Adrenalina i chęć pokonywania samego siebie – tak byśmy opisały Piotra Kozikowskiego, gdybyśmy musiały zrobić to w jednym zdaniu. Motoparalotniarstwo pojawiło się w życiu naszego Rozmówcy przez przypadek, a mimo to osiągnął w tej dziedzinie ogromny sukces. Jeżeli chcecie dowiedzieć się skąd u niego taki zapał do sportów ekstremalnych oraz w jaki sposób z internetowej znajomości zrodziła się drużyna, która zdobyła Mistrzostwo Świata w Tajlandii – koniecznie przejdźcie już do rozmowy z naszym Gościem.
Zapowiedz siebie!
Piotr Kozikowski. Kolekcjoner mocnych wrażeń.
Skąd pojawiło się u Ciebie zainteresowanie sportami ekstremalnymi?
Od zawsze chciałem spróbować wszystkiego. Już jako dziecko ćwiczyłem karate, taekwondo, krav magę, taniec towarzyski, break dance, piłkę nożną i wiele wiele innych. Pierwszymi krokami w stronę sportów extremalnych były sporty zimowe, które uwielbiam do dziś. Podczas wspólnych wyjazdów na snowboard czy to z rodziną, czy ze znajomymi, zawsze chciałem pobić rekord prędkości, wjechać poza trasę czy szale na skoczni. Gdy większość cieszyła się świeżo wyratrakowanym stokiem, ja przeżywałem euforię po zjeździe przez dziki las. Jak to powiedział mój znajomy: Dla Ciebie im gorzej, tym lepiej.
Kiedyś na wyjeździe, pewnego dnia była taka wichura, że wszystkie wyciągi były zamknięte. Poszliśmy więc ze znajomymi pieszo pod górę, nie spotykając nikogo. Silny wiatr utrudniał wędrówkę ale dodawał uroku. Twarze i odzież mieliśmy pokryte śniegiem i lodem, widoczność miejscami wynosiła kilka metrów. Szliśmy kilka godzin, żeby zjechać 10 minut. Ta sytuacja pokazuje, że od zawsze ciągnęło mnie do wyjścia poza szlak, do wyzwań.
Później przyszło harcerstwo. Byłem w drużynie specjalnościowej o specjalności obronnej. To były szalone czasy. Spaliśmy w szałasach, namiotach, jaskiniach, pod czasami spadochronów. Zarówno latem jak i zimową. Uczyliśmy się taktyk jakimi posługują się jednostki specjalne: tego jak działają w terenie zurbanizowanym i niezurbanizowanym. Chodziliśmy na strzelnicę, rozkładaliśmy broń na czas, ćwiczyliśmy szybkie zmiany magazynków i reakcję na zacięcia. Kontakt z operatorami oddziałów antyterrorystycznych był dla nas niesamowitym wyróżnieniem. To od takich ludzi czerpaliśmy wiedzę. Dosłownie garściami. Do tego dochodziły zjazdy linowe, tyrolki i wspinaczka. Na budynkach ćwiczyliśmy wchodzenie do nich przez okno z bronią palną, a na ściankach wspinaczkowych szlifowaliśmy formę.
To wszystko ukształtowało mnie jako młodego człowieka i uzależniło od adrenaliny i silnych emocji. Dlatego w późniejszym czasie były rajdy samochodowe, biegi wzorowane na selekcji do jednostek specjalnych, chodzenie na 2 cm linie przypiętej do wieży kościoła i tego typu zajawki.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z motoparalotnią?
Nie ma tu jakiejś szalonej historii. Zawsze lubiłem samoloty, kiedyś tata zabrał mnie nawet na AIR SHOW. Wielu moich kolegów skakało ze spadochronami, ale mnie nie ciągnęło do tego świata. Miałem dużo fajnych pasji na ziemi.
Internetowo znałem się z Adamem Pupkiem. Oboje mieszkaliśmy w Łomży. Co oznacza internetowo? Oboje wiedzieliśmy, że robimy szalone rzeczy, więc pisaliśmy ze sobą co jakiś czas przez komunikatory. Raz jeden a raz drugi przesłał jakiś inspirujący film z wyczynami zawodników RED BULLa, ekscytującymi wyprawami czy niesamowitymi dokonaniami. Aż tu nagle, w pewien całkiem zwyczajny czwartkowy wieczór, odczytuje wiadomość: Piotrek jutro są zawody, pojedziesz ze mną? Odpisałem – daj mi godzinę, muszę pogadać z szefem czy da mi wolne. Po 10 minutach rezerwowałem pociąg do Torunia. W piątek Adam zabrał mnie na lot zapoznawczy, opowiedział na czym polegają konkurencję, jakie są moje zadania i pokazał świat z góry. To był mój pierwszy lot. Przy lądowaniu złamało się przednie kółko.
– Piotrek, przepraszam że poświęciłeś czas. Jest piątek 20sta, nikt nam tego nie pospawa. Oddam Ci kasę za dojazdy i wracaj do Gdańska.
Nauczony wchodzić przez okno, gdy drzwi są zamknięte, postanowiłem spróbować. Wyjąłem telefon i zacząłem dzwonić do wszystkich warsztatów w okolicy. Wykonałem kilkadziesiąt telefonów. Jak pamiętacie, jest piątek, godzina 20. Piękny, ciepły czerwcowy wieczór. Były trzy powtarzające się scenariusze. 1. Nikt nie odbiera. 2. Odbiera pijany mechanik, zapraszający w poniedziałek. 3. Odbiera sensowny mechanik i mówi, że jutro o 10 zaprasza. Fajnie, to już coś. Problem jest tylko taki, że sprzęt musiał być gotowy na 4 rano. W końcu, przy czterdziestym którymś telefonie, udało się znaleźć pomocnego człowieka, który zajmował się produkcją mebli ogrodowych w garażu. Przyjął nas i wspólnie z jego synem, w okolicach północy, skończyliśmy naprawę naszego bolidu. Same zawody? Wstawanie o 5:00, latanie zadanie po zadaniu, żeby wykorzystać jak najlepiej pogodę. W konkurencji profesjonalne załogi, latające ze sobą od lat. Poziom był bardzo wysoki. My cóż. Postanowiliśmy po prostu zrobić wszystko jak najlepiej, przy tym dbając o świetną atmosferę.
W niedzielę obaj się spieszyliśmy do swoich spraw, więc przed odczytaniem wyników rozjechaliśmy się do domów. Nie liczyliśmy na dobrą lokatę. To były przecież nasze pierwsze zawody. O tym, że je wygraliśmy dowiedziałem się wieczorem. Na Facebooku organizator wstawił zdjęcie podium, na którym stoją dwa duety, a my z Adamem jesteśmy oznaczeni na pustym, najwyższym miejscu.
W jaki sposób trafiłeś do kadry narodowej?
Trener kadry narodowej podejmuje taką decyzję, na podstawie osiągnięć uzyskanych na poszczególnych zawodach.
Co jest najtrudniejsze w Twojej sportowej karierze?
Dla mnie osobiście jest to pogodzenie się ze śmiercią kolegów. Na Mistrzostwach Europy w wypadku zmarł nasz przyjaciel Mariusz, któremu godzinę wcześniej robiłem tosty na śniadanie. W czerwcu czekają nas zawody upamiętniające Grzegorza Krzyżanowskiego. I takich historii można wymieniać wiele. Przynależność do kadry, daje dostęp do pilotów z całej Polski. Na bieżąco wymieniamy się doświadczeniami. Jeśli gdziekolwiek w Polsce wydarzy się wypadek z udziałem motoparalotnii, od razu zaczynamy dyskusję dlaczego do tego doszło, i jak tego uniknąć. Taka ilość wiedzy, pomaga zwiększyć bezpieczeństwo, ale ciężko się czyta o kolejnych ofiarach.
Określasz siebie jako kolekcjonera mocnych doznań. Wybierając sporty ekstremalne najpewniej lubisz adrenalinę. Jest w ogóle coś, czego się boisz?
Nie lubię tego mitu wielkich bohaterów, którzy niczego się nie boją. Gdy wchodzę na linę zawieszoną na 10 metrach, najpierw siadam na nią i dopiero z tej pozycji podnoszę się do góry. Czasami trwa do 10 minut, bo nie mogę przełamać strachu. Czasami odpuszczam. Mówię do siebie w myślach: Piotrek. Odliczasz do trzech i wstajesz. Raz. Dwa. Trzy. Siedzę dalej. Taka sytuacja powtarza się kilkadziesiąt razy. Podczas wspinaczki w skałkach, często ręce drżą mi ze strachu. Staram się przełamywać swój strach i swoje lęki i to mi daje olbrzymią satysfakcję.
W jaki sposób przygotowujesz się do zawodów pod kątem psychicznym?
Od najmłodszych lat rywalizuję z zawodach w różnych dziedzinach, więc mam już doświadczenie. Staram się nie narzucać sobie żadnej presji. Zawsze dajemy z siebie maksa i chcemy wygrać, ale nie zawsze wychodzi. To tylko sport.
Duża zasługa jest też Adama, z którym latam w tanedemie. Świetnie się dogadujemy, nie tworzymy wobec siebie jakichś sztucznych oczekiwań i nie mamy pretensji. Nawet jeśli któryś z nas popełni błąd, to wspieramy się, a nie wzajemnie obwiniamy. Latając w takim zespole, głowa może skupić się na zadaniu. Poza tym, to dla nas też życiowa przygoda i spełnienie marzeń. Staramy się to doceniać.
Uważasz, że to popularny sport? W jaki sposób zachęciłbyś młode osoby do uprawiania tego sportu?
Motoparalotniarstwo to bardzo niszowy sport. Myślę, że najlepszą zachetą jest to, że to najtańsza opcja na spróbowanie latania. Helikoptery i samoloty to olbrzymie pieniądze, często nieosiągalne dla chętnych, przyszłych pilotów. Coraz bardziej popularne robią się loty tandemowe, gdzie za stosunkowo niewielkie jak na lotnictwo pieniądze, każdy może spróbować, czy to dla niego. Latałem różnymi maszynami i latanie motoparalotnią daje najwięcej frajdy, czujesz się jak w kinie 5d. Czujesz temperaturę, wiatr, wilgoć. Ciepło promieni słońca. Po prostu dotykasz nieba.
Co sprawia Ci największą przyjemność podczas lotu?
Jeśli latam sam to ta wolność. Lecę gdzie chcę, obserwuję piękny świat z góry i jestem tylko tu i teraz. Świat i problemy zostają na dole, a ja delektuję się tylko tą chwilą. Jeśli latamy w tandemie to dochodzi do tego jeszcze możliwość podzielenia się swoimi odczuciami z kimś. Często z Adamem pokazujemy sobie ciekawe widoki, biegnące sarenki czy nietypowe zakole rzeki. Zdarzają się chwile, że śpiewamy sobie przyśpiewki lub piosenki. I to są piękne chwile.
W 2018 roku zdobyłeś drużynowe Mistrzostwo Świata w Tajlandii. Jakie emocje towarzyszą sportowcowi podczas takiego wydarzenia?
Gdy w Tajlandii, na innym kontynencie stoisz na podium i grany jest Hymn Polski, to serce napawa olbrzymia duma. Pamiętam to jak dziś. Wyszliśmy na podium dwa razy. Raz indywidualnie odbierając brązowy medal i raz właśnie po złoty drużynowy, z kilkudziesięcioma kolegami z kadry. Staliśmy z kolegami ramię w ramię, śpiewając hymn z orzełkiem na piersi. To są chwilę, które pamięta się do końca życia. Jest radość dobrze wykonanej roboty.
Nad jakimi sportowymi celami obecnie pracujesz?
Ze względu na COVID, Mistrzostwa Świata w Brazylii, zostały dwukrotnie przełożone. Aktualnie planowane są na 2022 rok. Tam też chciałbym zrealizować drugi sportowy projekt, ale nie chcę zapeszać. W tym roku mamy przed sobą Mistrzostwa Polski. Rok temu obroniliśmy tytuł, w tym roku postaramy się zrobić to samo.
Chciałbyś na koniec przekazać coś naszym Czytelnikom?
Moje ulubione powiedzenie sportowe to: Najlepszy wspinacz to ten, któremu wspinaczka daje najwięcej frajdy. Jeśli coś Wam daje radość, róbcie to bez względu czy przynosi to wyniki lub czy jest popularne. Dla mnie w lataniu najważniejsza jest frajda, pasja i przyjaciele. Bez tego nie wyobrażam sobie mojej podniebnej przygody. Medale to tylko miły dodatek.
Zapraszamy Was również na Instagrama Piotra.
Zobacz także inne rozmowy.
To jest coś! Ogromnie zazdroszczę, latanie paralotnią to jedno z moich marzeń. Do spełniania! ??
Skoro jest na Twojej liście, to mamy silne przeczucie, że na pewno się spełni. ❤️
Kocham adrenalinę, taką sportową, bo w innych kategoriach życia to już gorzej ? Sam robię ekstremalne rzeczy i totalnie się uzależniłem. Nawet jeżeli ktoś uważa, że to jest hardkor! Ale Piotr napawa mnie teraz motywacją! Może też czas zmobilizować się do tego, aby coś osiągnąć? W ogóle szukałem informacji na temat Piotra i znalazłem jego wystąpienie o grywalizacji. Zajebisty typek!
Jeśli lubisz sportową adrenalinę, to chyba siłą rzeczy dostarczasz sobie w życiu adrenaliny. 😉
Fajnie, że Piotr Cię tak zmotywował. No i co? Trzymamy kciuki, żeby motywacja Cię nie opuszczała. 😉
No tak, właśnie tak napisałem, że dostałam sobie adrenaliny w sporcie. Ale jest czasami tak, że adrenalina w życiu jest czymś zupełnie innym. Nie mam leku przed wysokością, wodą czy innymi atrakcjami. Ale to, że nie boję się sportu nie oznacza, że nie boję się innych ekstremalnych sytuacji. Dużo bardziej wolałbym np. Skoczyć ze spadochronu, co uczyniłem, niż na przykład rozmawiać o sprawach związanych z emocjami czy uczuciami. To naprawdę inny rodzaj adrenaliny. Jeżeli nie wyjdzie Ci coś w sporcie, to najwyżej zginiesz i tyle. Umrzesz jako bohater albo totalny świr. XD Jak nie wyjdzie nic podczas rozmowy, to ta adrenalina się rozciąga. I trwa. Potem są tego liczne konsekwencje. Więc tak, dostarczam sobie adrenaliny w życiu, co nie oznacza, że jestem odważny biorąc pod uwagę inny rodzaj adrenaliny.
Rozmowy o naszych uczuciach i emocjach, chyba dla nikogo nie są łatwe, ale zamiatanie spraw pod dywan jest jeszcze gorsze. Nierozwiązane sprawy ciągną się potem latami i na nikogo nie wpływa to dobrze. Może nie jest to adrenalina, ale też coś co nas gryzie i też powoduje różne konsekwencje. A często przy tym krzywidzimy nie tylko samych siebie, ale też inne osoby i może warto czasami pomyśleć o tym w ten sposób. Spróbować się przełamać, bo to może przysporzyć mniej szkód. Zresztą tak w ogóle, w życiu, umiejętność rozmawiania się przydaje, bo jak się dusi wszystko w sobie to potem powstają takie dziwne sytuacje. 😉