Skazana na mikrorealizm w tatuowaniu – wywiad z Ciotką Zu, tatuażystką

Zuza to tatuażystka, która nie boi się pracy nad drobnymi elementami. Dzieła wychodzące spod jej ręki sprawiają wrażenie trójwymiarowych, zachwycają i przenoszą do zupełnie innego świata — wyobraźni, ciepła, wspomnień oraz bajkowości. Z naszej rozmowy zatem dowiecie się czym jest mikrorealizm w tatuowaniu, jaką drogą należy podążać, aby rozpocząć przygodę z tym zawodem oraz poznacie kulisy pracy Zuzy. A jeśli szukacie osoby, która potrafiłaby wykonać prawdziwe dzieło sztuki na Waszym ciele, to bez dwóch zdań powinniście poznać naszą Rozmówczynię. Odwzorowywanie obrazów wielkich artystów to coś, w czym Ciotka Zu nie ma sobie równych.

Zapowiedz siebie!

Jestem Zuza aka Ciotka Zu. Większość mojego czasu i uwagi poświęcam trzem centymetrom kwadratowym, w które staram się upchnąć tyle tuszu, ile wlezie. Mam bzika na punkcie małych rzeczy. Od dziecka kręciły mnie miniatury, drobne figurki, maciupkie obrazki, ze zdumieniem patrzyłam na precyzję, jaka była potrzebna do ich wykonania. Wybierając styl tatuowania byłam więc skazana na mikrorealizm.

Co należy zrobić, aby zacząć tatuować?

Jest wiele ścieżek, które prowadzą do tego zawodu – można praktykować w studio lub eksperymentować na znajomych, jednak w każdej łatwo zwątpić w siebie i się poddać. Początki tatuowania zawsze są emocjonujące, nie wszystko udaje się pod naszej myśli, a „ctrl z” („cofnij”) w tym przypadku nie działa. Fajnie mieć kogoś, kto skoryguje Twoje błędy i kopnie w tyłek, kiedy zabraknie zapału.

Co sprawiło, że postanowiłaś zostałaś tatuatorką?

To pytanie zawsze jest odą do mojego męża, to on zadał mi to jedno ważne pytanie: co chcesz w życiu robić?, a potem pomógł mi to robić. Bez jego wsparcia i ramienia gotowego przyjąć łzy niepowodzeń prawdopodobnie nie odważyłabym się rzucić wszystkiego i złapać za maszynę. Nie mam artystycznego wykształcenia, zanim zaczęłam tatuować zawodowo najbliżej było mi do nauczycielki języka polskiego lub baristki, co było dosyć losowe – nie czułam w sobie takiej sprawczości, żeby móc świadomie zadecydować, co ma mi przynosić pieniądze i satysfakcję do momentu, kiedy Łukasz postawił przede mną taką możliwość.

Czy osoby, które się do Ciebie zgłaszają mają sprecyzowany projekt bądź pomysł na tatuaż, czy polegają też na Twojej opinii, poradzie?

Perfekcyjna współpraca dla mnie to taka, w której klientki, klienci wiedzą, co ma przedstawiać tatuaż, ale ich wyobrażenie o nim nie jest bardzo sprecyzowane. Przykładowo kochają dzięcioły i chcą takiego ptaszora utrwalić na ciele, ale mojej wyobraźni zostawiają czy dzięcioł będzie siedział na gałęzi, czy leciał; czy zostanie uchwycony z profilu, czy en face. Projekty przygotowuję zawsze w obecności klientów w dzień sesji. Taki proces daje mi możliwość wytłumaczenia, dlaczego pewne rozwiązania są lepsze niż inne i wyczucia, co zadowoli przyszłą posiadaczkę, przyszłego posiadacza tatuażu.

A czy pojawiają się osoby, które nie mają pomysłu na tatuaż, ale mają ochotę „coś sobie wytatuować”? Czy takie sytuacje często się zdarzają?

Czasem zdarza mi się dostać całkowicie wolną rękę, ale na takie rozwiązanie decyduję się raczej przy osobach, które dobrze znam i mam przekonanie, że nadajemy na tych samych falach, a moje pomysły przypadną im do gustu.

Ile czasu trwał najdłużej wykonywany przez Ciebie tatuaż?

Oj, nie jestem demonem prędkości, o czym przekonała się niemalże każda osoba, która wpadła pod moją igłę. Ponoć w branży chodzą legendy o czasie mojej pracy. Zazwyczaj klienci spędzają ze mną w studio koło ośmiu, dziesięciu godzin, są wytrwali jak diabli. Niestety detal na tatuażu wymaga poświęcenia – nie da się takiego procesu przyspieszyć. Kiedy skupiasz uwagę na drobnych rzeczach oczy i umysł szybko się męczą, wiec konieczne jest także robienie sobie przerw, żeby spojrzeć na rzeczy bardziej odległe, niż centymetrowa twarz, którą rzeźbie od godziny. Kiedy ktoś widząc moją pracę pyta: „jak ty to robisz?!”; zwykłam odpowiadać: „ku**a, powoli!”.

Zgadzasz się na poprawianie czy modyfikację tatuaży wykonanych przez inne osoby?

Jeżeli czuję, że technicznie podołam takiemu zadaniu, to zgadzam się. Sama chciałbym, żeby tatuaże zrobione przeze mnie, a niespełniające potrzeb osoby je noszącej na swoim ciele zostały poprawione – byłoby świetnie gdyby szansa naprawy ich trafiła ponownie w moje ręce, bo oznaczałoby to, że nadal cieszę zaufaniem klienta. Kiedyś moje poglądy na temat poprawiania, coverowania pracy innych tatuatorów były zdecydowanie bardziej radykalne, jednak z czasem przekonałam się, że nawet moje tatuatorskie autorytety nie są maszynami i nie na każdy element końcowego efektu mają wpływ, co oznacza, że nawet tatuaże wychodzące spod igieł najlepszych w branży trzeba czasem doszlifować.

Czy zdarzają się sytuacje, że Twoje wzory są kopiowanie przez innych tatuażystów?

Raczej nie da się takiego tatuażu skopiować w pełni, tylko szaleńcom chciałoby się nad tym siedzieć. Czasem zdarza się za to, że inni tatuatorzy publikują zdjęcia moich tatuaży jako wykonanych przez siebie. Dziwna sprawa.

Istnieje wzór, którego nigdy nie zgodziłabyś się wytatuować?

No pewnie. Wszelkie symbole religijne i państwowe nie leżą w kręgu moich zainteresowań. Staram się ograniczać do wykonywania wyłącznie takich tatuaży, które także mnie satysfakcjonują estetycznie. Mam ten fart, że mogę tak robić.

O czym powinien pamiętać każdy, kto chce wykonać u Ciebie tatuaż?

O kanapce. Powinien zabrać ze sobą coś do jedzenia i być gotowym na wielogodzinną bitwę o możliwie najlepszy efekt. A tak serio, to najważniejsze dla mnie jest to, żeby czas klienta był zorganizowany tak, żeby pozwalał na bycie obecnym w całym procesie. Żeby nie stresowały SMS-y od chłopaka, który czeka gdzieś w mieście, dzieci płaczące w domu miały przy sobie opiekę, która te łzy obetrze, a zoomy z pracy nie wymuszały przerw.

Czy któryś z wykonywanych przez Ciebie projektów szczególnie zapadł Ci w pamięć?

Większość tatuaży jakie robię to dla mnie fun – robię coś, na co patrzenie sprawia mi przyjemność, słucham historii pacjentów i pacjentek, komentuję true crime, które kocham słuchać z klientami w czasie pracy. Bardzo lubię tatuaż przedstawiający dziadka klientki naprawiającego suszarkę do włosów. Ta suszarka była całkowicie sprawna, a klientka wcisnęła ją dziadkowi do naprawy tylko po to, żeby zrobić zdjęcie, a potem na jego podstawie tatuaż. To bardzo wzruszające. Ponoć nawet dziadek uronił łzę na widok jego tatuażowego portretu.

Chciałabyś coś jeszcze przekazać naszym Czytelniczkom i Czytelnikom?

To wielka nagroda i odpowiedzialność móc robić tatuaże. Mimo siódmego roku w tym zawodzie, każda praca jest dla mnie emocjonująca jak pierwsza.

Zapraszamy Was do odwiedzenia profilu Ciotki Zu na Instagramie, gdzie znajdziecie jeszcze więcej małych dzieł sztuki. 🙂

Zobacz także inne rozmowy.