Symboliczne historie dłutem opowiedziane – wywiad z Linorytką Martą Trawińską

Linoryt to detale, które doprecyzowane raz, będą powtarzalne na kolejnych pracach. Samo wykonywanie rysunków tą tradycyjną techniką graficzną pozwala opowiadać sceny, jakie twórca ma w głowie, co potrafi zafascynować odbiorców. Marta Trawińska jakiś czas temu zakochała się w tej sztuce, a od roku dzieli się jej efektami na swoim instagramowym koncie. Co urzekło naszą Rozmówczynię w linorycie? Dlaczego samodzielnie postanowiła czerpać papier i jaki postawiła przed sobą cel?

Zapowiedz siebie!

Jestem Marta. Próbuję o sobie mówić, że jestem artystką. Na co dzień zajmuję się linorytem. Od jakiegoś roku działam na Instagramie, gdzie promuję swoje prace. Tworzę swoje ilustracje w technice linorytu. Staram się pokazywać też kulisy ich powstawania. Odbijam je także na własnym papierze, co jest moją nową pasją. Grafika i papier tworzą u mnie jedno i to chciałabym pokazywać. Wcześniej pracowałam jako grafik, ale to się zmieniło, kiedy zostałam mamą.

Powiedziałaś, że starasz się mówić o sobie, że jesteś artystką, dlaczego?

Myślałam ostatnio nad słowem artysta/artystka, że to bardzo wzniosłe określenie, którego zazwyczaj nie używam. Ja mówiłam o sobie najczęściej, że jestem grafikiem, mimo że grafiki nigdy nie studiowałam, bo studiowałam edukację artystyczną, więc jestem plastykiem. Co brzmi, przynajmniej dla mnie, mało wzniośle, a artysta z kolei za bardzo. Wolałam więc o sobie mówić, że jestem grafikiem i tworzę ilustrację. Dlatego mówię, że staram się tak teraz siebie określać, bo grafik to jednak jest trochę za mało w kontekście tego co robię. Wydaje mi się, że cały kontekst powstawania moich historii graficznych to już można nazwać artyzmem. Ale mam trochę wewnętrzny opór, bo dla mnie artysta to ktoś zasłużony, kto organizuje wystawy swoich prac i jest rozchwytywany.

linoryt
archiwum prywatne Marty Trawińskiej

Mogłabyś opowiedzieć nieco o tym czym jest linoryt i na czym polega ta sztuka?

Linoryt jest jedną z tradycyjnych technik graficznych. Rysunek w odbiciu lustrzanym wycina się specjalnymi dłutami na kawałku linoleum. Tak powstałą matrycę pokrywa się następnie farbą drukarską i odbija wycięty rysunek na papierze. Być może nie jest to takie oczywiste w dzisiejszych czasach, ale ważną i wyróżniającą pośród innych technik plastycznych cechą grafiki jest jej „powtarzalność”, a raczej możliwość powielania. Bo z jednej matrycy powstaje wiele odbitek, od kilku do nawet kilku tysięcy. A każda z tych odbitek ma równie dużą wartość artystyczną. Co jest zabawne, ja nigdy nie kupiłam linoleum w sklepie, wszystkie, które posiadam pochodzą ze śmietnika. Kiedyś usłyszałam taką teorię, że te linolea ze śmietnika, takie stare, poremontowe są najlepsze do wycinania, bo teraz się produkuje jakieś inne. Ja to chyba mam szczęście, bo znalazłam tego linoleum tyle na tych śmietnikach, że mam zapas na kilka lat.

Czyli polega to na rzeźbieniu w linoleum?

W sumie to nie takie złe skojarzenie, bo i grafik, i rzeźbiarz używają dłut do tworzenia, ale chyba bardziej odpowiednim słowem byłoby „żłobienie” w linoleum. Chodzi o to, by w matrycy/linoleum wycinać precyzyjne linie i płaszczyzny, bo każda, nawet najcieńsza kropeczka pojawi się później na odbitce jako biała przestrzeń.

linoryt
archiwum prywatne Marty Trawińskiej

A dlaczego zrezygnowałaś z grafiki na rzecz linorytu? Co Cię zachwyca w linorycie?

Trafiłam na niego przez przypadek, ale zostałam przy nim dlatego, że tworząc ilustracje w linorycie ja je kończę. Jakbym miała tablet graficzny i tworzyła na nim ilustracje, to nigdy bym ich nie skończyła, bo zawsze coś można tam dorobić. A w linorycie, jeśli się pomylę to ta pomyłka już zostaje, ale też ona coś wnosi bardziej wyjątkowego. I staram się to coraz bardziej akceptować. W linorycie ruch dłuta i ręki jest bardziej widoczny niż w grafice komputerowej. Oprócz tego bardzo się też relaksuję przy wycinaniu. Mam większy kontakt fizyczny z tym co robię i to jest bardzo przyjemne.

Czerpiesz również sama papier. Czym się różni papier czerpany od kupnego. W linorycie ułatwia Ci pracę korzystanie z papieru czerpanego?

Bardziej utrudnia, bo te kupne papiery można dostać w różnej gramaturze. Mogą być super cieniutkie jak papier śniadaniowy i bardzo grube jak karton. Nie mam aż takiego doświadczenia, żeby osiągnąć bardzo cienki papier. Chociaż na takim najłatwiej się odbija, bo nie trzeba przykładać dużej siły. Często odbijam grafiki łyżeczką. Jest to dosyć prosty sposób, by w warunkach domowych uzyskać tak zwany „docisk”. Chodzi o to, że po nałożeniu farby drukarskiej, na matrycę kładę papier i dociskam go wypukłą częścią łyżki. Brzmi to dość zabawnie, ale ten sposób jest naprawdę efektywny. No ale wymaga wysiłku, więc im grubszy papier, tym trudniej robić więcej odbitek. A ja wybrałam papier czerpany, żeby on uzupełniał i współgrał z historią, która jest na grafice. Jak tworzę ilustrację to staram się w nich zawrzeć symboliczne wątki i papier również przygotowuję tak, aby je dopowiadał i farbuję je jeszcze roślinami. To też ma znaczenie jakie rośliny wybiorę, więc nie tyle kolor papieru ma znaczenie, ale roślina, która została wykorzystana do pofarbowania.

Czy jest wśród Twoich prac taka, z której jesteś najbardziej dumna?

Mam kilka ulubionych prac. Głównie dlatego, że podoba mi się ich estetyka, a nie ze względu na ich znaczenie. Jedną z nich jest grafika „Mroczny las”, która jest częścią mojej pracy dyplomowej. Przedstawia ona dziewczynę, która w sennym transie zmierza w kierunku tajemniczego lasu. Właściwie do wszystkich linorytów z serii „Kocia panna” (bo taki tytuł nosił mój dyplom) mam całkiem spory sentyment, bo jest to mój pierwszy duży projekt. I nadal mi się podoba!

Od dłuższego czasu obserwujemy, że zainteresowanie czerpanym papierem rośnie, są też organizowane warsztaty. Masz poczucie, że taki powrót do prac manualnych jest nam potrzebny?

Mam wrażenie, że warsztaty są teraz tak popularne, ze względu na to, że w pandemii byliśmy pozamykani i teraz nas ciągnie do ludzi. Ja po urodzeniu dziecka zostałam w domu, gdzie jestem już od 5 lat i mam czasami ochotę pójść na jakieś warsztaty. Myślę, że chodzi o kontakt z drugim człowiekiem, możliwość spotkania. Będąc na warsztatach spotyka się ludzi podobnych do siebie i jest też przyjemniej spotkać kogoś na żywo, niż w internecie.

archiwum prywatne Marty Trawińskiej

Jaki jest Twój cel, masz jakieś marzenia związane z tworzeniem linorytu?

Moim celem jest tworzenie. Chciałabym cały czas tworzyć i się nie znudzić. To nie musi być jakoś bardzo dużo, tylko, że chciałabym tworzyć dla samego tworzenia. Czasami sobie myślę, że powinnam zbierać na emeryturę, a potem dochodzę do wniosku, że na emeryturze będę robić dokładnie to samo, bo to kocham.

A z jakim feedbackiem się spotykasz? Jednak jest to dość niszowa sztuka, pewnie wiele osób nie wie czym jest linoryt?

Ja na Instagramie przypięłam post i dodałam wyróżnioną relację na temat tego, czym jest linoryt. Mam dużo znajomych artystów, więc na początku jak zaczęli mnie obserwować, to wiedzieli czym jest linoryt. Gdy zaczęły pojawiać się nowe osoby to rzeczywiście były zaskoczone, że coś takiego istnieje. Nie spotkałam się jeszcze z negatywną opinią. Wszyscy, którzy dzielą się ze mną swoimi wrażeniami, raczej wypowiadają się pozytywnie.

archiwum prywatne Marty Trawińskiej

Myślisz, że Twoja pasja jest dziś popularna?

Wydaje mi się, że coraz więcej. Jest to przystępna technika graficzna dla osób, które chcą spróbować czegoś nowego, ponieważ np. techniki druku wklęsłego są bardziej skomplikowane i trzeba mieć pojęcie o tym jak to zrobić. Linoryt jest o tyle fajny, że niewiele trzeba. Wystarczy linoleum, dłuto i jakaś farba, nawet plakatowa czy akrylowa i to wychodzi. Ta technika przypomina robienie pieczątek.

Jak wygląda historia linorytu?

O historii linorytu jest raczej mało informacji. Być może dlatego, że jest to dość „młoda” technika, bo linoryt został wynaleziony stosunkowo niedawno, pod koniec XIX wieku, a jego początki nie są związane ze sztuką. Po raz pierwszy ta technika została wykorzystana w Niemczech przy produkcji tapet. Dopiero później artyści tacy jak Henri Matisse czy Pablo Picasso zaczęli wykorzystywać ją do tworzenia swoich prac. Mam takie wrażenie, że historia linorytu dopiero się tworzy.

archiwum prywatne Marty Trawińskiej

Planujesz w najbliższej przyszłości zorganizować wystawę swoich prac?

Biorę udział już któryś rok z rzędu w takiej wystawie, która się nazywa „Salon Jesienny”. Jest to organizowane w woj. lubuskim i pokazywane są tam działania artystów lubuskich. Wystarczy zaprezentować tam od 1 do 3 prac. W moim przypadku jest to wykonalne. Obecnie zajmuję się dzieckiem i moja działalność przypomina bardziej hobby. W wolnym czasie staram się rozwijać konto na Instagramie i tworzyć linoryty.

Chciałabyś przekazać coś jeszcze na koniec naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?

Warto robić to, co sprawia nam przyjemność i tworzyć, nawet jeśli miałoby to być powolne i niedoskonałe. Trzeba działać, nawet jeśli miałoby to trwać strasznie długo i nie porównywać się z innymi.

Zapraszamy Was do odwiedzenia Instagrama Linorytki.

Zobacz także inne Rozmowy.