Bombki nie tylko od święta – wywiad z Małgorzatą Ciszewską, założycielką Bombkarni

Bombki – od lat kojarzone z rodzinnym ciepłem, ozdobą zielonej choinki i odbijającymi się w niej lampkami. Dla naszej Rozmówczyni jednak bombka stała się czymś więcej niż tylko dekoracją choinki. Pani Małgorzata Ciszewska nazywa je małymi dziełami sztuki, które postanowiła sprzedawać w swoim własnym sklepie – Bombkarni. I prawdę mówiąc, widząc projekty i ich realizację, nie ma nic dziwnego w tym, że od lat zachwycają one oczy wszystkich miłośników świąt oraz kolekcjonerów bombek.

Proszę zapowiedzieć siebie.

Jestem właścicielką Bombkarni. Początkowo był to sklep stacjonarny, a teraz dosyć duży sklep internetowy. Bombkarnia istnieje od 15 lat. W tym roku mamy 15 lecie. Z wykształcenia jestem dziennikarką, ale nigdy nie pracowałam w zawodzie. Zrobiłam także specjalizację w zakresie Public Relations.

A skąd zrodził się pomysł na powstanie Bombkarni?

Przez lata prowadziłam z mamą galerię sztuki użytkowej. Stąd także zrodził się pomysł na Bombkarnię. Korzenie tej galerii sięgały sklepu Cepelia. Moja mama jest etnografem, przez wiele prowadziła galerię Cepelii, którą w latach 90 udało jej się przejąć i prowadzić dalej pod własną marką Artis.  Pomagałam jej w tym od samego początku i zawsze było tak, że w okresie przedświątecznym, oprócz wszystkich innych rzeczy, które tutaj były, czyli biżuteria, rzeźba, hafty, obraz, mebel itd., sprzedawaliśmy ozdoby choinkowe, np. ręcznie malowane bombki. Dla mnie to były takie małe dzieła sztuki i zawsze marzyłam o sklepie, gdzie będę mogła sprzedawać tylko bombki. Chociaż wiele osób uważało, że to jest kompletnie szalony pomysł, aby przez cały rok sprzedawać świąteczne ozdoby. Mimo przeciwności, 15 lat temu powstała Bombkarnia. 

Bombki zawieszone na choince. Duże, gramatowe ze złotymi wzorami.
Ann Marie Frames

Wówczas były kompletnie inne czasy, polskie fabryki produkujące bombki, głównie sprzedawały zagranicę. Bombki trzeba było wtedy zdobywać. Teraz fabryki są bardzo otwarte na polskiego klienta. Jednak jeszcze całkiem niedawno trzeba było drążyć, aby cokolwiek zamówić. Tym bardziej, że ja chciałam mieć w sklepie duży wybór towaru. A fabryki mówiły, abym zamówiła 100 sztuk z jednego wzoru. To było wtedy bardzo kosztowne i trudne do sprzedania. Jak na to patrzę teraz, to 100 sztuk wydaje mi się małą ilością. Jednak przez te wszystkie lata sprzedaż się całkowicie zmieniła. W którymś momencie stawierdziłam, że na polskich bombkach, z których słyniemy na cały świat, nie ma polskich wzorów. Wszystkie te firmy, które robią bombki, tworzą je pod konkretnych klientów i pod konkretne rynki, w tym amerykański, bo to jest jeden z największych klientów. Oni przysyłają czasami całe skoroszyty z wytycznymi jak te bombki mają wyglądać. A później według tych wzorów powstają kolekcje. Jest oczywiście dużo firm polskich przygotowujących własne kolekcje i to jest też akceptowalne, a te wzory się podobają i klienci je zamawiają. Natomiast jest ich zdecydowanie mniej. I zgłosiłam się do jednej z firm, aby przygotowała dla mnie 4 wzory. Inspiracją były polskie hafty. Bo ja się wychowywałam z polskim rękodziełem. Był to haft krakowski, łowicki, cieszyński i kaszubski. Ta kolekcja powstała. Nie ukrywam, że miałam wiele obaw, jak będzie wyglądała, np. czarna bombka. A chodziło mi o to, aby haft krakowski był inspirowany konkretnym czarnym, haftowanym serdakiem. Chciałam więc, aby i bombka miała czarne, aksamitne tło. Choć teraz to nie wydaje się takie nowatorskie, to wtedy był to szalony pomysł. I stworzyłam hit. A największą wtedy było dla mnie nagrodą, że ówczesny premier Donald Tusk podarował komplet tych bombek prezydentowi Sarkozy’emu.

Czyli ryzyko się opłacało?

Oczywiście. Co roku powstają nowe wzory i całe kolekcje. Pandemia, jak chyba w każdej branży, była dla nas trudnym momentem, ale zawsze staram się, aby chociaż kilka nowych wzorów wprowadzić na rynek. Dla mnie inspiracją są muzea, publikacje muzealne, albumy z polską sztuką. Bardzo lubię je przeglądać. Na początku jeździłam też do bibliotek. Kupuję też niszowe książki. A już nawet doczekałam się osób, które podrabiają nasze wzory. To nawet miłe, bo potwierdza, że moje pomysły są dobre.

A czy Państwo jako firma reagują na takie sytuacje?

Nie, zazwyczaj robimy dalej swoje. W zeszłym roku, raz, zareagowałam, bo zobaczyłam, że podrobiono jeden ze wzorów, które bardzo lubię i byłam zła, gdy to zobaczyłam na czyimś Instagramie. Po interwencji osoby, które to zrobiły natychmiast wycofały ten wzór. Ale poza tym ja sobie to tłumaczę, że zawsze to ktoś, kto wymyśla te wzory jest o ten jeden krok do przodu. Ktoś kto podrabia, nie wymyślił tego sam. Kradnie tylko czyjś pomysł. Zresztą często takie osoby czy firmy często nie podchodzą do tematu merytorycznie. Ja zawsze jak wynajduje jakiś wzór, to staram się, aby był wiernie odtworzony. Wiemy skąd pochodzi wzór, co było inspiracją, gdzie się pojawił. Na przykład wycinanka łowicka, która się u nas pojawiła już dawno temu, jest ciągle hitem. Widzę, że taki wzór bombki pojawia w innych firmach. Ale my wiemy co robimy. I właściwie co roku mówię, że kolejny raz nie zrobimy tego wzoru ponownie to nie ma takiej możliwości, bo klienci wciąż o ten motyw pytają.

Choinka w pomieszczeniu. Na niej złote bombki, jasne światełka.
Ann Marie Frames

Zwłaszcza w ostatnich latach, gdy ta sztuka ludowa jest po prostu modna…

Tak. Modna i pojawia się dosłownie na wszystkim. Mama mi opowiadała jak to jeszcze było za czasów Cepelii. Tam działały takie komisje składające się z historyków sztuki i etnografów. I jak twórcy ludowi coś przynosili na tę komisję, to musiało to być przez nią zatwierdzone, czy jest zgodne z kanonami sztuki ludowej. Komisja sprawdzała też czy np. dzieło jest odpowiednio skomponowane. Teraz tego nie ma. Może i dobrze, bo każdy może robić co chce, ale z drugiej strony czasami takie „perełki” powstają, że może lepiej jakby ktoś to sprawdził.

Jak wygląda u Państwa proces produkcji bombki?

Mamy dwa rodzaje bombek – okrągłe i figurki. Powstanie tych pierwszych jest o wiele prostsze, bo bombkę okrągłą dmuchacz po prostu wydmuchuje, aby miała ona odpowiedni rozmiar, a na to nanosi się dekoracje. Wszystko w zależności od tego, co sobie wymyślimy. Sam proces też nie jest prosty, bo to bardzo długo trwa. Zwłaszcza nanoszenie dekoracji, gdy są one skomplikowane. Jeżeli chodzi o figurki, to taką naszą najsłynniejszą kolekcją jest ta z figurkami w strojach ludowych. Mamy ich już ponad 20. Inspiracją były polskie stroje regionalne, których nam jeszcze dosyć dużo zostało, żeby pokazać wszystkie polskie regiony. I figurka to już jest bardziej skomplikowany proces, ale i bardziej kosztowny. W tym przypadku najpierw powstaje rysunek na papierze. Jeśli go zaakceptujemy, wtedy tworzona jest w plastelinie przez rzeźbiarza taka figurka. I to jest ostatni etap kiedy możemy coś zmienić. Potem robi się odlew gipsowy, z którego ściąga się formę, teraz głównie z aluminium. To jest już ta forma do dmuchania szklanej figurki przez dmuchacza. Dla mnie to jest w ogóle magiczna rzecz dmuchanie takich bombek. Ten proces jest przepiękny… Ale wracając do figurek. Po wydmuchaniu jest ona szklana, przezroczysta i niewiele tu widać poza kształtem danej postaci. Do takiej figurki wlewa się azotan srebra, żeby była w środku srebrna. Często widać to, gdy bombki pękną. A jest to potrzebne, aby nanieść na figurkę dekorację. Srebro jest po to, aby po naniesieniu na bombkę lakieru, kolor wydawał się pełniejszy. Potem powstaje, jak to fachowo nazywamy, posrebrzona wydmuszka. A w kolejnych krokach jest ona dekorowana. Sama dekoracja trwa od paru godzin do nawet paru dni. Wszystko zależy od tego, co się na niej znajduje, bo są prostsze, ale i trudniejsze dekoracje. Robi się to też w serii, czyli mamy kilkanaście figurek, które dekorujemy. Jak, np. łowiczanka ma pasy, to najpierw malujemy zielone u wszystkich 20. Potem się wraca do tej pierwszej maluje pomarańczowe i w ten sposób się to nanosi. Nie robi się jednej figurki od początku do końca.

Czy tak jak w modzie obserwuje się powrót do dawnych czasów, tak i w bombkach jest obserwowany, np. powrót do bombek z czasów PRL-u?

Dwie bombki wiszące na gałązce od choinki. Bombki są czerwone w złote wzory.
Ann Marie Frames

(śmiech) Dla mnie bombki z PRL-u są krótko mówiąc takie średnie. Ja wiem, że przez to może nie będę lubiana, ale cóż. (śmiech). One są naprawdę bardzo słabe w porównaniu do tego co mamy teraz i jakie mamy możliwości dekoratorskie. Proszę pamiętać, że za komuny wielu rzeczy nie było. Liczba kolorów i dekoracji była ograniczona. Nie było takich koralików czy brokatów jak mamy teraz. Dekoracje były wtedy uproszczone, na miarę możliwości i dostępności. Niektórzy mają do nich sentyment, ponieważ święta nam się zwykle dobrze kojarzą, ze wspomnieniami z dzieciństwa. Czas świąt był taki przyjemny. Wszyscy się spotykali. Tu dużą rolę odgrywają wspomnienia, przez co te bombki też wydają się człowiekowi takie miłe. Ja przynajmniej tak to odbieram. W domu miałam nietypową choinkę. Mama była etnografem, więc w domu mieliśmy słomiane ozdoby, orzechy. Bombek było mało. Dzisiaj można powiedzieć, że taka choinka eko. A ja zawsze marzyłam o bombkach, żeby mieć takie czerwone ze złotem. Więc jak obserwuje takie stare bombki, to się nie zachwycam. Może dlatego, że akurat te moje bombki, które sprzedajemy i tworzymy są bardzo bogato zdobione. Są zupełni inne niż tamte. Chociaż mamy, np. muchomorki, jak kiedyś i wszyscy chętnie je kupują.

A co oprócz grzybków cieszy się popularnością?

Polacy są tradycjonalistami i najczęściej kupują bombki okrągłe. Chociaż ja bym podzieliła klientów na dwie grupy. Jedni są fanami figurek, a te są naprawdę w najrozmaitszych kształtach. To co sobie ktoś wymyśli, to będzie. To są też bardzo często osoby mające dzieci. Sama po sobie wiem, ponieważ mam małą córę i od kiedy się ona urodziła, ta moja choinka raczej ma więcej figurek niż bombek okrągłych. W domu mam kilka choinek, więc w jej pokoju jest ta z figurkami. Dzieci wolą patrzeć na takie bombki, to im się podoba. Klienci, którzy nie mają dzieci, bardzo często decydują się na zakup tych okrągłych, bo są bardziej eleganckie. Są też tacy, którzy ubierają choinki w sposób szalony.

Trzeba też zaznaczyć, że nasze bombki nie są tanie, więc nasi klienci są raczej zamożni. Lubią ubierać choinki w różnych kolorach. Ale figurki często też kupują na prezenty, bo bombka w formie butelki ginu, kotek, piesek, motocykl czy sushi to fajny prezent.

Na choince zawieszona bombka figurka - postać Harrego Pottera, na ramieniu ma sowę Hedwigę.
Ann Marie Frames

Mam bardzo dużo klientów z instytucji państwowych. Prezydenci, niezależnie od opcji politycznych, kupują głównie okrągłe bombki. One są bardziej eleganckie, stonowane i odpowiednie na daną okazję. Trudno aby jeden pan minister kupił drugiemu bałwana. (śmiech) Niektórzy nawet boją się dać Mikołaja. Zawsze trzeba uważać co się daje, więc ja sugeruję, aby dać bombkę okrągłą. Ona jest bezpieczna. No chyba, że to będzie figurka, ale w stroju ludowym. Ja miałam ten pomysł bardzo długo, tylko czekałam na odpowiednią osobę, która będzie w stanie mi to dobrze wykonać.

Bombka wisząca na choince. Jest w jasnym kolorze z kolorowymi wzorami. W tle druga zielnona bombka.
Ann Marie Frames

Czy w ogóle taki biznes bombkowy opłaca się poza sezonem świątecznym?

To trudne pytanie. My pracujemy przez cały rok na to, co dzieje się w grudniu czy w listopadzie. Ja też przez te wszystkie lata nauczyłam się tak zarządzać finansami, żeby starczyło na inne miesiące, te mniej opłacalne. Mamy również w ofercie, np. ozdoby wielkanocne. Ale to się bardzo zmienia. Przez Internet sprzedajemy bombki na cały świat. W ciągu roku ta sprzedaż też jest, bo są kolekcjonerzy. Zresztą to tylko Polacy są tacy tradycyjni, że kupują bombki jedynie w święta. A może właśnie przez to, że jesteśmy tak długo na rynku to klienci wiedzą, że pewne rzeczy mamy przy danej okazji w ciągu roku, a potem ich nie będziemy mieć. To są też mniejsze ilości. Podsumowując – jesteśmy na rynku już 15 lat i to się chyba jakoś udaje.

Ozdobne jajka wielkanocne, ułożone w pudełku. Pudełko położone jest na trawie.
Ann Marie Frames

Czy chciałaby Pani coś przekazać na koniec naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?

To co mogę przekazać potencjalnym klientom i osobom, które kolekcjonują i pasjonują się bombkami to to, że jest to fantastyczny prezent. I to nie tylko na święta. Udało mi się przekonać paru klientów, którzy przychodzili do nas w czerwcu i wybierali się na ślub. Nie wiedzieli co mają kupić, bo „państwo młodzi już wszystko mają”. To im powiedziałam, że dobrym rozwiązaniem jest zakup kompletu bombek, ponieważ przynajmniej w ten sposób ta para może zapoczątkować sobie swoją własną kolekcję i będzie ją co roku uzupełniać. I już niejednokrotnie słyszałam, że to był fantastyczny pomysł. Bombka jest przede wszystkim dobrym prezentem. I w tym okresie, kiedy się spotykamy, fajnie jest wręczyć komuś bombkę, bo wino czy czekoladki to już oklepane prezenty. No i przede wszystkim zachęcam do tego, aby patrzeć na te bombki jak na szklane dzieła sztuki. Mam je w domu przez cały rok. Na wiosnę mam je w formie owoców, kwiatów. Wieszam je na gałązkach i one też całkiem ciekawie wyglądają. Są tacy klienci, którzy robią sobie specjalne witrynki, aby pokazać swoje bombki. I to jest piękne.

Bombki w kształcie truskawki, maliny, cytryny. Leżą na podstawce.
Ann Marie Frames

Zapraszamy Was również na Facebooka i Instagrama Bombkarni.

Zobacz także inne rozmowy.