Kobiecy biust to temat, na który powinniśmy nauczyć się rozmawiać. Bez względu na płeć. Często kobiety boją się, że ich piersi zostaną źle ocenione, a tymczasem, o czym przekonuje nasza Rozmówczyni, zupełnie nie powinno tak być. Brafitting ma za zadanie nie tylko pomóc w dobrze odpowiedniego rozmiaru i fasonu biustonosza, ale również pokazać, że bez względu na rozmiar piersi czy ich subiektywne niedoskonałości, jesteśmy piękne i wyjątkowe. Aleksandra Mierzejewska na co dzień zajmuje się dobieraniem biustonoszy dla kobiet, prowadząc także konsultacje online. Jakie błędy popełniamy w tym procesie i jakich konsekwencji może przysporzyć noszenie źle dobranego stanika? Co na temat swojej pracy zdradziła nam Ola, która także na swoim Instagramie porusza kwestie związane z akceptacją ciała?
Zapowiedz siebie!
W sieci działam jako Ola brafitterka. Jestem master brafitterką, ekspertem od brafittingu marki Esotiq, z którą jestem związana od 15 lat, na stanowisku sprzedażowo-menadżerskim obszaru na południu. Otwieram nowe sklepy, szkolę osoby z brafittingu i rozwijam od 2010 roku, wspólnie z moimi koleżankami i kolegami, sieć sklepów Esotiq.
Skąd pomysł na taki zawód?
W 2010 roku marka wprowadziła ideę brafittingu. Nieustannie ją doskonaliłyśmy, szkoliłyśmy się. Ja też cały czas trzymałam pieczę, aby personel był bardzo dobrze wyszkolony pod kątem brafittingu. Jednak nie był to tylko brafitting, ale i historie kobiet, które zaczęły się podczas współpracy z klientkami pojawiać. Rozmowy te dotyczyły akceptacji ciała, wstydu. Stąd też zauważyłam, że to nie jest tylko i wyłącznie technika dobrania stanika, ale otworzenie się kobiety na swoje ciało, na jego postrzeganie. Te tematy się cały czas wokół tego kręciły i ja w tej pasji zostałam.
Jak wyglądają Twoje spotkania online z klientkami?
Umawiamy się na rozmowę video. Wybieramy miejsce bardzo intymne, czyli najlepiej przymierzalnię w salonie. Ja się wtedy zamykam, a klientkę proszę, aby miała centymetr krawiecki przy sobie. Mierzy się pod biustem i w biuście. Następnie pokazuje mi się w swoim ulubionym staniku i na spokojnie analizujemy co jest prawidłowe, a co może warto byłoby zmienić. Poprzez rozmowę i poznanie oczekiwań jaki stanik mamy dobrać oraz z czym jest największy problem, staram się doradzić. Jeżeli jestem w salonie, to jest mi łatwiej, bo mogę też pokazać modele, które mamy dostępne. Czasami też sama je mierzę, żeby pokazać jak one leżą. Tworzymy sobie taką listę modeli, które mogłyby pasować klientce. Podczas spotkań online nie zawsze udaje się to od razu w 100%, tak jak w przymierzalni. Jednak już wtedy mocno zawężamy sobie pole wyboru. Czasami się udaje, że jest naprawdę perfekcyjnie, a czasami sugeruję, żeby zamówić sobie dwa pokrewne rozmiary, zmierzyć, skonsultować się ze mną ponownie i wtedy już więcej wiemy na ten temat.
Jakie najczęstsze błędy popełniamy przy dobieraniu stanika?
Chyba najczęstszym błędem jest mała świadomość swoich wymiarów. Zawsze sądzimy, że jesteśmy dużo szersze i dużo większe. Po drugie nosimy zbyt luźne obwody, a za małe miski. Często tak się dzieje, że zmniejszam te obwody, na rzecz zwiększania fiszbin, bo większa miska oznacza większą fiszbinę. Wówczas kobiety się stresują, gdy zwiększam im miseczkę, ponieważ pierwsza myśl jest taka: „ojej przytyłam, mam większe piersi”, a to tak nie jest. Zwiększając miseczkę tak naprawdę wydłużamy fiszbinę, tak aby faktycznie miała szansę zebrać całą pierś i wycelować w środek miseczki, a nie żeby wychodziła pod pachą. Często też nie wiemy gdzie jest koniec, a gdzie początek piersi. Ona może nie zaczyna się aż tak daleko na plecach, ale jednak środek pachy to jest jej początek.
Istnieją jakieś podstawowe zasady, o których powinno się pamiętać, aby wystrzegać się tych błędów?
Tak, najlepiej sprawdzić sobie obwód. Taka prosta rzecz, żeby przy podnoszeniu rąk góra-dół stanik nie podnosił się. Nie powinno być takiej sytuacji, że piersi nam uciekają albo podczas poruszania się czujemy luz. Fiszbina też nie może się wpijać, wówczas prawdopodobnie jest ona za krótka. Czasami myślimy, że takie charakterystyczne bułeczki, pojawiające się pod pachami to są jakieś fałdki. Może się okazać, że to pierś, która nie weszła całkiem do miseczki.
Czy mogą pojawić się jakieś konsekwencje noszenia źle dobranych biustonoszy?
Takich realnych konsekwencji nie ma. Kiedyś faktycznie straszono, że może to prowadzić do jakichś chorób, jednak tak się nie dzieje. Mogą pojawić się natomiast kwestie estetyczne, jak chociażby to, że pierś szybciej będzie opadała, jej kształt nie będzie tak wymodelowany jak byśmy tego oczekiwały. To jest migracja tkanki tłuszczowej i może się zdarzyć, że poprzez noszenie za krótkiej fiszbiny na stałe pojawiają się te wałeczki pod pachami. Faktycznie krótka fiszbina może powodować dyskomfort, jeżeli chodzi o uciskanie tkanki tłuszczowej czy gruczołowatej. Mogą się również pojawiać delikatne tłuszczaki albo przepływ limfy nie będzie prawidłowy. Ale to co jest ważne i na co stanik realnie może mieć wpływ, to jest postawa. Jeżeli młoda dziewczyna, która ma duży biust, nie zadba o odpowiedni stanik, to automatycznie zamyka się jej klatka piersiowa. Gdy mamy duże piersi, bez podtrzymania, to często występują bóle ramion, głowy, czasami też bóle migrenowe. Przez źle dobrany obwód może także pojawić się problem z uciskaniem przepony, co potem np. utrudnia utrzymanie moczu. To są takie rzeczy, które całościowo wpływają na nasz organizm.
Tak samo podczas uprawiania sportu bardzo istotne jest, aby zapewnić dobrą stabilizację. Jednak na pewno nie ma żadnych konsekwencji związanych np. z guzkami rakowymi. Źle dobrany stanik na pewno tego nie spowoduje. Nawet nienoszenie stanika też nie ma poważnych skutków. Mogą pojawić się konsekwencje ale estetyczne i to też nie zawsze, bo są panie, które nie noszą stanika całe życie i wszystko jest okej. Natomiast stanik pomaga w utrzymaniu prawidłowej postawy, odciąża kręgosłup, jeśli piersi są zbyt ciężkie.
Dla mnie dobór stanika to też jest łatwiejsza relacja z ciałem. Mam nad nim większą kontrolę. Bo jednak piersi są takim elementem, który czasami może nas zawstydzać, możemy nie akceptować ich kształtu, tego jak się zmieniają. A poprzez to, że nosimy złą bieliznę, ten obraz niezadowolenia z siebie jeszcze bardziej pogłębiamy i utrwalamy. Warto wspomnieć, że operacja piersi cały czas jest na pierwszym miejscu jeśli chodzi o kobiety.
To jest przerażające. Chciałyśmy poruszyć właśnie tę kwestię, bo nie da się ukryć, że cały czas media narzucają nam ten idealny obraz ciała. I chociaż od kilku lat coraz bardziej działa body positive, to chyba nadal mamy dużo kompleksów, nie tylko w kontekście biustu, ale w ogóle wyglądu…
Wydaje mi się, że jest to bardzo duży problem. Widzę przede wszystkim, że panie wstydzą się swojego ciała. Najbardziej newralgicznym miejscem są piersi i brzuch. Kobiety albo nie chcą na siebie popatrzeć, albo od razu przepraszają za swój wygląd. To jest przerażające, że bardzo często pierwsze słowa, jakie słyszę w kontakcie z klientką brzmią: proszę nie patrzeć, ja niedługo zacznę się odchudzać, zaraz będę inna. Od początku zaczynają się usprawiedliwiać. Tak jak byśmy miały je oceniać. Według mnie wszystkie kobiety są nastawione na to, że będą oceniane przez innych i przez siebie. Mocno wkrada się ocena, która jest związana z krytyką. Tego najbardziej się boimy – nie samej oceny, tylko krytyki. I to może spowodować nasz spadek nastroju.
Jeśli chodzi o body positive to widzę, że dużo rzeczy zmieniło się na plus. Zauważam, że młode dziewczyny są odważniejsze. Jednak body positive czasami może pokazywać rzeczy, których wcześniej nie zauważałyśmy. Ruch ten dużo mówi o ciele. Przykładowo hip dip, czyli takie wgłębienie na biodrach – kiedyś w ogóle się o tym nie mówiło, a przez body positive dziewczyny mocno pokazują, że to jest okej. I skupiamy uwagę na elementach, o których wcześniej nie myślałyśmy. Więc skrajny body positive też może źle działać, z tego względu, że dużo mówi się o ciele, cały czas skupiamy się na tym temacie. Z kolei w drugą stronę, ten wyidealizowany obraz, też jest szkodliwy. Zatem ważne jest, aby zachować ten środek i nie myśleć cały czas przez pryzmat wyglądu. Często mówię klientkom, że nie wygląd, tylko poczucie. Najpierw – jak się czujesz w tym staniku, a potem dopiero zastanawiamy się jak wyglądamy. Jednak panie bardzo lubią ten pierwszy efekt, aby wygląd od razu im się podobał. Ja staram się tę uwagę odwracać i nakierować na czucie.
Czy poczucie wstydu też ogranicza kobiety przed przyjściem do brafitterki?
Może tak być, dlatego, że to jest intymna relacja, więc jeżeli np. gdzieś na swojej drodze panie spotkały osobę, która nie doradziła albo nie wykazała się empatią lub wrażliwością to zraziły się. Mogą myśleć, że bardzo mocno oceniamy i przekraczamy jakieś granice, w związku z tym pojawi się brak zaufania. Kobiety również często wstydzą się tego, że czegoś nie potrafią. A to nie jest tak, że musimy wszystko potrafić, bo od tego są wyspecjalizowane osoby, które nam mają w tym pomóc. Możemy nie umieć się wystylizować, nie wiedzieć jaki kolor do nas pasuje, jaki nosimy rozmiar. Wielu rzeczy mamy prawo nie wiedzieć, ale po to są inni ludzie, aby nas przez tę drogę przeprowadzić. Gdy pojawia się empatia, zaufanie, to można zrobić cuda. Kobiety po jakimś czasie zaczynają się otwierać i uważają wizytę u brafitterki za bardzo przyjemną.
Na swoim Instagramie bardzo dużo mówisz o akceptacji siebie, swojego ciała i napisałaś kiedyś w jednym z postów, że budowanie pozytywnej relacji z ciałem daje Ci sporo wolności. Jak taką relację budować?
Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że budowanie relacji z własnym ciałem to nie jest tylko i wyłącznie patrzenie w lustro i pytanie siebie czy jest dobrze, czy nie. To jest budowanie relacji w swojej głowie, czyli kształtowanie obrazu swojego ciała, tak aby je akceptować. To jest taka moja wolność. Ja poprzez tę akceptację rozumiem wolność i dbanie o własne ciało. Zatem podejmuję aktywność fizyczną, czy stosuję dietę, nie dlatego, że oczekuję konkretnego rezultatu albo wyglądu. Chcę po prostu bardziej zadbać o własne ciało i głowę, żeby budowanie tej relacji nie zaburzało moich emocji w ciągu dnia. Aby w sytuacji, gdy zobaczymy swoje ciało w lustrze, czy ktoś powie nam coś niemiłego, nie obniżało to naszego nastroju. Trzeba nauczyć się to oddzielać. Wiedzieć co mnie triggeruje i to przepracować. Ja mocno zauważyłam w swoim życiu, że wielu rzeczy nie robiłam, ponieważ myślałam, że ktoś mnie będzie oceniał lub patrzyłam na siebie bardzo krytycznie. Unikałam rozbierania się na plaży, chodzenia na basen, bo nie znałam ludzi, którzy tam byli i bałam się oceny, która już była w mojej głowie. To było zbyt mocne przywiązanie do ciała, jako wyglądu, a nie do ciała jako mnie samej. Ciało tworzy z nami jedną całość, a ja zauważyłam tylko jego elementy. Często oddzielamy umysł od ciała, a przecież jest on ucieleśniony. Dlatego też podejście całościowe powoduje budowanie relacji z samym sobą tak holistycznie. Ciało to nie jest tylko wygląd. To jesteśmy też my. Przez ciało wyrażamy siebie i musimy nauczyć się akceptować jego zmianę. Ono jest ciągle w procesie i bardzo dużo mówi nam o tym, co się z nami dzieje – dobrego czy złego.
My bardzo często jesteśmy dla siebie samych największymi krytykami. Mamy w głowie swój określony obraz, który niekoniecznie odzwierciedla rzeczywistość.
Zgadzam się! Doskonale pokazała to jedna z reklam Dove, w której kobiety opowiadały o innych kobietach, że są piękne, fantastyczne. Natomiast one same myślały o sobie, np. że mają duży nos czy coś innego jest z nimi nie tak. Zauważyłam, że tego wewnętrznego krytyka mamy wpajanego kulturowo. Na szczęście coraz więcej o tym mówimy, więc może to się zmieni. Od początku wychowywanie dziewczynek opiera się na krytyce. Prosimy aby usiadła ładnie, była grzeczna, mówimy czego nie wypada itd. Chociaż to się zmienia, ja byłam jeszcze w ten sposób wychowywana. Niestety odbiło się to na moim dalszym życiu kobiecym. Przywiązanie do tradycji i model patriarchalny mocno wpływa na to, że kobieta też jest wychowywana w konkretnych ramach. Oczekiwania zaś są tak wysokie, że bardzo trudno nam jest im sprostać. W rezultacie często chcemy coś zrobić, mamy tyle do powiedzenia, a zamiast tego skupiamy się na tym, jak będziemy podczas konkretnej prezentacji wyglądać. Na drugi plan schodzi to co mamy do powiedzenia. Bardziej się stresujemy, że ktoś skomentuje nieodpowiedni kolor bluzki, niż to, że prezentacja nie była wartościowa. To też bardziej potrafi nas zasmucić i wprowadzić w niefajny nastrój, przez co potrafimy zapomnieć, że mówiłyśmy o czymś ważnym.
To też się chyba przekłada na inne sfery życia. Nie tylko na wygląd. Oczekiwania, które się na nas nakłada są czasami tak ogromne, że ciężko jest je udźwignąć.
Wydaje mi się, że teraz i tak mamy wpływ na zmianę tej kultury. Przez długi czas pozostawała ona w narracji męskiej i te wyzwania były przed nami, kobietami, stawiane naprawdę ogromne. Teraz kobiety się umocniły. Zauważyłam też to w swojej pracy. Moja firma również zmieniła spojrzenie na kobietę. Chcemy inaczej ją przedstawić na plakatach, w bieliźnie. Nie prezentujemy wizerunku, który jest nierealny. Wiadomo, że firmy wybierają atrakcyjne modelki, bo my wciąż chcemy być atrakcyjne i to też przyciąga nasze spojrzenia. To jest normalne i potwierdzone psychologicznymi badaniami, że ta atrakcyjność jest dla nas ważna. Natomiast można wszystko pokazywać zupełnie inaczej i nie trzeba tego opakowywać w filtry i Photoshopa.
Czy uważasz, że warto, aby każda kobieta przynajmniej raz w życiu wybrała się do brafitterki?
Myślę, że tak. Przede wszystkim bielizna to jest dobry fundament. Uświadomienie sobie swojego rozmiaru jest bardzo ważne. Może się on zmieniać co pół roku. Ciało kobiety jest na tyle plastyczne, że zmiana jest czymś oczywistym i wpisanym w nasze życie. Dlatego warto mieć wiedzę na temat tego jak modelować naszą sylwetkę. Teraz zgłębiam taki temat jak psychologia mody. Wynika z niej, że to co nosimy też ma na nas wpływ. Czasami może tak być, że poprzez źle dobraną bieliznę nosimy obszerne ubrania lub takie, które nie podkreślają naszych kształtów. Możemy sobie nawet myśleć, że to wynika z wygody, a tak naprawdę mogłyśmy z automatu odrzucić myśl o tym, aby ubrać się inaczej, bo bielizna nam na to nie pozwala. Nie ma takiego rozmiaru, do którego nie dałoby się dobrać odpowiedniej bielizny. Stresujemy się rozmiarem naszych piersi, przez co porzucamy myśl o nowym staniku. Zakładamy to, co mamy. A w dobrze dobranym staniku możemy zobaczyć siebie całkowicie inną. To jest taka magia.
Mamy czasami takie przekonanie, że bieliznę i tak widzimy tylko my, więc nie ma większego znaczenia jak ona wygląda. Co innego np. bluzka, czy sukienka – to widzą wszyscy.
Ja też o tym myślałam i to może wynikać z tego, że często o bieliźnie mówiono w następujący sposób: jak bielizna ładna to do lekarza, na randkę, na wyjścia czy dobra bielizna na czarną godzinę. Kiedyś nie myślano o tym, aby założyć ładną bieliznę tu i teraz, na co dzień. Tylko, że to z wieloma rzeczami tak jest. W szafie mamy wiele takich ubrań, które chcemy założyć na specjalne okazje. Nie świętujemy tego zwykłego dnia czymś ładnym, jednym elementem. Wiadomo, że nie da się być cały czas glamour, ale chociaż warto pozwolić sobie na jeden mały element. Jeżeli lubię ten stanik, majtki, kolczyki czy naszyjnik – to ja je założę, bo będzie to dla mnie fajne. Nie musi być konkretnej okazji. Wydaje mi się, że takich wielkich okazji w życiu jest na tyle mało, że lepiej je samemu generować. Należy szukać ich każdego dnia, a nie czekać, aż coś fajnego się wydarzy. Bardzo często bielizna jest elementem tylko dla nas, bo z reguły jedynie my wiemy, co na siebie zakładamy. Z bielizny możemy też zbudować dobrą szafę kapsułową. Jak będziemy mieć zawsze dobry stanik bazowy, dobrą bardotkę, dobry stanik koronkowy, dobry stanik na randkę lub wyjścia to zawsze będziemy mogły w tych obszarach coś wybrać. Gorzej jak mamy tylko jeden stanik, nosimy go ciągle i nie potrafimy zwrócić uwagi na to, że on się rozciągnął, stracił kolor, nie mamy do wyboru innych. Warto dbać o wymienialność bielizny, bo dzięki temu wartościowy element garderoby zawsze jest.
Chciałabyś na koniec przekazać coś naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Odwagi, odwagi i jeszcze raz odwagi. To też prezentuję na swoim Instagramie. Nie pokazuję tam swojego ciała tylko dlatego, że lubię się rozbierać. Wręcz przeciwnie. Chcę pokazać kobietom, że poprzez rozbieranie się, pokazywanie swojego ciała, można bardziej siebie zaakceptować. Chciałabym, żeby kobiety zakładając bieliznę miały odwagę spojrzeć na siebie bez zbędnej krytyki. Zauważyłam, i to mnie bardzo boli, że często pokazujemy swoje zdjęcie „przed i po metamorfozie” w bieliźnie. Odbieramy to jako coś niefajnego. Nie akceptujemy siebie, jesteśmy w bieliźnie, która ten wizerunek jeszcze pogarsza, bo jest niedopasowana. Warto dopasować bieliznę, stanąć przed lustrem i bez względu na okres, w którym się właśnie znajdujemy, spojrzeć na siebie z pewną łagodnością i życzliwością. Może być lepiej, gorzej, ale jest fajnie. Warto być świadomym siebie i nie traktować tego jako metamorfoz przed i po.
Tutaj możesz zostawić komentarz: