Niesamowite kształty, gra świateł i opowieści, które ogląda się z zapartym tchem. Takie doświadczenia oferuje Teatr Figur Kraków – jedyny teatr cieni w Polsce, który do swojej przestrzeni zaprasza zarówno młodszych, jak i starszych odbiorców. Bycie częścią takiego spektaklu nie tylko zapewnia nam doznania artystyczne, ale również pozwala poczuć się częścią wyjątkowej społeczności, która od samego początku prowadzona jest przez Dagmarę Żabską, założycielkę tego unikatowego miejsca. Czym wyróżnia się teatr cieni, jak za jego pomocą opowiadać historie i dlaczego to wciąż niszowe widowisko?
Zapowiedz siebie!
Nazywam się Dagmara Żabska. Jestem założycielką i szefową artystyczną Teatru Figur Kraków. W teatrze jestem reżyserką, aktorką i osobą, która razem z Martą Hankus odpowiada za wszystkie działania, które się tutaj realizują.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z cieniami?
W 2006 roku pojechałam do Bielska na festiwal teatrów lalkowych. Były tam wtedy organizowane warsztaty, które prowadził Richard Bradshaw z teatru cieni. Poszłam na te warsztaty i tam poznałam Piotra Idziaka. To był ten czas, kiedy dostałam zielone światło, żeby założyć Teatr Figur. Parę miesięcy później szukałam ludzi do zespołu i Piotrek się zgłosił. Chciał pracować w teatrze, chociaż wówczas nie wiem czy nazwałby to pracą. Chciał bardziej pobyć w teatrze, móc coś porobić. To było dość jasne, że teatr cieni jest właśnie jego kierunkiem. Skoro więc od nowopowstałego zespołu pojawiła się wyraźna potrzeba robienia teatru cieni, to pomyślałam, że trzeba w to pójść. W 2007 roku, po 3 miesiącach warsztatów aktorskich, animacyjnych i muzycznych z grupą 10 osób, zaczęliśmy przygotowywać pierwsze spektakle Teatru Figur. Jedno z nich realizowane było w technikach cieniowych. Był to „Zapach słoni po deszczu” na podstawie powieści Italo Calvino „Niewidzialne miasta”. Myśleliśmy, że zrobimy jedno takie przedstawienie i to będzie tyle. W trakcie pracy jednak, okazało się, że jest tam więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, nawet po zrobieniu spektaklu. Szukaliśmy różnych kierunków pracy, źródeł światła. Jednym słowem – eksperymentowaliśmy, trochę niezdarnie, ale jednak. Dziś mija 16 lat od tamtych wydarzeń, a my dalej odkrywamy teatr cieni.
Co wyróżnia teatr cieni?
Jest kilka rzeczy, które go wyróżnia. Przede wszystkim aktor jest w cieniu i to jest znacząca różnica. Może nie tak bardzo w teatrze formy, gdzie często lalkarze są schowani za parawanem. Chociaż i tam dziś potrafią pojawiać się na scenie, być partnerami dla przedmiotów oraz lalek. Natomiast animatorzy cieni faktycznie najczęściej są w cieniu. Co jeszcze wyróżnia? To jest teatr obrazkowy. Czyli nie aktorski, a wizualny, gdzie główną formą wyrazu jest obraz, lalka, cienie, kompozycja, wrażeniowość. Doskonale sobie radzi bez słów. Zdarza się oczywiście, że gramy też z tekstem. Jednak tutaj tekst jest tylko jednym z wielu środków wyrazu, z pewnością nie jest najważniejszy.
Jest jeszcze jeden wyróżnik. Nie jest on artystyczny, ale jest jednym z powodów, dla którego my się cały czas zajmujemy tymi cieniami. Teatr cieni porusza jakieś struny w publiczności. Tak po prostu jest. Ja się śmieję, że na początku jak mówiłam, że robię teatr lalek, to wszyscy reagowali „O! Lalki, a ja kiedyś byłem w przedszkolu na teatrze lalek i było fajnie”, a jak mówiłam, że robię teatr cieni to mówili „O! Transcendencja” i to natychmiast znaczyło coś poważniejszego. Nawet jeżeli robiliśmy jakieś śmieszne rzeczy w tych cieniach. Bardzo szybko okazało się, że to działa, że jest publiczność na te spektakle, a nikt inny tego nie robi. Jest mnóstwo lalkarzy, ale prawie nie ma specjalistów od teatru cieni. Znaleźliśmy swoją niszę.
Tematy podejmowanie w Teatrze Figur bywają niełatwe. Na co zwracacie uwagę, aby cały spektakl nie kojarzył się z zabawą w cienie, którą pamiętamy z dzieciństwa, a był pełnoprawną sztuką?
Nie mam wrażenia, żeby w teatrze cieni było takie proste odniesienie do dzieciństwa. Tak jak w teatrze lalek faktycznie tak jest, o tyle w teatrze cieni nie ma takiej oczywistej konotacji. Oczywiście, dla wielu osób pierwsze skojarzenia to zwierzątka na ścianie. Natomiast już same zdjęcia naszych spektakli pokazują, że to nie są tylko popisy na ścianie.
Większym wyzwaniem jest wyskoczenie z szufladki teatru nieinstytucjonalnego albo obwoźnego. Przez wiele lat nie mieliśmy siedziby, a w Polsce ktoś, kto nie ma siedziby jest takim teatrzykiem, a nie teatrem. Zwłaszcza wtedy, gdy gra się w małych miejscowościach. A my bardzo często jeździliśmy i jeździmy do takich miejsc ze swoimi przedstawieniami. Łatwiej jest wtedy wpaść w koleinę sztuki drugorzędnej niestety, bez względu na to, co przywozisz. Wtedy trzeba znaleźć sposób na dotarcie do swoich odbiorców oraz na to, aby spektakl obronił się sam.
Kto jest odbiorcą treści, jakie proponuje teatr?
My robimy spektakle dla wszystkich grup wiekowych: dzieci najnajmłodszych, od 1 do 4 roku życia, przedszkolaków, starszych dzieci, młodzieży, dorosłych. Najmniej propozycji mamy dla starszych dzieci i młodszej młodzieży. To nawet nie wynika z tego, że nie mamy pomysłów czy chęci, ale to jest grupa, którą trudno zachęcić do przyjścia do teatru. Dzieci jak kończą 9/10 lat, zaczynają dostrzegać zupełnie inne atrakcje i bardzo trudno jest konkurować z tymi wszystkimi fantastycznymi filmami, które są w kinach czy wabikami, które daje miasto. Trochę się wycofaliśmy z tej grupy, ale mam nadzieję, że wrócimy jak umocnimy się na różnych innych obszarach.
Czym może zaskoczyć widza spektakl cieni?
Wszystkim. Tak jak wspominałam wcześniej, cienie kojarzą się w pierwszej kolejności ze zwierzątkami na ścianach, a potem dzieją się czary. Nawet bardzo proste rzeczy, które robimy, czyli kadrujemy, multiplikujemy cienie, wycinamy obraz światłem, zniekształcamy. Jak się człowiek chwilę zastanowi, nie są to skomplikowane rzeczy, ale dzięki temu, że robimy to dość sprawnie, całość jest po prostu zaskakująca. I oczywiście osoby, które były już u nas na jednym czy dwóch przedstawieniach oczekują jakichś wrażeń estetycznych, ale na początku to zawsze jest taki komentarz „Nie wiedział*m, że może być tyle rzeczy w cieniach”.
Druga sprawa, to myślę, że nie chodzi tylko o cienie, a tematy które podejmujemy. I to nie jest tak, że chcę opowiadać tylko o bardzo ciężkich tematach. „Huljet, huljet”, jedno z moich ulubionych przedstawień w naszym repertuarze i dla mnie osobiście bardzo ważne, też zaskakuje przez formę. Jest instalacją teatralną, publiczność może chodzić między elementami scenografii, dotykać ją, a działania performatywne zaczynają się dopiero w którymś momencie. Przekładamy język poezji na język obrazu i odwrotnie. Ten spektakl jest metaforyczny, poetycki, mimo że dotyka bardzo trudnych tematów, czyli getta krakowskiego, na pewno nie jest drastyczny. Raczej chciałabym myśleć, że jakoś otula, a przywołanie duchów przeszłości i pamięci sprawia, że coś wskakuje na odpowiednie miejsce, jakiś brak zostaje zaklejony. W ogóle nie wiem czy moim celem jest zaskakiwanie widza. Moim celem jest zaproszenie publiczności do rozmowy i obecności. Mówię o sobie, że mam kameralną wyobraźnię. Na nasze przedstawienie przychodzi 40 osób i to wystarczy. My widzimy naszą publiczność, ona naprawdę tu jest z nami i dla niej gramy. Nie ma się za kogo schować. Jesteśmy razem, w tym jednym, małym pomieszczeniu na Sławkowskiej w Krakowie. Opowiadamy naszej publiczności jakąś historię, a potem zawsze zostajemy i jesteśmy. Z nami można rozmawiać, napić się herbaty. To jest dla mnie najważniejsze, żeby ludziom się chciało z nami być, przyjść na spektakl, przeżyć coś i potem pobyć. Wolę to niż efekt zaskoczenia.
Właśnie, przez to trochę mamy poczucie, że Teatr Figur zrywa nieco z taką tradycyjną formą teatralną. Jest to jednak pozbycie się barier między aktorami, a publicznością.
Powiedzmy to wyraźnie, nikt nie musi występować. Nie wyciągamy nikogo na scenę i nie każemy odgrywać scenek. Wszystko odbywa się w półmroku. Każdy zachowuje swoją prywatność, ale ma możliwość osobistego uczestnictwa. To na pewno nie jest tak, że ja wymyśliłam taką formę teatralną. Takie działania już były realizowane na różne sposoby. Nie wiem czy konkretnie w teatrze cieni, bo to też nie jest tak, że ja podpatrzyłam u kogoś ten koncept. Tak nam po prostu wyszło w trakcie pracy nad tym spektaklem. Natomiast nie ma tutaj czwartej ściany. To przekłada się też na siłę tego przedstawienia.
Wcześniej jak graliśmy w innych, większych pomieszczeniach to było tak, że publiczność fizycznie przechodziła od sceny do sceny. W „Huljet, huljet” każda opowieść dzieje się w innej przestrzeni: etiudy wyświetlane są na ekranach zamontowanych w walizkach, na ścianie, w szafce aptecznej. Żeby zobaczyć kolejną scenę trzeba było przejść od obiektu do obiektu. Teraz z tego zrezygnowaliśmy, bo to bardzo ogranicza ilość osób na spektaklu.
Czym charakteryzują się rekwizyty w teatrze cieni?
U nas praktycznie nie ma rekwizytów, są lalki. To jest zasadnicza różnica między teatrem dramatycznym a teatrem formy. A lalki robimy ze wszystkiego. Czasami to są przedmioty codziennego użytku, maski, cienie, lalki – zabawki dziecięce, które ożywają na oczach widza. To jest właśnie specyfika teatru formy, że człowiek i przedmiot, obiekt, materiał tworzą opowieść. Jest tekst, obraz, działanie, aktor i to wszystko jest równie ważne. Z tego budujemy nasze spektakle.
Co Cię inspiruje?
Ludzie. Ja wymyślam przedstawienia z ludźmi. Są tacy reżyserzy, którzy przychodzą na próby, mają wszystko wymyślone i zapraszają do swojego świata. A ja potrzebuję ludzi, żeby uruchomić wyobraźnię, odpalić proces. Przychodzę z tematami, a nie gotowym scenariuszem do zespołu i sprawdzam jak to rezonuje. Najpierw potrzebuję porozmawiać z zespołem, powymyślać wspólnie rzeczy, a potem zamykam to w gotowy scenariusz. Więc inspirują mnie ludzie, ich wyobraźnia, poczucie humoru. Teraz to już właściwie jest zasada, że razem piszemy te scenariusze, pod moim przewodnictwem. Pomysły na spektakle czerpię z bardzo różnych stron. Czasami to są obrazy, ikony, jakieś zdjęcia, czasami tematy, za którymi idziemy. Chyba nie ma zasady. W spektaklu „Papier, nożyce i wyspa skarbów” po prostu najpierw poprosiłam aktorów, żeby zrobili lalki, a potem razem zaczęliśmy wymyślać etiudy. I tak wygłupiając się, popisując, żartując, utkaliśmy całą opowieść.
Jaka jest dla Ciebie najcenniejsza wartość w Twojej pracy?
Uwielbiam pracować z ludźmi. Nic nie przebije radości z faktu, że otocza mnie mnóstwo twórczych osób, które przyjęły zaproszenie do wymyślania nowego świata. Proces twórczy jest absolutnie wspaniały, nawet jeśli czasami kosztuje i człowiek rano budzi się zlany potem, że jeszcze nie wymyślił, a powinien.
Jesteście jedynym teatrem cieni w Polsce. Czy wiesz, z czego to wynika?
W szkołach teatralnych teatr cieni nie jest traktowany bardzo poważnie. Wiem, że są zajęcia, ale na podstawowym poziomie. Dlatego też, trzeba byłoby zainwestować czas w eksperymenty i poszukiwania. Oczywiście to nie jest tak, że nikt inny nie robi teatru cieni. Teatry lalek robią też spektakle cieniowe, np. Teatr Animacji w Poznaniu, Teatr Miniatura czy Teatr Okno z Supraśla.
Chciałabyś przekazać coś jeszcze na koniec naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?
Chodźcie do teatru! Uwierzcie w teatr. Myślę, że kłopot z teatrem jest taki, że mamy jedno wyobrażenie teatru, jako miejsca, gdzie aktorzy cały czas gadają. A przecież jest tyle rodzajów teatru! Jest teatr muzyczny, plastyczny, słowa, piosenki. Nie poddawajcie się. Poszukajcie sobie teatru, który będzie dla Was. Są gigantyczne widowiska i teatr Darka Starczewskiego na wynos, w mieszkaniu. Są duże spektakle plenerowe i monodramy. To trochę zajmuje czasu, trzeba sobie poszukać, ale na pewno można znaleźć taki rodzaj teatru, który trafi na Waszą wrażliwość.
Zapraszamy Was również do odwiedzenia strony Teatru Figur Kraków oraz na spektakle – najbliższe z nich odbędą się 17, 18, 24 i 25 listopada.
Tutaj możesz zostawić komentarz: