Nie wszystko da się poznać od razu. Czasami, aby coś zrozumieć, trzeba najpierw chcieć się na to otworzyć. W przypadku naszej Rozmówczyni, Martyny Dzido, początkowe zauroczenie Marokiem nie przetrwało pierwszego spotkania. Prawdziwa miłość pojawiła się dopiero wtedy, gdy przestała być w tym państwie turystką, a stała się jego częścią. Poznawanie codziennego życia mieszkańców, ich zwyczajów, rytuałów i problemów sprawiło, że wraz z mężem – Marokańczykiem – postanowiła otworzyć własny sklep. Warda Souk to miejsce przepełnione rękodziełem sprowadzanym z Maroka, ale przede wszystkim historią ludzi, które je tworzą. Co jeszcze inspiruje Martynę w Maroku i jaki najgłupszy stereotyp na temat mieszkańców tego kraju usłyszała? Zapraszamy do rozmowy, z której na pewno się tego dowiecie.
Zapowiedz siebie!
To najgorsze o co można mnie prosić (śmiech). Totalnie nie umiem w samowychwalanie siebie czy przedstawianie od tej właściwej strony, ale spróbujmy. Salam, jestem Martyna. Małomiasteczkowa dziewczyna z Polski, która od jakiegoś czasu połowę życia prowadzi w Maroku. Jestem lekko po trzydziestce, a przeżyłam już dwie emigracje i reemigracje. Złapałam najpiękniejsze zachody słońca podróżując trochę po świecie oraz doświadczyłam depresji, ataków paniki, rasizmu czy hejtu. W sieci piszę o swoim życiu, związku międzywyznaniowym oraz międzykulturowym. A znaleźć mnie można pod pseudonimem mbelively. „M” jest od imienia, a „be lively” od chęci bycia w ciągłym ruchu, by poznawać i otaczać się czymś innym oraz wyjątkowym.
Jak nazwałabyś swoją relację z Marokiem?
Zupełnie nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Raczej romans z wielkimi przejściami, który nadal nie doczekał się w pełni szczęśliwego zakończenia. Jest to relacja słodko-gorzka. Na początku była fascynacja na odległość, gdy tylko czytałam o Maroku. Później wielkie rozczarowanie, jak tam pierwszy raz pojechałam. A dalej, jak wróciłam, po chwili zamieszkałam, to znów zaczęło się kręcić w tę pozytywną stronę. Są wzloty i upadki w tej relacji, bo czasem mam wrażenie, że moje oczekiwania względem tego kraju się rozmywają zupełnie i to mnie drażni. Natomiast z drugiej strony, dzięki temu wiele się uczę o sobie. Rozwijam i poszerzam swój światopogląd.

Gdyby nie Twój mąż, Maroko również odegrałoby w Twoim życiu ważną rolę?
Szczerze? Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Nie trafiłam do Maroka przez męża, a przez pasję jaką są podróże, którą od dobrej dekady pielęgnuję. Mój wyjazd do tego kraju był po prostu jednym z etapów na podróżniczej drodze, kiedy otwierałam się na kraje dalsze jak Europa. Chciałam spróbować swych sił w kraju obcej kultury czy religii. Pamiętam pierwsze zetknięcie z tym krajem i fakt, że wcale mi się nie podobało. Przyleciałam tam nastawiona na te wszystkie piękne obrazki z sieci oraz sielski orient o jakim czytałam w przewodnikach, a było nieco inaczej. Były wulgarne zaczepki, atak z nożem, brud i smród wokół. Ciągle ktoś mnie zaczepiał, wiecznie chciano ode mnie pieniędzy i strach było się uśmiechnąć, bo to często się obracało przeciwko mnie. Byłam tam dość długo podczas pierwszego wyjazdu, a miałam ochotę wracać po kilku dniach do domu. Jednakże, właśnie jakoś tak się stało, że zaczęłam wtedy pisać z tym Marokańczykiem, za którego później wyszłam za mąż. Przyjeżdżając do Maroka już drugi czy trzeci raz, to on, od strony nieturystycznej a miejscowej pokazywał mi ten kraj. To on wprowadził mnie w miejsca, w których powolutku się zakochiwałam. Pokazał obszary życia mieszkańców, które turysta rzadko może spotkać. Zatem może właśnie jakąś ważną rolę odegrał. Pokazał mi, że pod powierzchowną i pierwszą (ciężką) warstwą, można znaleźć piękno w tym, co inne.

Co może inspirować innych w tym kraju?
Patrząc po ludziach, którzy przyjeżdżają do Maroka, to z pewnością architektura i kultura. Te wszystkie piękne budowle, cudne pałace, riady czy wielkie ogrody. To kraj o bardzo bogatej historii, przepełniony radosną aurą i muzyką. Łączy w sobie wiele wpływów, przez co jest niesamowicie barwny, a w dodatku na każdym kroku spotkać można tu cudowne rękodzieła oraz sztukę. W końcu nie od dziś, Maroko nazywane jest mekką artystów. To właśnie tu w medynie w Marrakeszu mieli swoje drugie domy, gdzie malowali czy tworzyli nowe dzieła, jak choćby cudowne kolekcje podbijające później najsłynniejsze domy mody.
Jednak jeśli pytacie co mnie inspiruje, oprócz tej sztuki, wspaniałej architektury, myślę, że najbardziej inspiruje mnie życie Marokańczyków. Wspólnotowe dbanie o siebie, zażyłości międzyludzkie czy stawianie rodziny jako jedną z głównych wartości. Wspieranie się i pomaganie sobie nawzajem. Harmonia, która jest tam, w tym codziennym świecie, mimo iż na ulicach panuje wielki chaos. Pokój oraz spokój, jaki jest między naturą a człowiekiem.
Czego Polacy mogliby się nauczyć od Marokańczyków?
Zdecydowanie radości z życia. Cieszenia się z tych małych rzeczy, o których w polskim świecie zapominamy. Ktoś ma sprawne ręce i nogi i to wystarczy, by mógł dokonać czegoś wspaniałego. W Polsce często gonimy za czymś, co nie jest istotne tak na dłuższą metę. Chcemy się bogacić za wszelką cenę, czasem zapominamy ile dobrego daje kontakt z innymi ludźmi, jak ważny bywa kontakt z rodziną czy zadbanie o swoje zdrowie.

Natomiast, gdy zapytałam męża przewrotnie, czego Polacy jego zdaniem mogliby się nauczyć od Marokańczyków to odpowiedział: tego, że czas to pojęcie względne i nie zawsze wszystko musi być na czas. Oczywiście jak to on (czy cała reszta Maroka), wiecznie spóźniony, inaczej nie mógł podsumować polskiej punktualności. Wszędzie i zawsze musimy być nawet przed czasem, a bywa, że niestety się nie da i te kilka dodatkowych minut ratuje sytuacje. Marokańczycy do takich akcji podchodzą bardzo na spokojnie. Nie ma problemu z tym, by spotkanie przełożyć czy czekać na kogoś nawet kilka godzin. Natomiast tutaj z pewnością rozpoczniemy spotkanie od wysłuchania litanii o tym, jak to nieodpowiedzialni jesteśmy przychodząc minutę po czasie.
Co daje Ci związek z mężczyzną wywodzącym się z innej kultury?
Myślę, że otwiera szerzej oczy. Na to jak można funkcjonować w całkowicie odmiennym świecie, gdzie panują inne reguły gry, czy też na to jak wiele mogę się jeszcze nauczyć. Nigdy wcześniej tak mocno nie zwracałam uwagi na problemy innych ludzi. Nie analizowałam co pozostawił po sobie kolonializm lub jak żyją ludzie na innych kontynentach. Byłam w swojej bańce. Miałam dobrą pracę, super znajomych, podróże i rozrywki. Traktowałam wiele spraw z przymrużeniem oka i bardzo lekko. W końcu nic mnie personalnie nie dotyczyło, to czemu mam się wtrącać. Teraz niestety już tak nie potrafię. Może dorosłam, a może właśnie to mój mąż otworzył mi oczy na to, że świat nie jest czarno-biały. Te wszystkie relacje, które budujemy i po sobie zostawiamy, wcale nie są tylko na chwilę. Lubię to jak czasem zupełnie inaczej z moim partnerem patrzymy na otaczający nas świat. Jest to na swój sposób piękne, jak i przerażające. Uświadamiamy sobie często, że to jak zostaliśmy wychowani czy w jakim otoczeniu dorośliśmy, mocno wpływa na nasz światopogląd. I choć się staramy to ciężko jest wyjść z niektórych schematów.

Zajmujecie się też dystrybucją rzeczy z Maroka. Co wyróżnia Wasze produkty?
Tak, już od ponad dwóch lat. Mamy sklep marokański w Polsce, który można znaleźć pod nazwać WARDA SOUK. Pomysł na to miejsce w sieci powstał podczas pandemii, kiedy to byliśmy w Maroku i widzieliśmy ile rękodzielniczych, wielopokoleniowych i lokalnych sklepów upada z powodu braku zbytu. Niestety, turyści długo nie przyjeżdżali do Maroka, a to oni są główną klientelą. Trochę to trwało nim udało nam się odkupić produkty od znajomych rodziny, później nawiązać kolejne współprace i dalej postawić platformę. W rezultacie jednaka mamy to! Warda Souk żyje od początku 2021 roku i ma się dobrze (odpukać!). Jest to spełnienie naszych marzeń, gdyż dzięki dystrybucji marokańskich produktów możemy także opowiadać o kulturze czy miejscach skąd dane rzeczy pochodzą. To także minihołd ku naszej marokańskiej rodzinie. Zwłaszcza mamie, która za młodu tkała dywany. Zatem jeśli pytacie mnie co wyróżnia akurat nasz sklep, to myślę, że podejście –kochamy te produkty, wybieramy starannie najlepszą jakość i oferujemy nie tylko rzecz, lecz także czarujemy jej historią oraz znaczeniem.


Gdybyś miała czarodziejską różdżkę, w jakim celu użyłabyś jej w kontekście Twojej relacji z Marokiem?
Oj, zdecydowanie przybliżyłam te dwa kraje do siebie! Tak, by lot był krótszy… lub stworzyłabym siatkę większej ilości połączeń. Wszystko po to, abym mogła bez problemu przemieszczać się między dwoma domami, które mam. Zniknąłby odwieczny problem z planowaniem, a i trochę tęsknota za miejscami byłaby mniejsza. Natomiast, jeśli chodzi o samą moją relację z Marokiem to myślę, że różdżka niewiele mogłaby zdziałać. To co mnie w tym kraju drażni, na swój sposób mnie także w nim pociąga. W zależności od sytuacji, zmieniają się moje oczekiwania. Jednak każdy epizod gorzkiego marokańskiego dramatu kończy się tym samym wnioskiem – nie ma kraju idealnego. Zatem, nawet choćbym chciała przez moment coś zmienić, to myślę, że później żałowałabym tego co zrobiłam.

Jaki jest najgłupszy stereotyp, który usłyszałaś o Maroku?
Przekonanie, że wszyscy w Maroku jeżdżą na wielbłądach i mieszkają na pustyni. Zdecydowanie to jeden z pierwszych i najgłupszy jaki słyszałam, a powtarzany przez wielu osób, które do Maroka chcą przylecieć. Wiele osób myśli, że cały kraj to jedna wielka pustynia, na której są może tylko oazy z palmami i kilka miast. Tymczasem to bardzo zróżnicowane państwo, które ma o wiele więcej do zaoferowania. Oczywiście, Sahara jest częścią kraju, ale Maroko posiada również dwa pasma górskie, urocze wybrzeża z plażami, stok narciarski, wodospady czy inne atrakcje. Niewielu Marokańczyków posiada wielbłądy, a do transportu służą samochody, busy czy pociągi. Turyści, którzy lecą do Marrakeszu na weekend często zarzucają na forach podróżniczych, że chcą tylko wyjechać na pustynię zobaczyć wschód słońca. Bez wyobraźni, nie sprawdzając mapy i nie mając świadomości, że z czerwonego miasta na Saharę jedzie się jakieś 600km i wypad na dwa dni jest totalnie nie do zrealizowania.

W jaki sposób możemy poznawać kultury innych krajów, jeśli nie mamy możliwości ich odwiedzenia?
To trudne pytanie. Uważam, że nawet jeśli jedziemy do innego kraju to nie zawsze też możemy poznać dobrze jego kulturę. Wpadamy trochę w bańkę przygotowaną dla turystów, a ta mija się niekiedy bardzo z tym prawdziwym obrazem kraju. Świetnym przykładem jestem ja sama, która sporo czytała i przygotowywała się na podróż do Maroka. A tak naprawdę, jadąc tam nie poznałam znacznie więcej. Dopiero później mój mąż uświadomił i wprowadził mnie w tajniki pewnych zagadnień, zachowań czy ogólnie miejscowej kultury. Tłumaczył skąd i po co jest. Teraz, gdy sama piszę artykuły o Maroku, to sporo czytam różnych książek. Sięgam do wielu źródeł, rozmawiam z ludźmi i finalnie grzebię w swoich doświadczeniach nim poruszę jakiś temat. Najlepiej jest chyba by ta kultura była trochę jak nasza pasja, którą będziemy pogłębiać z różnych stron. Poznając ludzi wywodzących się z niej, czytając o jej historii lub poznając wartości. Może później wybranie się na spotkanie podróżnicze i posłuchanie relacji innych osób też byłoby fajnym doświadczeniem.

Czy chciałabyś przekazać coś na koniec naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Chciałabym by każdy z nas nie zamykał się tylko w swojej kulturze i wizji świata. Możecie mieć swoje wartości i priorytety, możecie kierować się swoją opinią czy gustami, ale przy okazji nie negujcie innych. Czasem bowiem to co wydaje się być szalone, po czasie jest oczywiste i zwyczajne. To zaś co jest jak ogólnie przyjęta reguła lub prawda, bywa w innym świecie totalną abstrakcją. Miejmy zatem większy szacunek i tolerancję do innych. Nawet jeśli nie popieramy ich stylu życia, to nie narzucajmy swojego. To co pasuje nam, nie zawsze będzie odpowiadać innym i odwrotnie. Niech każdy chodzi w swoich butach – jak to mówi moja koleżanka.

Zapraszamy Was również do odwiedzenia sklepu Warda Souk oraz na Instagrama Martyny.
Zobacz także inne rozmowy.
Skomentuj, będzie nam miło! :)