Istnieją zawody, w których słowo „rutyna” nie istnieje. Jeden z nich wykonuje Marcin Ciepielewski, który na co dzień zajmuje się fotografią ekstremalną. Okiem swojego obiektywu uwiecznia ludzi, decydujących się na pokonanie własnych barier, zarówno tych psychicznych jak i fizycznych. Towarzyszy im podczas zdobywania kolejnych szczytów, bez względu na to czy wspinają się po górach, czy lodowcach. Jak przygotowuje siebie i sprzęt do takich wyzwań i czy fotografia wspinaczkowa jest w Polsce czymś, co pozwala się utrzymać?
Zapowiedz siebie!
Jestem absolwentem Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wspinam się od 2001 roku, należę do lubelskiego Klubu Wspinaczkowego Kotłownia i Sekcji Wspinaczki Sportowej KS Korona w Krakowie. Swoją przygodę z aparatem fotograficznym zacząłem jeszcze na studiach, ale dopiero połączenie fotografii i wspinaczki przerodziło się w prawdziwą pasję. Fotografowaniem zajmuję się nieomal od zawsze. Doskonale pamiętam godziny spędzone w improwizowanej w kuchni ciemni z moim Dziadkiem oraz mój pierwszy aparat wręczony mi przez wujka – nomen omen średnioformatowy Lubitel na filmy 6×6. Studia na Wydziale Artystycznym UMCS instynktowną miłość do aparatu fotograficznego wzbogaciły o wiedzę i świadomość formy, zasad kompozycji, umiejętność patrzenia i odnajdywania porządku w chaosie kształtów i kolorów otaczającego świata. Jednak to właśnie wspinanie okazało się czynnikiem najbardziej kształtującym i rozwijającym w mojej fotograficznej drodze. To właśnie we wspinaniu dostrzegłem największe bogactwo tematów, inspiracji fotograficznych i to właśnie fotografia wspinaczkowa ukształtowała mnie, jako świadomego fotografa.
Gdybyś miał wskazać wyzwania z jakimi najczęściej mierzysz się jako fotograf ekstremalny co by to było?
Wyzwaniem największym jest codzienne utrzymanie. W chwili obecnej fotografowanie to mój zawód i źródło utrzymania. Natomiast w obszarze fotografii wspinaczkowej bardzo trudno jest w Polsce zarobić na życie. Bardzo się cieszę, że udało mi się nawiązać współpracę z kilkoma firmami z kręgów wspinaczkowych i outdoorowych. Takie zlecenia zawsze przyjmuję z wielką radością. Jednak mimo wszystko bardzo trudno jest mi tylko na tym bazować. Większość pozostałych projektów, które realizuję jest przeprowadzana na zasadach koleżeńskich. Jeżeli ktoś ze znajomych wspinaczy zrobi jakąś ciekawą drogę, często jadę zrobić mu zdjęcia. Zdarza się też, że sam proponuję znajomym (i nie tylko) udział w moich projektach i pomysłach. I chyba to jest największy problem, brak możliwości utrzymania się z tej bardzo trudnej i wymagającej pracy, brak stabilności finansowej, a co za tym idzie także problemy z finansowaniem wyjazdów i projektów, z zapleczem i budżetem sesji. Domyślam się, że zadając takie pytanie chodziło o inną odpowiedź, o wyzwania w ścianie, walkę z żywiołami, pogodą, strachem itd., ale… rzeczywistość jest właśnie taka. W górach, z ekipą przyjaciół, wspinaczy oceniamy możliwości i zagrożenia, wspólnie zastanawiamy się, co jesteśmy w stanie zrobić w danych warunkach i razem sobie radzimy, aby osiągnąć zamierzony efekt. Te decyzje są w gruncie rzeczy proste. Na dole jest trudniej.
W jaki sposób przygotowujesz swój sprzęt, ale i siebie do takich sesji?
Chyba każdy fotograf ma swoje własne patenty i sposób pracy. Jeśli chodzi o mnie, jednym z najważniejszych i jednocześnie chyba najboleśniejszych aspektów fotografowania wspinania jest to, że nie potrafię jednocześnie się wspinać i fotografować. Zawsze jest to moment decyzji, czy jadę się powspinać czy robić zdjęcia. Każda z tych czynności wymaga dużego zaangażowania zarówno fizycznego jak i mentalnego. Nie potrafię się skupić na obu tych aktywnościach naraz. W moim przypadku – mimo że pewnie nie jest to zauważalne na zewnątrz – dzień zdjęciowy jest związany z bardzo dużym skupieniem, pracą, która rozgrywa się w mojej głowie, na długo zanim wezmę aparat do ręki. Dlatego bardzo trudno mi myśleć o zdjęciach, a jednocześnie koncentrować się na trudnych przechwytach. Nie da się ukryć, że od pewnego momentu już odpuściłem sobie wspinanie i trening na wysokim poziomie, na rzecz fotografii. Jednak warto pamiętać, że tego typu praca wymaga od Ciebie dobrej kondycji fizycznej. Mimo że już nie trenuję tak ciężko jak kiedyś, to jednak ruszać się trzeba cały czas. To jest naprawdę ciężka fizyczna robota, zwłaszcza w górach i podczas fotografowania zimą. Trzeba wnieść na górę nie tylko sprzęt fotograficzny, ale też wspinaczkowy – linę, na której będę podchodził i wisiał w trakcie sesji, uprząż, karabinki, lonże itp… To wszystko waży i wszystko niesiesz na własnych plecach.
Natomiast, jeśli chodzi o sprzęt fotograficzny, to uważam, że w dzisiejszych czasach technologia poszła tak do przodu, że każdym aparatem da się zrobić dobre zdjęcie i raczej zależy to bardziej od umiejętności, myślenia, patrzenia niż jakiegoś wysublimowanego sprzętu. Mimo iż teraz używam profesjonalnych korpusów Nikona, to w przeszłości fotografowałem także modelami z niższej półki. Oczywiście sprzęt pomaga. Wiele rzeczy da się zrobić szybciej, wygodniej, w niektórych przypadkach może stać się progiem nie do przeskoczenia. Jednak jeśli ktoś chce zaczynać fotografowanie w skałach – nie uważam, że posiadanie od razu sprzętu z najwyższej półki jest konieczne. Przy wyborze sprzętu nacisk kładłbym przede wszystkim na wybór obiektywów, bo to one dają największe pole manewru. Z drugiej strony przez długi czas byłem maniakiem sprzętowym. Cały czas śledziłem nowinki, odkładałem pieniądze na nowe szkła, korpusy… aż w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że te kolejne zakupy nie posuwały mnie ani trochę do przodu i faktycznie może mam coraz to lepszy sprzęt, ale go praktycznie nie używam, nie wykorzystuję absolutnie nawet ułamka jego możliwości. Dlatego diametralnie zmieniłem podejście do tej kwestii. Poszukiwanie nowinek i przegląd rynku robię dopiero wtedy, kiedy poczuję, że faktycznie sprzęt zaczyna mnie w jakimś aspekcie ograniczać. Dlatego na przestrzeni ostatnich 5-6 lat dokonałem zaledwie 2-3 zakupów i fotografuję 3 obiektywami, z których staram się wydobyć maksimum możliwości.
Na czym polega Twoja współpraca ze wspinaczem?
Fakt, że sam jestem aktywnym wspinaczem pomaga mi uchwycić piękno ruchu i dynamikę scen fotografowanych w skałach. Myślę, że dzięki temu zdecydowanie lepiej rozumiem i dostrzegam interesujący moment, ciekawą sekwencję ruchów, ułożenie ciała. Zwykle preferuję fotografowanie z góry, ponad wspinaczem, z liny, ewentualnie z boku. Jedno z moich najlepszych i najbardziej utytułowanych zdjęć – „The X” wykonałem z dołu, z ziemi – więc uważam, że nie należy przywiązywać się do schematów i czasem je łamać. Linę wieszamy albo podchodząc od tyłu, łatwym wejściem (o ile istnieje), albo wspinacz pokonuje drogę, montuje mi linę poręczową, po której podchodzę na specjalnych przyrządach samozaciskowych razem ze sprzętem fotograficznym.
Zdjęcia, które robię, często powstają w wyniku wcześniejszych przemyśleń, przygotowań i eksperymentów. Często obserwuję, gdzie wspinacz wykonuje najciekawsze sekwencje ruchów (dlatego dość komfortowe jest fotografowanie, gdy wspinacz patentuje dopiero drogę, bo ruchy powtarza wielokrotnie) – czasami przed sesją badam lokalizację, aby wiedzieć, kiedy będzie najlepsze światło i gdzie powiesić linę, aby uzyskać najciekawszą perspektywę i kadr. Przywiązuję dużą wagę do szczegółów. Dbam o to, aby pod skałą nie było bałaganu, rozrzuconych rzeczy, które wchodziłyby w kadr. Nawet w plecaku zawsze mam dwie lub trzy dodatkowe kolorowe koszulki dla moich modeli, więc w razie potrzeby mogę lepiej dopasować kolorystykę sceny. Zawsze staram się uczestniczyć w organizowanych przedsięwzięciach wspinaczkowo-fotograficznych aktywnie i w miarę możliwości bez taryfy ulgowej. W plecaku noszę tyle, co wszyscy, albo więcej, ponieważ oprócz sprzętu wspinaczkowego połowę plecaka zajmuje aparat i obiektywy, a nieraz też lampy. Ciężkie podejście, wniesienie sprzętu, zimno, deszcz, moknięcie w ścianie, przejmujące zimno i drętwiejące palce na stanowisku na lodospadzie, olbrzymia ekspozycja i strach przy zjazdach w przepaść, ale też wspaniałe wschody i zachody słońca w górach, biwak w ścianie, żarty i szydera w czasie wycofu. To wszystko powoduje, że jesteś czynnym uczestnikiem zdarzeń, naocznym świadkiem i w dużej mierze sam odczuwasz na własnej skórze, z czym mierzą się wspinacze pokonując swoje projekty. Dla mnie te doświadczenia są tym cenniejsze, że miałem zaszczyt towarzyszyć naprawdę wielkim wspinaczom podczas ich przejść. Przejść, które dla mnie są (nawet w szczycie formy) całkowicie nieosiągalne.
Nie ukrywam też, że w wielu przypadkach – nawet, kiedy moi towarzysze ogarniali linową logistykę, abym mógł się znaleźć w wymyślonym, odpowiednim miejscu do zdjęć – już same zjazdy czy wiszenie na linie nad przepaścią, kombinacje z dociąganiem się do skały, aby złapać odpowiedni kąt widzenia, czy wykręcanie kolejnych śrub lodowych wzmacniających stanowisko i w efekcie zjazd na jednym abałakowie po zakończonej sesji – były dla mnie sporym wyzwaniem psychicznym i fizycznym. Jednak doświadczenie, które nabywasz w takich sytuacjach pozwala Ci skupić się na fotografowaniu. Dlatego też pomimo strachu, zmęczenia i zimna jesteś w stanie myśleć trzeźwo, klarownie i precyzyjnie układać kadr, działać szybko, komunikować się z modelem. Tak, aby uzyskać efekt warty tych wszystkich wysiłków. Myślę także, że fakt uczestnictwa w sesji fotograficznej w ścianie, ze wszystkimi tego konsekwencjami dużo lepiej pozwala na sprawną, jasną i owocną komunikację z modelem. Z jednej strony dzielicie razem wszelkie niewygody, wszyscy są zmęczeni, zmarznięci i przestraszeni. Z drugiej – fotograf na własnej skórze odczuwa jak jest i widzi, czego może oczekiwać, co da się zrobić lub nie i z czym mierzy się wspinacz.
Jaką rolę w fotografii wspinaczkowej odgrywa bezpieczeństwo?
Kluczową. Zawsze organizując sesję w pierwszej kolejności dbamy o bezpieczeństwo dla nas wszystkich. Wspinam się ponad 20 lat, więc procedury oraz operacje sprzętowe mam opanowane. Pracuję ze świetnie wyszkolonymi ludźmi, więc ten temat jest zawsze na pierwszym miejscu. Zawsze wychodziłem z założenia, że żadne zdjęcie nie jest warte nadmiernego ryzyka.
Nieodłącznym punktem w bardziej skomplikowanych projektach – czy to w górach czy np. na lodospadach jest wspólne omówienie pomysłu na zdjęcia. Razem ze wspinaczami analizujemy linię wspinaczki, asekurację na niej, miejsce, gdzie chciałbym zrobić zdjęcia, czy to miejsce jest bezpieczne dla wspinacza. Omawiamy możliwości zawieszenia poręczówki dla mnie w bezpieczny sposób. Tak, abym znalazł się w odpowiednim miejscu oraz bym nie przeszkadzał wspinaczowi w czasie prowadzenia drogi. Oczywiście nie znaczy to, że zawsze będzie super bezpiecznie. Wspinanie w czeskich piachach, często przy bardzo oszczędnej asekuracji, czy też w lodzie, z definicji jest czynnością niebezpieczną. Nie ukrywam, że w wielu przypadkach, podczas fotografowania Krzyśka Rychlika pokonującego WI6 serce waliło mi w piersi, a trzaskowi migawki towarzyszyły przewalające się w głowie myśli „żeby tylko nie odpadł, żeby to wszystko się nie urwało…”. Natomiast zawsze staramy się, aby sesja przebiegała w zakresie akceptowalnego ryzyka. Jeżeli ktokolwiek z nas stwierdzi, że dla niego robi się zbyt niebezpiecznie, wtedy odpuszczamy i szukamy innych możliwości.
Na co zwracasz uwagę podczas robienia zdjęć?
Jest wiele czynników, na które zwracam uwagę. Fotografia wspinaczkowa jest dziedziną specyficzną, ponieważ jednak mimo wszystko w wielu aspektach bliżej jest jej do fotografii pejzażowej, niż sportowej. Dzieje się to za sprawą tego, że jest to jednak w przeważającej mierze aktywność outdoorowa, uprawiana na łonie natury, więc wrażliwość na naturalne światło i okoliczności przyrody staje się tutaj bardzo ważna. Zawsze przed zdjęciami staram się zorientować jak wyglądają sprawy oświetlenia w danej lokacji, o której godzinie i z której strony operuje słońce oraz kiedy będzie najlepsza pora na fotografowanie. Korzystam z aplikacji, które pokazują mi pozycję słońca w danym miejscu w kolejnych godzinach. Analizuję, co się dzieje w danym miejscu, jak układa się słońce, światło, kiedy będzie najlepszy czas na foty i w którym miejscu się ustawić. Bywa, że czekam na zdjęcia cały dzień, by zrobić sesję po południu lub wieczorem. Podczas ostatniej sesji w Alpach wstaliśmy o 4 rano, aby złapać światło wschodzącego słońca. Zapewniam, że na wysokości 3800 m npm nie było to przyjemne ani dla mnie, ani dla zespołu wspinaczy – Michała Czecha i Kingi Biernat, którzy niedługo później już wspinali się po 8a do zdjęć. Nieraz też posiłkuję się światłem błyskowym – albo kompletnie rezygnując z naturalnego oświetlenia (jak np. podczas sesji w Jaskini Mamutowej) dla otrzymania wymyślonego efektu, albo mieszając je ze światłem zastanym.
Przez długi czas uważałem się za fotografa jednego zdjęcia. To znaczy, że skupiałem się na wykonaniu jednego, kompletnie skończonego obrazu fotograficznego. Z doskonałą kompozycją, uchwyconym najciekawszym ruchem, pięknym oświetleniem. Nie da się ukryć, że walory formalne są dla mnie jednym z najważniejszych aspektów. Jak pisał Maurice Denis – „obraz, zanim stanie się aktem, koniem bojowym lub anegdotą jest przede wszystkim płaską powierzchnią pokrytą farbami w określonym porządku”. Konstrukcja kadru, kompozycja, akcenty kolorystyczne, uchwycony moment i rysujące się na twarzy emocje – wysiłek, lub skupienie – to wszystko składa się w jedną całość i zdjęcie pozbawione któregoś z tych elementów nie będzie już tak dobre. Jednak pomimo faktu, że wciąż tworzę takie pojedyncze obrazy fotograficzne, to jednak ostatnio staram się też rozwijać w kierunku podejścia bardziej reportażowego, opowiadać jakąś historię za pomocą serii fotografii. Pokazywać nie tylko jeden kluczowy ruch, ale także to, co działo się pod skałą. Te wszystkie czynności typu podejście pod sektor, asekuracja, przygotowanie do wspinania, rozmowy i żarty, przeglądanie schematów, wspólne omawianie patentów itp. – czyli to wszystko, co tworzy wspinanie. Takie podejście otwiera nowe perspektywy i sprawia, że próbuję czegoś nowego.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa adrenalina?
Połączenie dwóch pasji – wspinania i fotografowania – stało się moim stylem życia. Połączyło w sobie te wszystkie aktywności, które są dla mnie ważne w życiu – pozwoliło mi podróżować, być świadkiem trudnych i wymagających przejść w skałach i górach, towarzyszyć w przygodach świetnych wspinaczy, spędzać czas z dobrymi przyjaciółmi i dzielić się z nimi wszystkimi przeżyciami, pokazywać te wszystkie inspirujące chwile. W wielu przypadkach fotografowanie pozwoliło mi doświadczyć wspinaczek, których sam nigdy nie byłbym w stanie zrobić. Mogłem je udokumentować towarzysząc zespołom z aparatem fotograficznym. Można więc powiedzieć, że dzięki fotografowaniu poznałem także pewne obszary wspinania, które dotąd były dla mnie niedostępne. Natomiast chyba Was rozczaruje, bo adrenalina nie jest w tym wszystkim jakimś motorem… Wydaje mi się, że media rozdmuchały jakąś modę na bycie ekstremalnym, nabuzowanym adrenaliną. W mojej pracy zupełnie tego wszystkiego tak nie odbieram. Owszem, są niekiedy silne emocje, strach, wyczerpanie i zmęczenie do granic możliwości, ale to wszystko – wspinanie, fotografowanie – dzieje się raczej w dość powolnym tempie. Dużo jest namysłu, długotrwałego wysiłku, czekania, marznięcia – tu naprawdę nie ma żadnych fajerwerków. Niebezpieczny charakter naszej aktywności naprawdę wymaga rozwagi, spokoju, kalkulowania ryzyka. Wspinanie, aktywność w górach ze względu na potencjalne niebezpieczeństwa raczej wymaga umiejętności unikania lub minimalizowania ryzyka niż szukania tej medialnej „adrenaliny”.
Zapraszamy Was do odwiedzenia strony Marcina. Facebooka i Instagrama.
Ale to jest dobre! Ja pierdziele, jaki ten ziomek musi mieć wysoki próg strachu! Szok! Taka odpowiedzialność za siebie i modeli. Zdjęcia przepiękne!
My mamy ciarki jak tylko patrzymy na te zdjęcia! 🙈