Historia tej kolekcji sięga pewnego bohaterskiego czynu, którego to dokonała Amelia. Podczas szkolnych lat ocaliła bowiem pewną zgubę przed swoimi kolegami z klasy. Była to niewielka i urocza biedronka, która stała się zalążkiem kolekcji, a Amelia stała się biedronkową opiekunką. 🙂 Poznajcie kolejną Kolekcjonerkę!
Zapowiedz swoją kolekcję!
Biedronki to niby takie niepozorne stworzonka, a są przecież pożyteczne, pięknie ubarwione i niesamowicie sympatyczne. To bohaterki kilku książeczek dla dzieci, bajek oraz filmów przyrodniczych. Są charakterystycznym symbolem lata i nieodzownym elementem łąk. Ja zakochałam się przede wszystkim w ich czerwonych kropkowanych na czarno ubrankach…. i swego rodzaju tuszy, bo przecież ten kulisty kształt ich ciałek ma swój urok.
Co wchodzi w skład Twojej kolekcji?
Biżuteria: kolczyki, przywieszki, broszki, pierścionki, bransoletki, książeczki o biedronkach (w tym książeczka skąd wzięło się powiedzenie „biedroneczko leć do nieba przynieś mi kawałek chleba), naklejki ścienne, breloczki do kluczy, zapalniczki, zakładki do książek, figurki, świeczki, skarbonki, maskotki, strój karnawałowy, czyli skrzydełka i czółki, kubki, filiżanki oraz szklanka, torebki oraz portfel, kosmetyczka, pudełka do przechowywania, torebki prezentowe, chusteczki, serwetki stołowe, rajstopki, skarpetki i bluzeczki dziecięce, kilka jeszcze ocalałych prac plastycznych przedstawiających biedronki od wielu moich przedszkolaków, tatuaż.
Posiadam kilkanaście eksponatów, które nie przestawiają biedronki jako głównej bohaterki, ale zawsze gdzieś tam jest np. taki obraz z Aniołem, na którego szacie siedzą biedronki. Myślę, że kolekcja liczy jakieś 200 sztuk.
Jak to się zaczęło?
Zaczęło się w którejś z pierwszych klas szkoły podstawowej kiedy to po skończonych lekcjach weszlam do szatni i na podłodze zobaczyłam maskotkę, biedronkę. Zaniosłam do Pani woźnej, bo pomyślałam, że może ktoś się zgłosi, może ktoś płacze za zgubioną zabawką. Pani woźna beznamiętnie odparła, żebym odniosła gdzie znalazłam, to jak się komuś przypomni to wróci i zabierze. Byłam wstrząśnięta jak oto ta Pani może nie wiedzieć, że jak tę biedna biedronkę dopadną chłopaki z mojej klasy to będzie po niej. Zabrałam do domu. Nadałam imię Teodor i od tamtej pory zaczęłam je zbierać.
W jaki sposób najczęściej te zbiory do Ciebie trafiają?
Kupuję na potęgę sama. Jak tylko coś „ma” biedronkę jest moje. Czasami naprawdę długo sama sobie muszę tłumaczyć, żeby czegoś nie kupować, bo już podobne mam. Znaczna część kolekcji to jednak prezenty od mojej rodziny, przyjaciół, znajomych lub dzieci przedszkolnych. Każdy kto mnie poznaje po 2 minutach wie, że kocham biedronki i mam to szczęście, że ta wiedza zapada w pamięć. Dlatego przy jakiejś okazji jak urodziny, imieniny czy spotkanie po latach otrzymuję biedronki. To wspaniałe.
Które egzemplarze są Twoimi ulubionymi?
Myślę, że nie tyle ulubione, bo kocham wszystkie, ale największy sentyment mam do Teodora. I od niego się zaczęło. Każda z moich zdobyczy biżuteryjnych jest mi niezwykle bliska. Zakładam głównie na jakąś okazję by nie zgubić czy też nie zniszczyć. Uwielbiam swoje biedronki.
Jaka jest najbardziej wyjątkowa historia związana z Twoją kolekcją?
Są dwie takie historie, które były wzruszające i niespodziewane zarazem. Pierwsza to taka, że kiedy odchodziłam z pracy rodzice i dzieci z mojej grupy przedszkolnej przygotowali dla mnie na pożegnanie niespodziankę. Były kwiaty i prezenty, a wśród nich biedronka laurka, której skrzydełka miały tyle warstw ile dzieci w grupie i na każdym było coś narysowane. Zachowałam oczywiście z ogromną przyjemnością. Był też kubek z ręcznie malowanymi biedronkami, który również można zobaczyć na zdjęciu.
Druga historia to były moje urodziny, chyba 27, ale nie jestem pewna. W każdym razie zakolegowalam się z grupą dziewczyn, z którymi chodziłam na Zumbe. Nie wiedziałam jednak, że nasza relacja jest na tyle mocna, że przygotują dla mnie przyjęcie niespodziankę. Wyszłam z szatni, trochę zawiedziona, że nikt na mnie nie poczekał, bo dziewczyny dosłownie rozpłynęły się w powietrzu, a tam przy recepcji wszystkie stały z wielkim własnoręcznie upieczonym, gigantycznym tortem w kształcie biedronki. Najpierw się wzruszyłam (choć nie lubię niespodzianek, nigdy nie wiem gdzie oczy podziać), a następnie dosłownie chapnęłam biedronkę pakując w nią całą twarz. Myślę, że te dwie historie zapadły mi w pamięć i wspominam je ze wzruszeniem.
Tutaj możesz zostawić komentarz: