Jeżeli jesteście tu z nami od jakiegoś czasu to wiecie, że w miastach zawsze szukamy „tego czegoś”. Najlepiej byłoby, gdyby zostało to także połączone z kulturą, sztuką czy inną formą spędzania wolnego czasu, która przyprawiłaby nas o dreszcze. I chociaż, przyznajemy się, że z Opolem na Zapowiedz nie jest nam po drodze (wydarzenia na świecie, choroby) to postanowiłyśmy mimo wszystko podzielić się z Wami ostatnią atrakcją w tym mieście, jakim jest Galeria Sztuki Współczesnej w Opolu.
Późno. Tylko ta galeria jest długo otwarta
Jak to zwykle w życiu bywa, planów dużo, czasu za mało. Galeria Sztuki Współczesnej w Opolu to był nasz ostatni punkt na liście do zobaczenia. Jednak pierwszego popołudnia wycieczki nie chciałyśmy bezczynnie zmarnować, więc widząc, że jest długo otwarta, udałyśmy się tam w upale. Gdy doszłyśmy, kupiłyśmy bilet, a pani zapytała nas czy chcemy zostawić swoje adresy e-mail, bo obecnie trwa loteria z nagrodami, również pieniężnymi. Dałyśmy, bo czemu nie? Na wszelki wypadek jednak podałyśmy te niemalże nigdy nieużywane. Potem zaś udałyśmy się na zwiedzanie i… przeszło to nasze najśmielsze oczekiwania. Nie zdarza nam się to często, że spotykamy się ze sztuką współczesną, która podoba nam się w 100% i to w jednym miejscu. Dlaczego? Powspominajmy razem.
Wszystko inne lecz dopasowane
Przede wszystkim, zanim przejdziemy do meritum, istotne w Galerii są same przestrzenie. Są one idealnie przygotowane pod to, aby wyeksponować sztukę. Tam, gdzie znajdowały się obrazy, rzeźby, nie było zbędnych rozpraszaczy. Zaś sale z animacjami wprowadzały nas w klimat już od samego początku. Pierwsze obiekty, jakie zobaczyłyśmy, były związane z kobietą, ale też Polską. Chociaż może lepiej byłoby powiedzieć – polskością. Naszą uwagę zdecydowanie przykuła patera wypełniona odwzorowanymi artystycznie kobiecymi częściami ciała. Bardzo symboliczna, brutalna lecz wymowna.
No i oczywiście zdjęcie kobiety wystylizowanej na syrenę. Chociaż sama modelka, do wyidealizowanego wizerunku tego mitycznego (przynajmniej w teorii. My tam w syreny wierzymy) stworzenia nie do końca pasuje. Dla nas coś absolutnie pięknego, oddającego współczesne podejście do kobiet, ich roli i postrzegania. Nie obyło się tu również bez animacji, na której kobieta za pomocą słomki, produkuje bąbelki w swojej szklance. Robi więc coś, co nie jest odbierane jako zgodne z kulturą osobistą. Wiele osób wręcz by powiedziało, że nie przystoi kobietom. Tylko czy to ważne co myślą inni? 😉
Istota problemów często tkwi w ludziach
Największe wrażenie jednak zrobiło na nas ciemne pomieszczenie, gdzie główną rolę odgrywała optyka. Każde spojrzenie na animacje czy dany obiekt sprawiało, że czułyśmy i widziałyśmy dokładnie coś innego. Został tu także poruszony istotny problem wykorzystywania zwierząt do niecnych celów, m.in. zwiększenia swojej popularności w social mediach. Mogłyśmy m.in. przyjrzeć się eksperymentowi z Mexine Wine Town w Chinach, kiedy to aby zwiększyć oglądalność transmisji w mediach społecznościowych, wykorzystano żywą świnię. Zwierzę wcześniej odurzono środkami uspakajającymi, ubrano w pelerynę supermana, a następnie założono świni uprzęż i przygotowano do skoku na bungee. Efekt? Zwierzę piszczało, a po skoku zostało oddane do rzeźni, gdzie wykryto u niego liczne obrażenia wewnętrzne.
W tej sali także nie zabrakło elementów kojarzących się z podwodnym światem syren, czyli m.in. takiego oto obrazu z lustrem.
Czy to wszystko? Absolutnie nie!
Jeden z eksponatów nawiązywał również do pandemii. Ciekawa była instalacja, w której wykorzystano przedmioty, których używaliśmy podczas zamknięcia.
Nie obyło się także bez obrazów z niezwykle popularnymi w Polsce ośmioma gwiazdkami. Innym problemem jaki wyłonił się z prac był konsumpcjonizm.
Ale najwięcej czasu spędziłyśmy analizując Autoportret artystki Joanny Preuhs, która do opisu swojego dzieła wykorzystała wiersz Mirona Białoszewskiego o tytule Autoportret odczuwalny.
W instalacji wykorzystano technikę hologramu. Twarz i ciało Artystki nie były jednak widoczne. Całość skupiała się na dłoniach i kolanach. Na żywo efekt jest powalający i pomimo ograniczeń, aż chce się sprawdzić czy rzeczywiście poza dłońmi nasze oko nie dostrzeże nic więcej.
Nie taka zwykła galeria
Prawdę mówiąc, udając się do tej galerii łatwiej będzie zaprzyjaźnić się ze sztuką współczesną osobom, którym wydaje się ona bez sensu, nieładna bądź wręcz nie będąca sztuką. Podejmowane w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu problemy są aktualne, przedstawione w prosty, lecz dosadny sposób. I właśnie tak kształtuje się obraz tego miejsca wśród zwiedzających. W wielu przypadkach to również tu kiełkowała pierwsza miłość do sztuki współczesnej. Po wizycie w tym miejscu zaś jest się niezwykle ciężko otrząsnąć.
Rozmawiałyśmy także na temat tych wystaw z innymi ludźmi, co było niezwykle ciekawym doświadczeniem. Poznałyśmy historie kilku artystów. I tak po ludzku, polubiłyśmy tę galerię.
Jeżeli jesteście też ciekawi jak zakończył się nasz udział w loterii to… Natalia dostała nagrodę. Co prawda już w momencie, gdy byłyśmy w Krakowie i niestety nie była to nagroda pieniężna, a porcja lodów w lokalnej lodziarni.
A na koniec pozostaje nam jeszcze raz zaprosić Was do odwiedzenia Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu. Jest to bowiem miejsce, które nie tylko układa wiele w głowie, ale i w pewien sposób sprawia, że czujemy się zrozumiani. I to nie tylko przez sztukę, ale i innych ludzi.
Tutaj możesz zostawić komentarz: