Na temat musicalu „Metro”, który można zobaczyć w Studio Buffo, zostało powiedziane i napisane już wiele. Ma on zarówno swoich fanów, jak i antyfanów. Jednak to, co możemy spektaklowi przyznać to fakt, że wciąż pozostaje obecny na ustach wielu osób, które chociaż w najmniejszym stopniu są powiązane z kulturą lub popkulturą. Po wielu staraniach i przeciwnościach losu, nam również udało się w końcu zasiąść na widowni i zobaczyć ten spektakl muzyczny. Czy wart był naszej przeprawy do Warszawy i przede wszystkim – czy młodych ludzi wciąć może interesować treść musicalu?
Młodzi szukający swojej drogi
Nie jest i nigdy nie było łatwo być młodym człowiekiem. Wiek nastoletni oraz wczesna dorosłość to czas poszukiwań siebie, ale i swojej drogi życiowej. Często wybory te są jeszcze niezweryfikowane przez życie. Mimo to, wydają się nam jedyną, słuszną drogą. „Metro” pokazuje nam kilka takich ścieżek młodych osób, których wielkim marzeniem jest zostanie aktorami musicalowymi, najlepiej takimi z pierwszych stron gazet, zarabiających krocie.
Jednak jak wiadomo – czasami marzenia to jedno, a rzeczywistość bywa zupełnie inna. Po castingu, podczas którego prezentowali swoje umiejętności, przedstawieniu swoich historii i przede wszystkim, licznych upokorzeniach ze strony choreografa i reżysera castingu Filipa, żadnemu młodemu człowiekowi nie udaje się znaleźć w obsadzie. Dostrzega ich jednak Jan, na co dzień mieszkający i śpiewający na peronach metra. Wraz z młodymi ludźmi przygotowuje spektakl, w międzyczasie zakochując się w jednej z kobiet o imieniu Anka. Okazuje się on wielkim hitem, a jego recenzje zaczynają pojawiać się w mediach. O wszystkim dowiaduje się słynny reżyser Filip. Postanawia on w rezultacie dać szansę młodym i proponuje im udział w swoim spektaklu. U młodych pojawiają się wątpliwości, natomiast w rezultacie zgadzają się spróbować swoich sił w walce o wielkie marzenia. Niestety, jak to w życiu bywa, wielkie marzenia jednych, to małe marzenie innych, co w rezultacie w smutny sposób kończy spektakl.
Szukając szczęścia i… siebie
Musical „Metro” podejmuje kilka istotnych problemów młodych ludzi. Jednym z nich jest zdecydowanie trudna walka o spełnienie swoich największych marzeń. W spektaklu widać desperację, interesowność, ale też różnorodność, wiarę w siebie i swoje umiejętności oraz pasję przyszłych aktorów. Przez wielu krytyków ten schemat walki o marzenia jest uznany za przestarzały. Tłumaczą, że młodzi ludzie nie są już gotowi do takich poświęceń, jak i przebywania w otoczeniu tyranów, np. w pracy. W „Metrze” takimi tyranami byli Filip oraz Max. My mamy w tej kwestii odmienne zdanie. Prawdą jest, że coraz częściej młodzi ludzie stawiają na swój komfort psychiczny, starają się uciec od środowisk toksycznych. Natomiast często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele jest jeszcze w tej materii do zrobienia. Spektakl miał swój początek w roku 1991 i najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że takie sytuacje wciąż mają miejsce.
Dosyć dziwne jest też w tym przypadku zarzucanie musicalowi utrwalania stereotypów. Najwidoczniej więc osoby udające się na spektakl, nie do końca rozumieją czym jest artystyczna wizja i fikcyjna opowieść. Takie myślenie o postawie Filipa i Maxa można by bowiem przyrównać do oglądania spektaklu, w którym bohater sceniczny zabija na naszych oczach innego bohatera. Czy wówczas również uznalibyśmy, że akt związany z morderstwem jest zachęceniem do jego popełnienia w realnym życiu, a co ważniejsze, utrwalaniem stereotypów na ten temat?
Trudna miłość do kobiety oraz swojego brata to też wątki, jakie porusza spektakl. Nie lubimy spoilerów, dlatego nie rozwiniemy ich. Natomiast łączy się z nimi temat, który obecnie jest wszechobecny w społeczeństwie, czyli depresja. Wszystko to bowiem, co działo się z Janem, chociaż nie zostało powiedziane wprost, mogłoby stać się przykładem tego, w jaki sposób choroba ta może się rozwijać. Mało tego, potwierdza to również myśl, że bardzo często nie jest ona widziana na pierwszy rzut oka.
Wciągająca gra świateł
Czy można stać się uczestnikiem spektaklu, siedząc na widowni? Wiele spektakli udowadnia, że jest to możliwe i jednym z nich jest z pewnością „Metro”. Zarówno neony, jak i lasery świetlne sprawiają wrażenie wielowymiarowości. Momentami wręcz zdają się przenosić nas w inny świat, obrazującym tym samym rozterki bohatera. Ciekawym zabiegiem scenicznym jest również niesamowita gra świateł. Momentami częścią tego widowiska są również tancerze, stając się żywymi rekwizytami np. zamieniając się w zegar, którego wskazówki pędzą do przodu. Ogromne wrażenie robi też sama dekoracja, doskonale uzupełniająca całość musicalu, podkreślając jego charakter.
Kontrowersja związane z musicalem „Metro”
Od nepotyzmu, po banalność, grę aktorów czy nieudane kompozycje muzyczne. Przez 32 lata musical ten spotkał się z różnymi negatywnymi opiniami. Jak jednak wiemy, ile osób, tyle subiektywnych ocen. Nasza również się do takich zalicza. Natomiast chciałybyśmy odnieść się poniekąd do tych, które wspomniałyśmy wyżej.
Czy zatem „Metro” jest banalne i obserwujemy tam niezbyt dobrą grę aktorską? Wszystkie problemy, jakie widzimy w życiu czy sztuce, można odbierać na kilka różnych sposobów. Każdy mały problem, przeciwność losu, jeden człowiek oceni jako błahostkę, a inny coś nie do pokonania. Jesteśmy zupełnie inni, mamy inne podejście do życia i przede wszystkim – inne poczucie sprawczości. Bycie na szczycie oraz rozpoznawalność zaś, do dziś staje się dla wielu celem. Kiedyś na szczytach znajdowały się osoby wyróżniające się np. talentem. Dziś, bardzo często są to osoby znane z tego, że są znane. Musical pokazuje historię ludzi młodych, których dążenia do bycia sławnym, chociaż dziś już na nieco innej płaszczyźnie, jest i było zjawiskiem niezwykle silnym.
Co do gry aktorskiej, zarzucanie niskiego poziomu wszystkim młodym osobom wydaje się złośliwością. W ekipie „Metra” znajdziemy bowiem m.in. czterokrotnego Mistrza Świata Break Dance, wspaniałych tancerzy czy wokalistów, których głosy powodują ciary na ciele. W spektaklu, na którym miałyśmy okazję być, w rolę Jana i Anki wcielili się Jerzy Grzechnik oraz Katarzyna Granecka. Pracy aktorów naprawdę nie można nic zarzucić. W ich wykonaniu utwory były przepełnione emocjami, a my niemal zastygałyśmy podczas słuchania.
Na koniec zaś zostawiłyśmy zarzut o rzekomo nieudanych kompozycjach muzycznych. Czy są one wysokich lotów? Niektóre tak, inne nie. Natomiast współcześni aktorzy z pewnością radzą sobie równie dobrze, co ich poprzednicy. Jedyne czego nie mogą zapewnić ci młodzi ludzie to efekt pierwszego razu. Utwory te są bowiem doskonale znane i kojarzone z poszczególnymi głosami. Nie zmienia to jednak faktu, że takie odświeżenie musicalu, który ma 32 lata, nie tylko jest dobre, ale i konieczne. Chociażby po to, aby ci, którzy urodzili się później, mieli szansę zapoznać się z jego treścią i wyrobić sobie swoją własną opinię na ten temat. Poza tym nadal dla wielu młodych aktorów, możliwość wzięcia udziału w pierwszym polskim musicalu to niezwykle ważny punkt na zawodowej ścieżce. Tym bardziej, że chociaż w musicalu jest dwójka głównych bohaterów, to mamy poczucie, że każda pojawiająca się na scenie osoba jest ważna. Młodzi aktorzy dokładają swoją cegiełkę, prezentując umiejętności, bardzo często będące efektem długoletniej pracy. To wszystko tworzy wyjątkową wartość.
„Metro” – czy wciąż warto kupić bilet?
Spektakl to klasyka gatunku w Polsce. Obecnie dostajemy ją w nieco odświeżonej formie, która uobecnia się zwłaszcza podczas sceny przesłuchań. Usłyszymy wówczas wykonywane przez aktorów fragmenty piosenki Zenka Martyniuka czy kultową już dziś „Bejbę”, czyli utwór Blanki „Solo”. Nie brakuje również odniesień do współczesnej polityki, problemów społecznych, a nawet różnic poglądowych, które w dalszym ciągu wydają się aktualne.
Wybierając się na musical zdecydowanie warto pamiętać o tym, że „Metro” jest opowieścią fikcyjną. Jeśli ktoś chce, z pewnością znajdzie coś dla siebie. Dowodem na to mogą być łzy niektórych osób z widowni. Dla wielu z nich, były to kolejne z rzędu odwiedziny Teatru Buffo, w celu obejrzenia tego spektaklu.
Czy zatem warto go zobaczyć? Według nas, jak najbardziej. Chociażby po to, aby wyrobić sobie swoją własną opinię na jego temat. My po wielu nieudanych próbach, w końcu zasiadłyśmy na widowni. Prawdę mówiąc, nie zawiodłyśmy się i zamierzamy zobaczyć go raz jeszcze. Chcemy zobaczyć jego nową odsłonę. W teatrze bowiem nowi ludzie, to nowa odsłona. Ta odsłona, którą widziałyśmy, była warta czekania.
Zobacz również inne artykuły w cyklu „Zaplątani w kulturę”
Tutaj możesz zostawić komentarz: