokażą pełen kierunek, w którym chcę iść. Mogę wybrać tak naprawdę dwie drogi. Ta pierwsza, to strona mainstreamu, za którą idzie jakiś tam pieniądz. I to w teorii byłoby super, bo to jest to o czym mówiłem w jednym z pierwszych pytań – mógłbym się utrzymać z tego co kocham, czyli tworzenia muzy. Tak działa ten rynek. Mogę też grać niszową muzę. Wówczas zakładam, że znajdzie się na nią mniejsze grono odbiorców. Tylko wtedy może się okazać, że to nie wystarczy na utrzymanie. Natomiast ten mainstream nie jest jakiś zły. Pisząc muzykę, a przy tym nie będąc wykształconym muzykiem, jest ciężko tworzyć, przynajmniej mi, jakieś skomplikowane partytury. Moim zdaniem obie te ścieżki są do zrealizowania. Zobaczymy co przyniesie ten rok. Byleby już w końcu można było wyjść z domu. Bo minął rok, od kiedy dwa tygodnie mieliśmy siedzieć w domu (śmiech).

IG: Fot. Sraloalo

Dużo wspominasz o kontakcie z naturą, takie otoczenie jest dla Ciebie inspirujące?

Wychowałem się w małej miejscowości, gdzie jest obszar Natura 2000. Z okna naszego domu mieliśmy widok na pola. Wokół domu mieliśmy kury, gęsi, perliczki. Był duży ogród. Stąd chyba natura jest mi bliska. Miałem też takie okresy, że chodziłem często do lasu na spacery z psem. I chyba las ma jakiś magiczny wpływ na otworzenie głowy na różne tematy czy wenę twórczą. Po prostu więcej się myśli w tym lesie (śmiech). Wtedy też powstało sporo utworów, z których jestem dumny. Bardzo lubię las natomiast nie pasuje mi jak ludzie traktują przyrodę. Podporządkowujemy sobie cały ekosystem, bo to jest taki strzał w kolano. Wyobraźmy sobie sytuację, że człowiek zostaje zamknięty w próżniowym pomieszczeniu z drzewem. Co zrobi po czasie? Wycina je, żeby stworzyć z niego krzesło. Przestaje wtedy oddychać, bo to drzewo produkowało tlen. Albo co gorsze, wycina drzewo, żeby produkować z niego pieniądze. No, coś tu chyba jest nie tak. Ta pogoń za pieniądzem jest straszna. Dobrym przykładem jest piosenka Michaela Jacksona „Earth Song”. Niesie za sobą konkretne przesłanie związane z naturą. Bardzo bym chciał, aby moje piosenki również czegoś uczyły. Dlatego powstał utwór „Ja żyję tak”. Świat pędzi do przodu, ludzie nie oglądają się na nic. Ostatnio umarł Aleksander Dyba, w wymarzonych wręcz warunkach. Jest to śmierć podróżnika na szczycie, który zawsze chciał zdobyć. Przez kilka dni było o tym głośno, ale po czasie ludzie o tym zapomną, oprócz najbliższej rodziny.

Podobnie jest chyba z artystami…

Ludzie wracają do artystów, bo na przykład coś ich kiedyś z nimi łączyło. Mają dobre wspomnienia z ich utworami. Ja na przykład wracam do Queen. Istnieje fenomen tego zespołu. Słucha się ich piosenek i jest mega zajebiście. Myślisz sobie: „ale to musiało być wydarzenie, jak ten Freddy wychodził na scenę, ludzie śpiewali te utwory”. Nikt nie był z telefonem w ręce. My, artyści, jesteśmy takim zabawiaczem ludności. Ludzie zaczynają weekend po ciężkim tygodniu i idą na koncert po to, aby się wyluzować. I tu wchodzimy my, cali na kolorowo, jak Elton John na przykład. I to jest piękne, że uzupełniamy często brak społecznej empatii, co ludzie przekładają na dobrą zabawę. Freddie Mercury umarł, ale teraz ludzie oglądając jego koncerty się uśmiechają. Uśmiechają się do tych nagrań.

Czy chciałbyś na koniec przekazać coś naszym Czytelnikom?

Chciałbym przekazać im dużo pozytywnej energii. Nie myślcie o przemijaniu, tylko o tym, co możecie zrobić, aby jutro było dla Was lepsze. Na początek wystarczy uśmiechnąć się, powiedzieć „dzień dobry” sąsiadom na klatce schodowej. Staram się mimo wszystko zawsze uśmiechać i przypominać ludziom o tym, żeby pomyśleli co tak naprawdę sprawia im radość. Są dni gorsze i mi też zdarza się o tym zapomnieć, bo czuję się bardziej spięty. Najbardziej swobodnie czuję się jednak z gitarą, kiedy mam okazję zagrać. Stanąć, na scenie lub nawet na ulicy i zagrać.

Chciałbym też przekazać, aby Was czytano i dano Wam szansę. Tak Wam (Karolinie i Natalii) i Waszemu blogowi. Często okazuje się, że docenione osoby potem rozkwitają i ich dzieła stają się hitami. I potem nagle okazuje się, że miliony ludzi będą to czytać. A wystarczy ten impuls, wrzucenie tych przysłowiowych drobnych, o którym mówiłem. I widać, że wkładacie w to dużo serca i pracy, więc miło się to ogląda i czyta. Liczę na to, że Wasi Czytelnicy też to docenią. Ja za Was będę trzymał kciuki.

Korzystajcie też z okazji i słuchajcie artystów, których lubicie. W tym trudnym czasie mamy trochę przerąbane. I pozdrawiam wszystkich Czytelników! 🙂

fot. Szczepionka kulturalna

Zapraszamy też na Instagrama Mikołaja

Zobacz też inne rozmowy