Kiedy tworzy się coś z serca i z poszanowaniem natury, zawsze znajdą się odbiorcy, doceniający taką pracę. Nie inaczej było w przypadku naszej Rozmówczyni. Milena to introligatorka, tworząca szkicowniki, planery, notesy i bruliony z używanych materiałów, które otrzymuje od swoich klientów bądź pozyskuje z lumpeksów. Gotowy produkt, jaki oferuje nam w swoim sklepie, to efekt pracy tylko i wyłącznie Jej rąk. A wszystko wykonane jest z niezwykłą dbałością o szczegóły, w które zostało włożone całe serce Artystki.
Zapowiedz siebie!
Jestem Milena, ale bardziej znana jestem jako introligatorka. Tak nazywa się też pracownia, którą od 6 lat prowadzę. W pracowni ręcznie tworzę notesy, szkicowniki, planery, bruliony.
To czym się zajmujesz wykonują dziś głównie maszyny. Co sprawiło, że zdecydowałaś się na pracę w nieco zapomnianym już zawodzie? Kiedy po raz pierwszy zrozumiałaś, że warto spróbować swoich sił jako introligatorka?
Decyzję o założeniu pracowni podjęłam raczej intuicyjnie i nie była to przemyślana chęć utrzymywania ginącego zawodu. Kiedy po wielu latach pracy jako grafik w agencji reklamowej zaczęło brakować mi prac manualnych zaczęłam zastanawiać się czym mogłabym się zająć. Na studiach pracowałam przez moment w introligatorni i bardzo mnie to ciekawiło. Pomyślałam, że to dobra nisza i mogłabym spróbować swych sił.
Prace, które można u Ciebie kupić tworzysz samodzielnie od A do Z. Ile czasu poświęcasz na ich wykonanie?
To prawda, tworzę je od pomysłu przez każdy etap pracy, a potem jeszcze fotografuję, obsługuję sprzedaż i wysyłki. Trochę tego jest! Właściwie trudno mi powiedzieć ile czasu zajmuje zrobienie jednego notesu, bo pracę dzielę na etapy i wykonuję wtedy zbiorowo większą ilość opraw. W zależności od skomplikowania jestem w stanie zrobić około kilkadziesiąt produktów miesięcznie.
W swojej pracy łączysz analogię z ekologią. Skąd taki pomysł?
Staram się swoją produkcją jak najmniej obciążać środowisko. Szukam lokalnych dostawców zamiast zamawiać z Chin. Jeśli to możliwe wybieram papiery z dużą zawartością mas makulaturowych, sprawdzam certyfikaty jakości ich produkcji etc. Od niedawna zrezygnowałam z oprawiania w fabrycznie nowe płótna introligatorskie na rzecz materiałów używanych – z lumpeksów, podarowanych przez klientów, czy z innych źródeł.
Taka produkcja to też świetny pretekst, żeby uwrażliwiać i inspirować moich odbiorców do refleksji. Takie notesy, czy szkicownik oprawiony w materiał z historią niosą jakiś niesamowity ładunek emocjonalny. Stają się przedmiotem ważniejszym dla użytkownika, w przeciwieństwie do tanich, kupowanych impulsywnie, na sezon gadżetów z sieciówek.
Jesteś samoukiem, czy miałaś okazję pracować także z innymi introligatorami?
Przez rok pracowałam w dużej introligatorni, ale nie przyuczałam się do zawodu. Była to głównie praca biurowa i projektowa. Trochę podglądałam, czasem pomagałam przy produkcji. Miałam podstawową wiedzę, a po założeniu własnej pracowni sama doskonaliłam umiejętności (i nadal doskonalę :)) Nie mam dyplomu mistrzowskiego, więc śmiało mogę powiedzieć, że jestem samoukiem. Z wykształcenia jestem wzornikiem przemysłowym i jestem przekonana, że umiejętności zdobyte na studiach pomagają mi w poszukiwaniu własnego stylu w tym fachu.
Twoje prace są bardzo cenione. Jak myślisz, co oprócz świetnej jakości i zwracaniu uwagi na ekologię, przyciąga do Ciebie klientów?
Oprócz starannego wykonania, użyteczności i ładnego wyglądu sprzedaję przez swoje prace moją wrażliwość. Moje prace są odbiciem tego co mi w duszy gra i kiedy trafiam na osoby, które czują podobnie to one wiedzą, że znaleźli rzecz, która – jak często mawiają klienci – „gada do nich”.
Uważasz, że praca w zawodach, które nie są dziś już tak popularne ma sens?
Nie jestem typową bizneswoman i pewnie komuś, kto kalkuluje na zimno może się to wydawać bezsensownym przedsięwzięciem. Można przecież zarobić o wiele więcej i szybciej na masowej produkcji. Ja jednak widzę wokół siebie coraz więcej osób, które mają potrzebę wyhamowania z tego konsumpcyjnego pędu i powrotu do prostszego życia. Dopóki są odbiorcy, dopóty ma to sens.
W jaki sposób troszczyć się o kontynuację takich zawodów?
Trudno mi powiedzieć jak i czy da się to zrobić jakoś systemowo, bo to zupełnie nie moja rola. Ja przybliżam pracę w introligatorni prowadząc warsztaty. na których uczestnicy wykonują notesy. To ciekawe, że mamy potoczną wiedzę o tym jak tworzy się ceramikę, szkło, meble etc., ale jak zapytać kogoś jak robi się książkę, notes, kalendarz (przedmioty codziennego użytku) to mało kto potrafi ten proces wytłumaczyć.
Co w Twojej pracy sprawia Ci największą frajdę?
Najbardziej fascynujący jest ten ostatni moment, kiedy po godzinach przycinania, bigowania, szycia wreszcie łączy się oprawę z bloczkiem i nagle stos papieru, tektura, nić, płótno stają się gotowym przedmiotem.
Czy chciałabyś coś jeszcze przekazać na koniec naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Kiedyś podarowałam jeden ze swoich planerów przyjaciółce. Kiedy spotkałyśmy się następnym razem powiedziała, że nie przypuszczała, że zmiana reklamowego bloczku firmowego na taki planer może aż tak zmienić jej codzienność. Zwykłe planowanie dnia stało się dla niej o wiele milsze. I do tego właśnie chciałabym wszystkich zachęcić: żeby następnym razem zamiast kupić coś na szybko w markecie, postanowili w zamian wybrać przedmiot zrobiony z sercem. Sama tak robię i gwarantuję, że to zmienia codzienność na lepsze.
Zapraszamy Was na stronę Introligatorka oraz profil na Instagramie i Facebooku.
Tutaj możesz zostawić komentarz: