Można zauważyć, że od kilku lat coraz więcej i częściej mówi się o grupach zagrożonych wykluczeniem. Dzieje się tak również w sferze kultury i sztuki, a przykładem mogą być chociażby niektóre seriale na Netflixie, gdzie pojawiają się wątki par nieheteronormatywnych, czy osób z niepełnosprawnościami. Jeśli jesteście z nami nieco dłużej być może wiecie, że uczymy się języka migowego, więc temat osób g/Głuchych jest nam bliski i pojawił się już u nas m.in. wpis dotyczący języka migowego w filmach i serialach, czy osób G/głuchych. Tym razem chciałybyśmy nieco szerzej spojrzeć na temat osób, w sposób szczególny narażonych na wykluczenie społeczne. A to wszystko za sprawą Mai Klemp z bloga Miłość w czasach strefowych, która ku naszej ogromnej radości zaproponowała, że podzieli się z nami swoimi odczuciami na temat pewnego wyjątkowego spektaklu, jaki miała okazję zobaczyć. Ale szczegółów o tym wydarzeniu dowiecie się nieco później, bo zanim do tego przejdziemy, chcemy zaproponować Wam jeszcze krótkie wprowadzenie.
Świadomość społeczna na temat grup wykluczonych
Pomimo tego że świadomość społeczna dotycząca grup wykluczonych jest już coraz większa, nadal bywa z tym różnie. Nie zawsze to wynika ze złej woli. Bardzo często ludzie, które nie mają w swoim bliskim otoczeniu osób zmagających się z wykluczeniem, zwyczajnie nie mają świadomości istnienia towarzyszących temu problemów. Tak naprawdę poznając takie osoby, rozmawiając z nimi, zaczyna do nas docierać z jakimi trudności muszą się zmagać nie tylko one same, ale i ich znajomi, rodzina. Uświadamiamy sobie, np. że osoba poruszająca się na wózku nie ma możliwości fizycznie dostać się do wielu miejsc ze względu na bariery architektoniczne, osoba g/Głucha nie załatwi od ręki wielu spraw samodzielnie, bo wcześniej musi zgłosić potrzebę obecności tłumacza, o ile taka opcja w ogóle jest możliwa, osoba nieheteronormatywna bardzo często ukrywa swoją orientację, aby nie spotkać się ze złym traktowaniem, czy agresją. Żyjemy w XXI wieku i przykłady te wydawać by się mogły absurdalne, ale niestety… istnieją. Dlatego też tak bardzo ważne są wszelkie próby mówienia o temacie wykluczenia.
Milczenie nie zawsze jest złotem
W 2018 roku w Krakowie miała miejsce premiera spektaklu Wojna w niebie, w reżyserii Dominiki Feiglewicz, który miałyśmy przyjemność zobaczyć. Na scenie wystąpili aktorzy niesłyszący, niedosłyszący i słyszący, a spektakl był m.in. opowieścią o trudnościach społecznych, jakie wynikają z barier komunikacyjnych, czy problemach związanych z byciem niezrozumianym przez otoczenie. Zostanie widzem tej sztuki naprawdę było niesamowitym doświadczeniem i otwierało oczy na istniejące problemy, ale także w piękny sposób ukazywało, że osoby słyszące i G/głuche mogą spotkać się na scenie, tworząc coś naprawdę dobrego oraz niezwykle wartościowego. Co więcej, daje to również do zrozumienia, że szeroko pojęta kultura, ale też sztuka, nie powinny wykluczać.
Nie wyklucza również Teatr 21, czyli zespół teatralny, tworzony głównie przez osoby z zespołem Downa i autyzmem. Od 2020 roku Teatr prowadzi także Centrum Sztuki Włączającej, którego działania skupiają się na twórczości artystów z niepełnosprawnościami, a także włączaniu różnorodnych grup społecznych w kulturę, sztukę i naukę.
Chociaż to nie jedyne działania w tym obszarze, niestety wciąż przykładów takich działań jest za mało. Na pewno część z nas stwierdzi, że osoby zagrożone wykluczeniem są niewidoczne. Tymczasem one są, ale bardzo często żyją po cichu. Mają do tego oczywiście pełne prawo. Natomiast to skrywanie swojego „ja” może być związane z zupełnie innymi czynnikami. Wśród nich niestety znajdziemy przemoc fizyczną, słowną, brak poszanowania dóbr czy rodząca się obawa przed brakiem akceptacji. A tej wciąż niestety w naszym kraju nie brakuje.
Skupmy się jednak na wątku kultury i sztuki. Z założenia jest to obszar, który powinien łączyć, a nie dzielić. I jeżeli chociaż przez chwilę pomyśleliście, że nie istnieje sposób na to, aby na scenie mogli spotkać się przedstawiciele każdej z wykluczonych grup, proponujemy głos z innego zakątka ziemi. Mimo różnych wad jakie ma Nowy Jork, posiada on również takie obszary, z których możemy czerpać. W sposób wspaniały przedstawiła to sztuka, na której była Maja Klemp. Autorka bloga Miłość w czasach strefowych postanowiła podzielić się z Wami swoją opinią o spektaklu Szekspira.
Szekspir nie wyklucza
* Nowy Jork cieszy się właśnie sześćdziesiątą edycją cyklu spektakli Szekspir w Parku (Shakespeare in the Park). Inicjatywa powstała w 1954 roku, kiedy to Joseph Papp rozpoczął warsztaty szekspirowskie, a następnie darmowe przedstawienia w dzielnicy Lower East Side. Z czasem spektakle zostały przeniesione do kultowego Central Parku, konkretnie nad Żółwi Staw. Władze parku zażądały wtedy, żeby organizatorzy wydarzenia pobierali od widzów opłatę za wejście – miała ona pokryć koszty związane z ratowaniem niszczonego przez publikę trawnika. Sprawa trafiła do sądu, Papp wygrał, a stojący po przeciwnej stronie barykady Robert Moses postanowił zebrać fundusze na budowę teatru.

Ideą Szekspira w Parku jest uczynienie sztuki teatralnej dostępną dla każdego. Na przedstawienie w Delacorte Theater może przyjść każdy, bez względu na status majątkowy, czy obywatelstwo. Trzeba jedynie uzbroić się w cierpliwość i rankiem w dniu przedstawienia ustawić w bardzo długiej kolejce. Dystrybucja darmowych biletów zaczyna się o 12.00, żeby mieć pewność, że dostanie się bilety, warto być w Parku już o 8 rano. Nie znaczy to jednak, że amatorzy teatru muszą przez bite cztery godziny stać sobie nawzajem na plecach. Kolejka po bilety na Szekspira w Parku przypomina raczej piknik – wzdłuż jednej z parkowych dróg pojawiają się kolorowe kocyki i wylegujący się na nich ludzie z książkami. Czasami ktoś przyniesie kosz piknikowy, czasami zamówi dowóz jedzenia z Uber Eats. Gdyby nie okrutnie wczesna pora, byłaby to czysta przyjemność. O 12 całe towarzystwo wstaje, zbiera kocyki i ustawia się grzecznie w kolejce. Nikt się nie wpycha. System jest jasny – jedna osoba w kolejce może odebrać dwa bilety, nie ma jednak opcji trzymania miejsca dla innych, którzy dojdą przed samą dwunastą. Jest to bardzo demokratyczne – tutaj nie ma miejsca na przywileje ludzi bogatych. Łatwiej mają jedynie seniorzy, którzy mogą ustawić się w osobnej kolejce. Bo Szekspir nie dyskryminuje. I jak się okazuje, nie wyklucza.


W sezonie wystawiane są dwie sztuki tego nieśmiertelnego barda – tragedia i komedia. Jubileuszowa edycja Shakespeare in the Park to Ryszard III i Jak Wam się Podoba. Już sama tragedia może stanowić nie lada niespodziankę – rolę tytułowego antybohatera powierzono Danai Gurirze, czarnoskórej aktorce znanej między innymi z produkcji Marvela. Jeśli ktoś ma ochotę zacząć teraz pyskować, że kto to widział, żeby czarnoskóre kobiety grały białych mężczyzn, uprzejmie przypominamy, że początkowo w sztukach Szekspira role żeńskie powierzano mężczyznom i jakoś nikt z tego problemu nie robił. A Gurira jest naprawdę fenomenalna. Ryszard jest elektryzujący, magnetyczny, śmieszny, przerażający, odrzucający, intrygujący, ale przede wszystkim – bardzo ludzki. Łatwo byłoby jej przyćmić pozostałych aktorów, gdyby nie to, że każdy jeden lśnił własnym blaskiem.
Bo Gurira to nie koniec niespodzianek w obsadzie! Kolejne zaskoczenie czeka widzów, kiedy na scenę wjeżdża grana przez Ali Stroker Anne. Wjeżdża, ponieważ Stroker porusza się na wózku. Przyznam szczerze, że przez pierwszych kilka sekund odczuwałam konsternację – czy szekspirowska Anne była postacią z niepełnosprawnością? Czy ja o czymś zapomniałam? Nie. Nie była. I nie ma to najmniejszego znaczenia, ponieważ Stroker jest fantastyczną aktorką, pierwszą, która wystąpiła na wózku na broadwayowskich scenach. Jej niepełnosprawność nie ma żadnego znaczenia, już po chwili przestaje się ją zauważać. Nie definiuje jej, nie ogranicza jej siły przekazu, nie powstrzymuje przed doskonałą interpretacją postaci Anne. Później na scenie pojawiają się również osoby niskorosłe i G/głuche. Migany Szekspir porusza do głębi, sprawiając, że uwaga wszystkich widzów skupia się na migających aktorach. W tym na genialnej Monique Holt, grającej matkę Ryszarda. Dla mnie bardzo symboliczne i istotne dla przekazu jest to, że nie wszystkie kwestie migane przez G/głuchych aktorów były tłumaczone przez mówiących aktorów – szczególnie te związane z uczuciami i emocjami były tak wymowne, że nie wymagały tłumaczeń. I niezwykle hipnotyzujące. Wreszcie, rola Richmonda, który ostatecznie kładzie kres krwawym zapędom Ryszarda została powierzona Gregg’owi Mozgali, aktorowi z porażeniem mózgowym, który sam siebie określa jako „Potrójne zagrożenie: aktor, pisarz i kaleka” (ang. “Triple Threat: “Actor, Writer, Cripple.”). I jako dobry „kaleka” odnosi triumf nam podłym Ryszardem. Sztuka, w której główny bohater zostaje ukształtowany przez trwające całe jego życie szykanowanie, spowodowane jego kalectwem, zostaje przewrotnie wystawiona jako spektakl promujący równość między wszystkimi ludźmi – bez względu na płeć, kolor skóry czy niepełnosprawność.

Co ciekawe, zupełnie inaczej sztukę odebrał recenzent New York Post’a – według niego była ona płytka i chaotyczna, a obsada kompletnie nietrafiona. Argumentem koronnym było to, że Ryszard III, postać, która oryginalnie była źle traktowana z uwagi na swoje kalectwo (co miało w rezultacie uczynić z niego osobę podłą i zgorzkniałą), był grany przez aktorkę bez niepełnosprawności. Ja z kolei uważam, że był to zabieg absolutnie genialny, pozostawiający wiele możliwości interpretacyjnych. Od banalnego stwierdzenia, że prawdziwym kalectwem jest kalectwo duszy – osobom z niepełnosprawnościami powierzono w sztuce role pozytywniejszych bohaterów, odczarowując tym samym nadużywany w literaturze kanon podłego kaleki. Ja jednak poszłabym o krok dalej. Fizyczne kalectwo Ryszarda III od najmłodszych lat miało dyskwalifikować go z walki o władzę. Czy nie możemy powiedzieć tego samego o czarnych kobietach w amerykańskim społeczeństwie? Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że biały mężczyzna z niepełnosprawnością ma większą szansę osiągnąć sukces niż czarna kobieta. Nie dziwię się jednak, że autor recenzji z New York Post’a, Johny Oleksinski jest tego nieświadomy. Przykre jednak jest to, że postanowił on oceniać sztukę przez pryzmat niepełnosprawności członków obsady. Ponieważ dla mnie, największym osiągnięciem tej interpretacji sztuki Szekspira było przekazanie, żeby patrząc na ludzi, nie dostrzegać w pierwszej kolejności ich niepełnosprawności.
* fragment tekstu napisany przez Maję Klemp
Tymczasem w Polsce…
U nas reżyserzy spektakli, filmów czy seriali boją się zapraszać osoby, które mogą być zagrożone wykluczeniem. W związku z tym, takim osobom ciężko jest zostać aktorem czy aktorką. Trzeba naprawdę być wytrwałym lub mieć szczęście do napotykanych na swojej drodze ludzi, aby osiągnąć sukces. W naszym kraju było już kilka sztuk, gdzie kobiety grały drag queen, główny bohater był osobą z niepełnosprawnością i poza kilkoma artykułami na ten temat, nie zyskało to szerszego rozgłosu. A na koniec zostawiamy Was z pewną myślą.
Spróbujcie sobie wyobrazić, że idziecie do teatru w Polsce i na scenie pojawia się osoba niskorosła, g/Głucha aktorka, a białego mężczyznę gra czarnoskóra kobieta. Jakie byłyby reakcje publiczności, co napisaliby w recenzjach krytycy, czy za sprawą aktorów o spektaklu tym zrobiłoby się głośno? Pozostawiamy Was na koniec z tym pytaniem. Bardzo chętnie usłyszymy, a właściwie przeczytamy co Wy o tym myślicie. A może mieliście okazję być widzami podobnych produkcji?
Dziękuję Wam 😘
To my Ci mega dziękujemy! ❤
Klasyka, taki spektakl w Polsce długo nie przetrwałby na scenie, taka naszą rzeczywistość :(((