Genealogia źródłem rodzinnych tajemnic – wywiad z Karoliną i Kingą z Your Roots in Poland

fot. Krystian Szczęsny

Mówi się, że rodzina to jest siła. I najwyraźniej to powiedzenie przyświeca pracy naszych dzisiejszych Rozmówczyń. Dlaczego? Bo właśnie za sprawą powiązań rodzinnych i korzeni, mogą stworzyć drzewo genealogiczne. Jednak ma się ono nijak do tego, które robiliśmy niegdyś w podstawówce. Bo dzięki Karolinie i Kindze, oprócz naszych przodków, możemy poznać również liczne tajemnice rodzinne, a tym samym, lepiej poznać siebie i swoich najbliższych. Zresztą, przekonajcie się sami!

Zapowiedzcie siebie!

Karolina: Ja się nazywam Karolina Szlęzak, a to jest moja koleżanka Kinga Urbańska. Od 10 lat zajmujemy się projektem, który się nazywa Your Roots in Poland, a więc firmą, która pomaga ludziom w odszukaniu informacji na temat ich przodków. My co prawda poznałyśmy się wcześniej niż 10 lat temu, ale to właśnie wtedy, czyli na V roku naszych studiów, podjęłyśmy decyzję, że chcemy stworzyć wspólny biznes. Potem się okazało, że tym wspólnym biznesem są poszukiwania genealogiczne.

Dlaczego postanowiłyście zająć się genealogią?

Karolina: To była trochę kwestia przypadku. Trochę również tego, że szukałyśmy zajęcia pozwalającego wykorzystać wszystkie umiejętności, które zdobyłyśmy na studiach. I to nie tylko tych umiejętności historycznych, ale również tych związanych z nowymi technologiami, wykorzystania języków obcych. Genealogia akurat nam na to pozwoliła. Sam pomysł zrodził się kiedy siedząc w Archiwum Narodowym w Krakowie, pisząc nasze prace magisterskie i zbierając materiały, widziałyśmy, że codziennie przychodzą osoby, najczęściej z zagranicy, prosząc o pomoc w odszukaniu dokumentów. Niestety nie zawsze zostali obsłużeni w taki sposób, w jaki powinni zostać obsłużeni. I to nie jest wina instytucji, ponieważ ciężko jest, gdy ktoś przychodzi i powie: „dajcie mi dokumenty o moim dziadku, ale ja o nim nic nie wiem”. Dlatego ta kwestia już z założenia wydawała się być problematyczna.

genealogia, stare dokumenty
fot. Jagoda Lasota

My natomiast stwierdziłyśmy, że mamy te umiejętności, tę wiedzę, która pozwoli nam na to, aby świadczyć ludziom takie usługi. Stąd You Roots in Poland – firma z działaniami skierowanymi przede wszystkim do osób niemówiących po polsku, którzy mają polskie korzenie i ich świadomość. Więc w zasadzie u nas zaczęło się to tak, że po prostu – chciałyśmy stworzyć biznes, tylko była kwestia tego w jakim obszarze. Myślałyśmy o jakimś nowoczesnym archiwum, ale w rezultacie wyszła z tego stricte sentymentalna usługa genealogiczna.

Z jakich powodów ludzie najczęściej do Was trafiają?

Kinga: Jest kilka powodów. Wśród nich to, o czym zaczęła opowiadać Karolina, czyli pobudki sentymentalne. Historia rodzinna jest poniekąd związana z najbliższymi nam osobami. My sobie nie do końca zdajemy sprawę z tego, jak bliscy nam są nasi przodkowie. I tu bardzo prosta, trywialna sprawa – gdyby nie nasi przodkowie, to by nas po prostu nie było. Pomimo tego że oni są dalecy w kontekście przeszłości i czasu, tak naprawdę są nam bardzo bliscy, chociażby pod względem genetycznym. Są z nami tu i teraz, chociaż brzmi to creepy trochę (śmiech). Więc rzeczywiście, pierwszym powodem są te pobudki sentymentalne, zwłaszcza dla osób z zagranicy. My, żyjąc w Polsce, pamiętamy gdzie mniej więcej są pochowani wujkowie i ciocie, skąd pochodzą. Natomiast te osoby z zagranicy są w takiej sytuacji, że ich wujowie, ciocie, dziadkowie i w ogóle – rodzina, o tej swojej przeszłości, szczególnie z tego czasu migracyjnego i emigracyjnego, raczej nie mówili, bo to były trudne tematy. Niejednokrotnie musieli zostawić swoje całe rodziny i przeszłość w Polsce. Wszystko po to, żeby zacząć życie na nowo w innych krajach, np. USA. W związku z tym, pourywały się kontakty, rozwodziły się małżeństwa itd. Dlatego też, w niewielu takich rodzinach przetrwał język polski, co też jest bardzo ciekawe. Jednak chęć amerykanizowania się była silniejsza niż tradycja i chęć pozostania przy swoich korzeniach. Więc oni, korzystając z usług genealogicznych, mają możliwość dowiedzenia się więcej o sobie, swoich tradycjach i historii. Ale druga sprawa, to chęć ukorzenienia się. Zbudowanie takiej tożsamości kulturowo-społecznej, pozwalającej powiedzieć: „ja jestem stamtąd”. Bo jak jesteś z Ameryki, to jesteś zewsząd. Z Ameryki to są rdzenni Amerykanie, czyli Indianie. A nie Amerykanie polskiego pochodzenia. Zatem chęć ukorzenienia się jest tym drugim z powodów.

genealogia

Oprócz tego, pobudką jest również chęć odbycia wycieczki szlakiem przodków. W związku z tym, zgłaszają się do nas parę miesięcy wcześniej, aby taką wycieczkę odtworzyć i wiedzieć gdzie jechać i kogo pytać. Natomiast są też takie aspekty genealogii praktycznej, czyli zostając dalej przy ludziach z zagranicy, to jest chęć dostania polskiego paszportu. Mając jednego z dziadków albo dwójkę z pradziadków, którzy mają udokumentowane polskie obywatelstwo, można się postarać o paszport dla siebie. No i tacy Amerykanie mogą korzystać z przywilejów posiadania polskiego obywatelstwa, np. możliwości studiów w Polsce za darmo. Biorąc pod uwagę inne powody wynikające z genealogii praktycznej, zgłaszają się do nas też osoby, które chcą ustalić spadkobierców albo inwestują w nieruchomości. Bo jednak decydując się na taki krok, warto wiedzieć kto po kim i dlaczego odziedziczył, aby potem nie wyskoczył jakiś nieprzewidziany spadkobierca. Tym się właśnie zajmujemy. Bo jednak genealogia to badanie pokrewieństwa.

Ale zdarza się również tak, że jakaś ciotka decyduje się zabrać swoją tajemnicę do grobu. I dlatego też przychodzą do nas ludzie i proszą, czy możemy zweryfikować jakieś tajemnice lub odkryć coś, co jest tematem tabu. Tu przychodzi kwestia psychologiczna, czyli przepracowanie traum po naszych przodkach. Jest taki punkt w psychoterapii, który mówi o tym, że dowiadując się o tym przez co przeszli nasi przodkowie, jest nam łatwiej zrozumieć samych siebie. Fenomenalnym potwierdzeniem tego jest to, że my dalej przepracowujemy traumę naszych przodków z II wojny światowej.

A czy uważacie, że media społecznościowe pomagają w takich poszukiwaniach przodków? Korzystacie z takich rozwiązań?

Karolina: Tak. Nawet ostatnio pisałam do pani z Londynu za pośrednictwem mediów społecznościowych, ponieważ szukam po prostu rodziny z Londynu. A mają tak nietypowe, polskie nazwisko, że nie ma szans, aby druga rodzina w Londynie miała takie samo. Chodzi o rodzinę, która została po II wojnie światowej w Wielkiej Brytanii. Ale można na to patrzeć dwojako. Z jednej strony media społecznościowe nam bardzo pomagają. W ogóle, dostęp do informacji i fakt, że dużo informacji publikowanych jest online jest z jednej strony bardzo pomocne, a z drugiej strony to wielkie przekleństwo. Tych informacji jest tyle, że nie zawsze jesteśmy w stanie je przetworzyć. Nawet historycy sobie żartują, że jak opisujemy starożytność, czy średniowiecze to tak naprawdę potrafimy na podstawie jednego dokumentu napisać kilka, a nawet całe serie dokumentów.

fot. Krystian Szczęsny

Teraz ta cyfryzacja postąpiła już na tyle, że niebawem całkowicie odejdziemy od papieru. Zatem wyselekcjonowanie tych informacji, których będziemy potrzebować, będzie trudne. Ale na pewno media społecznościowe pomagają w jakiś sposób w poszukiwaniu osób żyjących. Wynika to z tego, że mamy różne obostrzenia typu RODO, ochrona danych osobowych. Dlatego poszukiwanie żyjących krewnych jest dzięki mediom społecznościowych prostsze.

W obecnych czasach ludzie rzadko piszą pamiętniki, czy drukują zdjęcia. W przyszłości może to stanowić problem podczas poszukiwania korzeni?

Karolina: Przesyt informacji sprawi, że nie będziemy mogli przejść przez tą ogromną ilość zdjęć, czy pamiątek. Co do pamiętników, tak naprawdę pisali je tylko ci ludzie, których było na to stać i potrafili pisać. Aczkolwiek te pamiętniki są niesamowite i jeśli zachowały się w rodzinnym archiwum to super. Z drugiej strony, piszemy bardzo dużo maili, tak samo na komunikatorach, które są mimo wszystko ulotne. Bardzo wiele informacji tworzymy wokół siebie, ale będzie je w przyszłości bardzo ciężko przerzucić przez ten filtr i wyciągnąć to, co wartościowe. Żartujemy sobie, że jak w przyszłości będziemy musieli określać ludzi na podstawie ich profilu na Facebooku czy Instagramie to… nie wiemy jak to będzie. (śmiech) Zdjęcia na pewno będą ciekawe! (śmiech). Odwraca się ta sytuacja z przeszłości, że im dalej wstecz, tym jest mniej tych źródeł, tym bardziej musimy tę historię opowiadać. Teraz mamy przesyt tych informacji i to wbrew pozorom ma wpływ negatywny. Jesteśmy coraz bardziej anonimowi. Bo to, co pokazujemy w mediach społecznościowych to nie do końca jesteśmy my, ale kreacja tego, jak my chcielibyśmy aby ludzie nas widzieli.

Kinga: Na pewno zaburzany jest wtedy poziom obiektywizmu, który chcemy stworzyć w kontekście danej osoby, a nawet bardzo często całej społeczności.

U Was w firmie pracuje kilka osób, jak wygląda proces pracy nad daną sprawą. W jaki sposób dzielicie się obowiązkami? Każdy jest odpowiedzialny za poszczególny etap?

Karolina: Ten proces wyglądał różnie od samego początku. Ale wiemy już w tym momencie, że jedna osoba jest dedykowana do poszukiwań jednej historii rodziny. Idzie takim etapem przyczynowo-skutkowym. Odszukuje informacje i czyni na tym polu dalsze kroki. Ale mamy też inną osobę zajmującą się kontaktem z klientem. Wszystko odpowiednio rozdzielamy. Oprócz nich są geneaolodzy, resercherzy itd. Wszystko jest zawarte na naszej stronie w zakładce „o nas”. To wynika z tego, że nad historią jednej rodziny pracuje dany researcher, dlatego że są to zazwyczaj dłuższe projekty. Mają one kilka, do nawet kilkunastu etapów, więc fajnie, żeby jedna osoba trzymała pieczę nad historią danej rodziny.

Jak długo trwają takie poszukiwania? Pewnie w dużej mierze zależy to także od konkretnego przypadku?

Karolina: Wszystko zależy od tego, ile dokumentacji trzeba przejrzeć, czyli ile jest źródeł zachowanych. Im więcej źródeł, tym te projekty dłużej trwają. Ważne jest również to, czym kieruje się klient. Bo czasami potrzebuje jednego dokumentu, aby uzyskać polskie obywatelstwo, a czasami chce stworzyć wielopokoleniowe, jak najdalej wstecz, rodzinne drzewo genealogiczne i wtedy na przykład taki projekt może trwać pół roku lub rok. Mamy klientów, którzy są z nami od 10 lat, bo cały czas chcą dowiedzieć się czegoś innego. Czasami chcą poznać historie całej miejscowości, z której pochodzą. Ale tutaj w przypadku genealogii apetyt rośnie w miarę jedzenia. I cały czas chcemy poznawać coś nowego, pojawiają się nowe źródła, bazy itd.

genealogia

Czy zdarza się, że nie podejmujecie się poszukiwań, ze względu na zbyt małą ilość informacji jaką uzyskacie na początku od klienta?

Karolina: Każdemu oferujemy taką wstępną, darmową analizę. Wszystko po to, aby wyłapać takie sytuacje, że nie jesteśmy w stanie czegoś zrobić, bo na przykład nie zachowały się dokumenty. Ale nie zdarzyło nam się nigdy odpowiedzieć, że nie jesteśmy w stanie niczego zrobić. Są takie historie, np. z Holocaustu, gdzie zaginęli ludzie, nie wiemy co się z nimi stało, nie ma aktów zgonów. Dodatkowo, nie wiemy w jaki sposób zginęli. Nikt tego po prostu nie rejestrował. Przychodzili Niemcy, wyciągali tych ludzi, część rozstrzelali na ulicy, a drugą część zabierali do obozu. I o osobach, które wylądowały w obozie jesteśmy w stanie przynajmniej częściowo wyłapać jakieś informacje. Chociaż i tak tę dokumentacje po prostu niszczono. Zachowała się jedynie skąpa ilość dokumentów. Ale my jesteśmy, w stanie na przykład dotrzeć do zeznań świadków, którzy widzieli co się stało, czy do różnego rodzaju opublikowanych zeznań. Ale z drugiej strony, jest sporo publikacji z czasów II wojny światowej, więc nigdy nie zostawimy klienta z informacją „nie ma, bo nie ma”. Zazwyczaj odpowiadamy: „Nie ma, ale prawdopodobnie wydarzyło się tak, że tego i tego dnia była pacyfikacja tej ulicy. I być może, w gronie osób z tej ulicy byli twoi przodkowie. Jest miejsce pamięci zorganizowane dla tych osób w takim i takim miejscu. Możesz tam pojechać i oddać hołd swoim bliskim”. Często również brak dokumentów to też jest informacja.

genealogia, drzewo genealogiczne
Przykładowe drzewo genealogiczne przygotowane przez dziewczyny z YRIP

W jaki sposób można się przygotować do spotkania z Wami? Jakich informacji oczekujecie od klienta?

Karolina: Te poszukiwania to wspólny projekt nasz i klienta. Bez wysiłku klienta nie ma naszej pracy. Najpierw musimy więc zmobilizować go do przejrzenia swoich dokumentów, informacji. Spisania tego, co się pamięta i co pamiętają najbliżsi, a zwłaszcza najstarsi przedstawiciele rodziny. Zebrania tego, uporządkowania. I wtedy to właśnie wkraczamy my. Informacje, które dostarcza nam klient, stają się wyjściową bazą dla nas.

Kinga: A w ramach tych informacji, można jeszcze dodać, że pomocne mogą okazać się tak podstawowe rzeczy jak: imiona i nazwiska przodków – zwłaszcza panieńskie kobiet, daty związane z urodzeniem, małżeństwem i zgonem, ale to również nie muszą być jakieś bardzo dokładne daty. Przydają się takie informacje. No i oczywiście wyznanie. To są takie cztery podstawowe informacje, które są dla nas najistotniejsze i na ich podstawie tworzymy ofertę takich poszukiwań.

A jak radzicie sobie z zachowanymi dokumentami, których język nie do końca bywa zrozumiany dla przeciętnego człowieka?

Karolina: Mamy od tego ludzi, którzy umieją czytać. To jest kwestia tego, aby dobrać sobie odpowiednich ludzi do współpracy. Ale na studiach historycznych łacina była obowiązkowa. W ogóle sam język staropolski to też jest trudność i trzeba popracować dłużej nad dokumentami. No i oczywiście Polska była pod zaborami przez 123 lata, więc też obowiązywały różne systemy kancelaryjne. My mieliśmy austriacki, potem autro-węgierski, pruski i rosyjski. I w tych przestrzeniach i językach musimy się umieć poruszać. Dlatego dobieramy sobie ludzi, którzy takie umiejętności mają lub dzięki pracy w Your Roots in Poland nabywają.

Kinga: Chciałabym też zaznaczyć, że my nie jesteśmy alfami i omegami. Ani ja, ani Karolina. Dlatego mamy zespół, gdzie każdy z nas specjalizuje się w innym obszarze. Wszystko się łączy w jedno.

Karolina: Tak. To jest coś, co wyciągnęłyśmy z własnych doświadczeń. Nie ma ludzi od wszystkiego. Trzeba wiedzieć jakie są Twoje mocne i słabe strony i sprawić, aby pracownicy uzupełniali te nasze luki.

Napisałyście też książkę dla dzieci. Dlaczego uważacie, że już od najmłodszych lat należy edukować dzieci w temacie genealogii?

Kinga: Jest kilka aspektów tego, dlaczego taki rodzaj edukacji powinno zaczynać się jak najwcześniej. Pierwszym i podstawowym jest kształtowanie tożsamości i samoświadomości. To odpowiedź na pytania: skąd pochodzę, kim jestem? A w związku z tym, być może to górnolotnie zabrzmi, kształtuje się również szacunek do tego, skąd pochodzę. Z moją przeszłością. I tu ponownie wchodzi kwestia relacji, czyli zacieśnianie więzi z najbliższymi.

Karolina: Tak, bo teraz jest mniej takich wielopokoleniowych rodzin. Dawniej było tak, że w jednym domu mieszkały co najmniej trzy pokolenia, czyli rodzice, dzieci i dziadkowie. A teraz tak naprawdę często jest tak, że nie ma takiego stałego kontaktu z dziadkami, gdzie w każdym momencie można o coś swoją babcię zapytać. A dodatkowo opowiadanie takich swoich wspólnych historii jest elementem zacieśniania tych więzi. Myślimy, że taka praca od podstaw jest ważna. Potrzebowałyśmy też takiego narzędzia, którym mogłybyśmy posługiwać się podczas tworzenia naszych warsztatów dla dzieci. A ta książka jest właśnie takim narzędziem, które będziemy mogły wykorzystywać w naszej pracy. W dodatku jest fajnie wydana. Ilustracje są bardzo zachęcające.

genealogia dla najmłodszych - książka

Kinga: Tak! To nie jest tylko książka do czytania, ale przede wszystkim książka do pracy. Wracając do tematu, jest tu również ważny aspekt psychologiczno-socjologiczny i tradycyjny. Natomiast jednym z ważniejszych aspektów jest próba nauki dzieci historii. Pokazania, że historia rodzinna jest odzwierciedleniem historii politycznej, globalnej. To, co działo się w naszej historii rodzinnej jest ściśle powiązane z tym, co działo się w historii w ogóle. Każda jednostka ma wpływ na ogół. Gdyby nie nasza historia, nie byłoby tej historii ogólnej. Bardzo często powtarzamy to, że historia w szkołach jest uczona na opak. My się uczymy o wielkich królach – kto z kim, dlaczego, ale też który król po którym. A naszych własnych tradycji nie znamy. Dlaczego?

No i inny powód to także to, że mój syn, mając 5 lat potrafił już powiedzieć słowo „genealogia”. I to nie jest jakieś prześmiewcze, bo nie każdy dorosły potrafi wypowiedzieć to słowo. (śmiech)

A uważacie, że genealogia cieszy się w Polsce zainteresowaniem? Czy to jest dalej niszowy temat?

Karolina: Na pewno genealogia jest tematem niszowym. Aczkowiek 800 osób zapisało się na jeden z naszych ostatnich webinarów. Mamy coraz więcej osób, które nas obserwują, na Facebooku czy na Instagramie. Więc jest to temat z jednej strony niszowy, a z drugiej z ogromnym potencjałem rozwoju. Wciąż dużo pracy przed nami, ale już dużo pracy wykonałyśmy, aby odczarować tę genealogię i pokazać, że tak naprawdę to ona dotyczy każdego z nas. Bardzo dużo też daje nasze stowarzyszenie – Twoje Korzenie w Polsce w promowaniu tego, że to nie jest takie trudne. Promuje ono, że to nie jest trudne. Bierzesz kartkę, spisujesz to co pamiętasz. Masz Internet, możesz zapytać mamę, babcię. To jest naprawdę fajna przygoda, którą gdy się rozpocznie to już przepadniesz.

fot. Jagoda Lasota

Potem szukasz tylko nowszych źródeł i baz. Dużo rzeczy można dowiedzieć się o własnej rodzinie nie ruszając się z domu. A w czasie pandemii to już w ogóle jest dużo czasu, aby to robić. I myślę, że właśnie ta pandemia wpłynęła pozytywnie na to, że wiele osób odkryło, że ma czas na to, aby robić sobie takie poszukiwania.

W jakim kraju genealogia jest najbardziej rozwinięta?

Karolina: W USA. Stany Zjednoczone to jest kolebka genealogii w ujęciu biznesowym, jako komercyjna usługa. Dlaczego? Tam każdy jest skądś. Tam potrzeba przynależności jest większa. I oczywiście ogromne zasługi tutaj dla Mormonów, którzy z racji swojego wyznania, w ramach misji wysłali swoich wysłanników, którzy skanowali, a właściwie mikrofilmowali księgi metrykalne w Polsce, Niemczech, Białorusi i na całym świecie. Zabrali to wszystko ze sobą do Salt Lake City, do swojej biblioteki. A z tej biblioteki powstał portal internetowy i jest tam obecnie największa baza wiedzy na temat ludzi – Family Search. I dlatego tam powstawały firmy, które zaczęły świadczyć usługi komercyjne. Wykorzystali to zaplecze ze skanami i dokumentami z całego świata. Pierwotnie mogli z niej korzystać jedynie mieszkańcy USA, a teraz działają globalnie. I my tak naprawdę czerpiemy z tego potencjału, z tego rynku, który oni stworzyli u siebie. W Stanach ta branża warta jest miliardy dolarów.

Co najbardziej lubicie w swojej pracy?

Karolina: Ja na przykład lubię w swojej pracy to, że mam ten luz w kreowaniu i tworzeniu czegoś. Może to zabrzmi zabawnie, ale mamy tę przestrzeń do realizacji naszych pasji, wykorzystywania naszych umiejętności. Chociaż z drugiej strony, ja zawsze mówię, że mam najgorszą szefową na świecie, a sama sobie jestem szefową (śmiech). Ale to jest taka przestrzeń, którą tworzymy, te pomysły, które mamy w głowie po prostu rzucamy i nagle widzimy jak to rośnie. W pewnym momencie przestajemy nad tym panować, nie mamy na to wpływu. To jest jak efekt śniegowej kuli, coś rozpoczniesz i musisz dbać o to, kierować tym, ale po czasie, to samo się nakręca i to jest fajne.

Kinga: Tak. My nieustannie coś wymyślamy i to albo się uda, albo nie uda.

Karolina: I każda historia jest inna. Dzięki naszej pracy poznajemy mnóstwo fajnych ludzi, dla których robimy poszukiwania, albo z którymi współpracujemy.

Kinga: Możemy się wyżyć naukowo. Jednak wiele projektów możemy realizować, również poprzez wzgląd na nasze stowarzyszenie. Możemy tworzyć etnografie miejscowości lub miejsc. Na przykład w momencie, gdy zaangażujemy się w jakieś projekty naukowe związane z historią, antropologią, z postrzeganiem człowieka i genealogii. To dostajemy możliwość wyżycia się w ramach naszych pasji i zainteresowań. Zwieńczeniem tego jest też stworzenie konferencji genealogicznej.

Karolina: To ja jeszcze dodam, że czasem możemy sobie jeszcze poszpanować. (śmiech) Mamy program w TV i chodzimy często do TV, aby poopowiadać o naszej pracy i to też jest fajne. To taka rzecz, która nas napędza i motywuje. Możemy działać i biznesowo i naukowo.

Czy chciałybyście coś na koniec przekazać naszym Czytelnikom?

Kinga: To, że my robimy komercyjną genealogię to jest jedno. Ale posiadamy też Stowarzyszenie Twoje Korzenie w Polsce. Działa ono na rzecz promocji genealogii i tego, aby ludzie sobie sami tę genealogię robili. W związku z tym, mamy swoją stronę internetową, Facebooka i YouTube, gdzie w tym roku i w całym roku pandemicznym 2020, realizujemy cały cykl warsztatów darmowych, gdzie krok po kroku tłumaczymy jak robić genealogię od zera. Tam jest cała rozpiska na stronie, są filmy na YouTube i można sobie spróbować samemu zdobyć odpowiedzi na wiele pytań, które nas na co dzień nurtują. Dlatego serdecznie zapraszamy na udział w tych webinarach. Wszystkie fajne rzeczy też są na naszym Facebooku. Znajdziecie tam i nasze osiągnięcia i aktywności.

A i na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie: Jak się zacznie genealogię to się nie kończy. Więc trzeba uważać. Bo jest to mocno uzależniające.

Zapraszamy Was także na Facebooka, Instagrama oraz stronę Your Roots in Poland.

Zobacz także inne rozmowy.