O codzienności za sterami tramwaju – wywiad z Jolą motorniczą

tramwaj

Tramwaj. Dla wielu zwykły środek lokomocji. Dla innych całe życie. Do tej drugiej grupy osób, z pewnością zalicza się nasza dzisiejsza Rozmówczyni. Jola to motornicza, która kilka lat temu zdecydowała się na totalną rewolucję w swoim życiu. Jednak w tym przypadku, taka decyzja zakończyła się nie tylko znalezieniem swojej pasji, ale również docenieniem kolorów życia codziennego.

Zapowiedz siebie!

Mam na imię Jola, jestem z Sosnowca. Tutaj mieszkam i po moich terenach też w zasadzie już jeżdżę. Wcześniej jeździłam tylko po Katowicach. Teraz się przeniosłam na zajezdnię do Będzina. Oprócz tego jestem mężatką. Mam dwójkę wspaniałych synów. Zresztą na temat jednego z nich również ostatnio udzieliłam wywiadu. Oprócz tego mam trójkę dodatkowych dzieci, czyli koty.

Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z tramwajami?

Dokładnie 9 grudnia 2019 roku. Zaczęłam wtedy pracę. Natomiast od września robiłam kurs motorniczych.

Skąd w ogóle pomysł, aby pójść w tym kierunku?

W zasadzie to dzięki moim teściom. Przyglądałam się ich pracy, bo oni również są motorniczymi. Teściowa już jest szczęśliwie na emeryturze. Ja się długo zastanawiałam czy pójść w tym kierunku. Na początku, nie ukrywam, nie chciałam. Blokowały mnie te godziny wstawania i to, że trzeba pracować świątek, piątek i niedziela. Ale wszystkie prace, które do tej pory miałam to był handel lub produkcja. Nie do końca mnie satysfakcjonowały, a wręcz męczyły. Nie chciało mi się pracować, bo cały czas albo był mobbing, albo nie zadowalał mnie brak pewnych świadczeń. To były firmy prywatne i średnio to wyglądało. Potem po raz kolejny zaczęłam pracę w sklepie z garniturami i odzieżą męską w outlecie, pracowałam tam po 12 godzin. Czasami dodatkowo jechaliśmy w taką jakby delegację do Gliwic, aby rozkręcić tam sklep. Te pieniądze tak naprawdę były dość marne. W dodatku doznałam tam dość mocno szczerzącego się mobbingu, bo kierownik potrafił wysyłać maile z moimi danymi na wszystkie sklepy, na całą Polskę, że mam półroczny najniższy wskaźnik sprzedaży. A ja wówczas byłam dwa miesiące na L4, bo miałam wypadek samochodowy, byłam w szpitalu, operowana. Powiedziałam mu, że to jest nie fair. Na co on odparł, że trzeba było nie chorować. Wtedy się zwolniłam. Podjęłam decyzję o tym, że trzeba coś zmienić. Pomyślałam, że skoro tu i tak pracowałam po 12 godzin, to się jakoś przestawię i będę wstawać o tej 2 w nocy. Akurat wtedy się tak fajnie udało, bo ruszał darmowy kurs dla motorniczych. Złożyłam papiery. Potem dostałam telefon, że dostałam się na kurs. I tak się zaczęła moja przygoda. Kurs motorniczego trwał około 2 miesięcy. Czyli dość krótko, ale było bardzo intensywnie.

tramwaj

A jak wygląda taki kurs motorniczego?

Dwa tygodnie to jest sama teoria. Uczymy się przepisów ruchu drogowego, znaków obowiązujących motorniczych, takich wewnętrznych, różnych rodzajów awarii i tego, jak sobie z nimi radzić, no i budowy tramwaju. Potem przez ponad miesiąc jest jazda. Uczymy się nie tylko jak jeździć, ale jak postępować w razie awarii z danym tramwajem, jak go przełączyć lub ewentualnie jak rozłożyć sprzęgi, bo wtedy się trzeba spiąć i taki tramwaj holować. Także to naprawdę są dwa intensywne miesiące.

Był jakiś konkretny moment, w którym poczułaś, że praca staje się również Twoją pasją?

Tak. To był moment, kiedy zaczęłam sama jeździć. Pierwsze miesiące kursu były dla mnie fatalne. Przychodziłam wtedy do domu i pytałam mojego męża na co ja w ogóle dałam się namówić. Bo tak naprawdę to trochę mąż mnie do tego namówił. Mówiłam mu, że ja chyba tego nie ogarnę, bo ciężko się jeździ. A miałam jeszcze wtedy takiego pana instruktora, który wywierał na nas ogromną presję. Cisnął nas, żebyśmy jak najwięcej wiedzieli i umieli. Wtedy byłam tym przerażona, bo gdy czegoś nie potrafiliśmy zrozumieć, mówił do nas podniesionym tonem. Ale teraz, z perspektywy czasu, nawet gdy go czasami przypadkiem widzę to mówię, że dla mnie to był najlepszy instruktor. I dużo wniósł do tego, jak dzisiaj pracuję. Bo są takie momenty stresujące, inni panikują, a ja wchodzę ze spokojem, bo wiem co mam zrobić.

tramwaj

Potem, po zdaniu egzaminu wewnętrznego i państwowego, zaczyna się jeździć dwa tygodnie z patronami. Są to motorniczy, którzy jeżdżą dłużej i oni robią nam takie zapoznanie trasy. I kiedy wsiadłam w ten tramwaj i zaczęłam jeździć, to pierwszy miesiąc był bardzo stresujący. Natomiast w drugim miesiącu poczułam, że jeżdżenie tramwajem to jest to, co ja naprawdę chcę w życiu robić. I ja wiem, że niektórzy mówią, że to jest ciężka praca, bo trzeba wcześnie wstać i w ogóle narzekają. Ja swoją pracę lubię i mi się to podoba. Wstaję wcześnie rano, ale przynajmniej mogę zobaczyć jak wschodzi słońce. Poobserwować ludzi, czy przyrodę. To jest bardzo fajnie.

A za co jeszcze lubisz swoją pracę?

Za to, co robię. Lubię jeździć. Podoba mi się to, że prowadzę taką maszynę, która waży 32 tony, bo to jest wyzwanie. I właśnie za tą przyrodę, którą mogę podziwiać dookoła. Takie rzeczy, które ja teraz mam szansę podziwiać, to co nam maluje natura, na przykład na niebie – ja nigdy takich rzeczy nie widziałam, a teraz to wszystko dostrzegam.

Wspominałaś też o stresujących sytuacjach, jak często się one zdarzają?

Często! Praktycznie codziennie. Tylko już chyba z każdym miesiącem i każdym etapem, znacznie inaczej się do tego wszystkiego podchodzi. Na pewno największym stresem są wypadki. Kierowcy samochodowi często zajeżdżają drogę tramwajom. Nawet na czerwonym świetle potrafią wjechać. Nie mają tego wyobrażenia. Ja tak uważam, że każdy kto prowadzi samochód, powinien mieć szansę przejechać się takim tramwajem, po śliskiej szynie. Wtedy by może zobaczył, że to wcale nie jest tak łatwo zatrzymać taki tramwaj. On waży 32 tony, do tego dochodzą ludzie. A nie daj Boże zacznie padać deszcz. Przychodzi jesień, gdzie spadają liście z drzew. Skoszona trawa, która nachodzi na tory. My łapiemy w tym momencie śliską szynę. To, że my hamujemy ten tramwaj, to jedno, ale tak naprawdę zawsze należy się modlić, aby on jednak stanął w końcu. Musimy pamiętać, że w takich przypadkach trze się metal o metal. Są też sytuacje, kiedy trzeba hamować nagle, bo auto zajedzie. Wtedy też człowiek się zastanawia, czy przypadkiem ktoś nie upadł. Są sytuacje kiedy, np. wsiadają alkoholicy. Często są grzeczni, wysiadają i nie ma problemu. Ale też często bywają agresywni. Ja sama miałam dwie takie sytuacje, że jeden pijany zwyzywał mnie od najgorszych. Groził mi, że mi coś zrobi. Ale ja już po prostu się nauczyłam, że nie mogę pokazać, że się boję. To by ich tylko ucieszyło. Wracam do kabiny, biorę tzw. nastawiacz, który na co dzień służy do przestawiania zwrotnic i idę trzymając go w ręku. To budzi ich respekt. Gdy oni widzą taką małą kobietę z metalową rurą w ręce, to mówią: „Dobrze szefowo. Ja już wysiadam.”

tramwaj

Raz miałam też taką sytuację, kiedy to podszedł do mnie mężczyzna. Na pewno wcześniej zażywał narkotyki. To był młody chłopak. Wsiadł do tramwaju, podszedł do mnie z plikiem setek i poprosił mnie, abym sprzedała mu bilet. A to był czas, kiedy zaczęły wchodzić strefy, bo pojawił się COVID. I ja mu powiedziałam, że ja po pierwsze biletów nie sprzedaję, bo motorniczy jest w strefie zamkniętej, a po drugiej, jak daje mi 100 złotych, a bilet kosztuje 1,50 to ja i tak nie będę miała mu jak wydać. A on wtedy do mnie, pozwolę sobie zacytować: „Ty kurwo! Na pewno na PiS głosowałaś!”. Ja się odwróciłam i mówię „No niech będzie i tak”. Nie chciałam go denerwować. Nagle, na środku ulicy mój tramwaj staje. Ja nie wiedziałam co się dzieje. Odwracam się, patrzę, a on mi zaciągnął ręczny i próbował mi wyważać drzwi. Otworzyłam tę kabinę, gdzie oczywiście nie powinnam tego robić, ale to był taki impuls. Nie chciałam wstrzymywać ruchu. I mówię mu: „Co Ty wyprawiasz człowieku?”. A on zaczął na mnie iść do tej kabiny i krzyczał: „Wypuść mnie! Wypuść! Bo mi żona rodzi!”. A ja mówię, że chyba ta niewidoczna. Po czym on dalej krzyczał, więc poprosiłam, żeby puścił ten ręczny, kolejny przystanek jest za 50 metrów i pan sobie wysiądzie. On, że nie będzie nic takiego robił. To ja na to, że wzywam policję. Poddał się, puścił ręczny i mogliśmy jechać dalej. No to ta sytuacja była taka stresująca bardzo. Ale mimo wszystko ja lubię jeździć, bo są też fajne sytuacje. Na przykład ostatnio znalazłam torbę w tramwaju. I przez to nasze radio głoszę, że znalazłam torbę i pytam, czy wiedzą coś o tym, aby ktoś tej torby poszukiwał. Na co odezwała się koleżanka, że zgłosił się taki starszy pan, że tę torbę zgubił. Uprosiłam ją, aby ten pan wysiadł na konkretnej ulicy, to ja mu tę torbę podam. Tak też się stało. Podjechałam, patrzę idzie taki starszy pan, ledwo podpiera się laską, ze łzami w oczach. Mówi do mnie: „Pani kochana! Jak ja pani dziękuję. Ja się nie martwiłem tak o dokumenty, najważniejsze są klucze.” Daję mu tę torbę, patrzę, a on wyciąga z portfela 20 złotych. I mówi: „Masz Pani chociaż na kawę za to, że mi tę torbę znalazłaś”. Albo ostatnio zaczekałam dłużej na przystanku na panią. Co prawda, zrobiłam sobie minutę opóźnienia, ale zaczekałam. Za to jak pani wysiadała, zapukała mi do kabiny i dała garść cukierków. Mówi do mnie: „Proszę! Za to, że pani na mnie poczekała, to na osłodę życia”. Także są też takie fajne sytuacje.

Czy uważasz, że istnieje jeszcze taki podział na zawody kobiece i męskie, czy to już powoli zanika?

Teraz już ten podział jest powoli coraz mniej widoczny. Już nawet wśród kierowców autobusów jest coraz więcej kobiet. U nas, wśród motorniczych, też już jest naprawdę dużo kobiet. Ostatni kurs, który był, liczył 12 osób, z czego aż 10 to były kobiety. Także coraz więcej jest kobiet. Myślę, że te stereotypy się powoli wytarły. Wiadomo, że niektórzy panowie uważają, że kobiety są gorszymi kierowcami, nie potrafią prowadzić. Natomiast nasz kierownik kiedy nas przyjmował, powiedział wprost, że on osobiście woli jeździć z kobietami, bo one jeżdżą delikatniej i bardziej rozważnie. I powiem szczerze, że sama się z niejednym kierowcą męskim przejechałam, nie mówię, że wszyscy, bo niektórzy jeżdżą naprawdę dobrze, ale są też tacy, którzy tak tym tramwajem szarpali, że musiałam usiąść. Inaczej bym chyba spadła na pierwszym lepszym zakręcie.

tramwaj

Moje dziecko czasami jak gdzieś jedzie, to do mnie dzwoni i pyta: Mamo, masz 15?”, a ja „Tak. Mam 15.”, na co odpowiada „Dobra, to ja jadę z Tobą”. A potem mi mówi: „Mamo, ja lubię z Tobą, bo Ty przynajmniej tym tramwajem jedziesz, a niektórzy to tak szarpią, że ja nie umiem z nimi jeździć”. I też często słyszę od ludzi na przystanku, którzy albo dziękują, albo się cieszą, że tramwaj prowadzi kobieta, bo np. facet to by nie zaczekał, tylko kobiety czekają.

A czy pomimo tego zdarzają Ci się jakieś docinki typu „Ooo! Kobieta za kierownicą?”

Nie, ja osobiście w swojej karierze nie usłyszałam czegoś takiego. Ja bardziej z innej strony. Czasami ktoś mi mówi, że ma gorszą pracę ode mnie, bo ja sobie tylko siedzę i przyciski wciskam. A to wcale tak nie jest. To by po prostu ktoś musiał się przejechać tym tramwajem i zobaczyć jaka to jest presja czasami. My mamy też swój rozkład jazdy. Nie daj Bóg coś się stanie. A nas w tym momencie goni czas, musimy wyjmować papierowy rozkład jazdy i na szybko zastanawiać się jak to nadrobić, aby wyrobić się w swoim rozkładzie jazdy.

W takim razie… Czy każdy może zostać motorniczą albo motorniczym?

Tak! Chociaż z tego co wiem, nie w każdym mieście. W Warszawie na pewno wymagane jest posiadanie prawa jazdy kategorii B. U nas, na Śląsku, takiego wymogu nie ma. Można nie mieć prawa jazdy, a zrobić kurs motorniczego lub motorniczej. Wtedy się dostaje pozwolenie do kierowania pojazdem. Tylko wiadomo, na kursie wtedy trzeba przez te dwa tygodnie uczyć się przepisów ruchu drogowego nie tylko dla nas, ale i dla samochodów, bo nas ta sfera też przecież mocno dotyczy.

Czego przeciętny pasażer nie wie o pracy motorniczego?

Nie wie chyba bardzo wielu rzeczy. Na pewno nie zdaje sobie sprawy, że gdy wsiada do takiego tramwaju, to motorniczy, prowadzący pojazd, robi to w ciągłym spięciu. Bo cały czas trzeba się zastanawiać, czy jakiś samochód nie wyjedzie, pieszy nie wyjdzie – zwłaszcza gdy korzystają z telefonów, albo mają na uszach słuchawki. Martwimy się, czy nie będzie czegoś na torach i tramwaj się nie wykolei. Takie rzeczy też się zdarzają. Musimy też patrzeć jak się jedzie, aby nie zerwał się pantograf. Wiele jest stresujących czynników. Taki głupi przykład – awaria drzwi. Ja też w takich sytuacjach muszę wyjść do ludzi, co mnie stresuje, bo czasami pytają: „Pani, pojedziemy, czy nie pojedziemy?”. Mówię wtedy, że nie wiem, jak naprawię, to pojedziemy. Proste! (śmiech). Pretensje też często mają do nas pasażerowie, jak jest jakaś awaria.

tramwaj

Na pewno sobie też nie zdają sprawy z tego, że jak wsiadają do tego tramwaju, to do jasnej ciasnej, albo niech sobie usiądą, albo przytrzymają się rurki. Bo są takie sytuacje, kiedy trzeba zahamować mocniej, a potem są pretensje do nas. Jest całe postępowanie prawne. Niedawno była taka sytuacja, że upadła starsza pani i złamała sobie biodro. Było całe postępowanie kto tak naprawdę zawinił. Na szczęście był monitoring. I wyszło, że to nie jest wina motorniczego. Na pewno też sobie nie zdają sprawy z tego, że często jest długi czas przejazdu, np. 3 minutowy, który ja zrobię w minutę. I wtedy stoję na tym przystanku i czekam, bo mam dwie minuty na plusie. Nie mogę wtedy ruszyć przed czasem, bo dostanę za to karę z ZTM. Muszę stać i czekać, aż minie ten czas. I widzę w lusterku, że ludzie się wtedy tak dziwnie patrzą. Nieraz podchodzą i pytają, czy ten tramwaj dalej pojedzie. Tłumaczę im wtedy, że jestem przed czasem. Albo starsze panie, przede wszystkim takie mocherki, krzyczą: „A czemu pani nie jedzie? Mi się spieszy?”, a ja mówię, że nie mam jak jechać, chyba, ze ta pani chce za mnie karę zapłacić. Ludzie nie zdają sobie też sprawy z tego, jak działa ogrzewanie. Podchodzą, mówią, że jest upał i proszą o wyłączenie ogrzewania. Nie mamy ogrzewania dla tramwaju. Pracują silniki i te silniki podają ciepło na tramwaj. Niestety u nas tramwaje nie mają klimatyzacji na przedziale pasażerskim. W tych nowych tramwajach jest klimatyzacja w mojej kabinie motorniczego, ale nie w przedziale pasażerskim. W starych tramwajach, nawet ja nie mam klimatyzacji. Także tego ludzie też na pewno nie wiedzą. Albo czasami się zastanawiają czemu tramwaj wyjechał za przystanek. Bo przecież ja hamuję, a tramwaj pojechał dalej. Ja wpadłam wtedy w poślizg. Nieraz nawet słychać taki specyficzny dźwięk. Wtedy się włączają piasecznice i sypią piach, abym szybciej zahamowała.

Czy chciałabyś na koniec przekazać coś jeszcze naszym Czytelnikom?

Żebyś bardziej na siebie uważali. Gdy widzą tramwaj, niech kilka razy się rozejrzą, zanim wejdą na pasy. Ja wiem, że z dniem 1 czerwca zmieniły się przepisy, ale nie zmieniły się one dla tramwajów. My mamy cały czas pierwszeństwo, nawet na pasach. Myślę, że jeżeli są jacyś miłośnicy tramwajów, to warto pójść na dni otwarte zajezdni, bo też takie są. Wtedy można zobaczyć wszystko od A-Z – jak wygląda taka praca i budowa tramwaju. Można sobie spróbować opuścić pantograf, przerzucić zwrotnicę i zobaczyć jak to tak naprawdę wygląda. Można się nawet przejechać tramwajem z instruktorem. Raczej w każdym mieście są takie dni otwarte. To jest bardzo fajne. Ja sama pracuję jako motornicza, ale tam chodzę. A osobom, które chcą właśnie tak pracować, powiem, żeby się nie bały. Bo praca jest naprawdę bardzo fajna i ciekawa.

tramwaj jadący po torach

Zobacz także inne rozmowy.